Wyobrażam sobie, że Bóg pokiwa głową i powie: „Dobra, bolało. A co z tym zrobiłeś...?”
Wciąż zastanawiam się nad „ranliwością” (czyli tendencją do bycia zranionym). Czy – tak, jak łamliwość kości – ranliwość jest uwarunkowana genetycznie? Czy jedni ludzie są bardziej odporni na zranienia, a inni nie? Czy u jednych z natury goją się rany, a u innych wręcz odwrotnie? Oczywiście, wiem, że są sytuacje, w których trudno się wylizać z ran. Po prostu tak bywa w życiu, że czasami ciosy się kumulują. Czasami bywa też tak, że ktoś ma zranienia, ale wciąż żyje w jednym środowisku z ludźmi, którzy te rany zadali i dalej ranią. Dla mnie jednak jest różnica między tym, że rany jeszcze nie zdążyły się wygoić, a tym, że nie wygoją się nigdy.
Czasami słucham, jak ludzie opowiadają stare historie o tym, jak ich ktoś zranił. Nawet kilkadziesiąt lat wcześniej. Wspominają to. Zawsze się zastanawiam, czy nie mają innych wspomnień, czy też nie chcą zapomnieć swojej krzywdy. Obstaję przy swoim: jesteśmy ranieni, ale naszym zadaniem jest praca nad wyleczeniem ran. Ewangeliczne zadanie wybaczania siedemdziesiąt siedem razy brzmi dostatecznie mocno. Pomyślmy: stajemy na Bożym sądzie i opowiadamy o tym, co mamy w sobie, o naszych ranach. O tym, kto nas skrzywdził. Wyobrażam sobie, że Bóg pokiwa głową i powie: „Dobra, bolało. A co z tym zrobiłeś...?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego o rozmowach z MEN.
Rozpoczął się III Międzynarodowego Kongresu dla Małżeństwa i Rodziny.
Franciszek podkreślił, że ich zaangażowanie przełamuje obojętność współczesnego świata.