Obowiązujący od 2009 r. w Norwegii zakaz kupowania usług seksualnych okazał się skuteczny - pokazało badanie zlecone przez rząd w Oslo. Ustawa zmniejszyła skalę handlu ludźmi i wbrew obawom jej przeciwników nie przyczyniła się do wzrostu przemocy wobec kobiet.
"Ten raport pokazuje, że zakaz wyraźnie przyczynił się do redukcji zapotrzebowania na prostytucję i jej skali w Norwegii - czyli osiągnął wszystko to, co miał" - powiedział Steinar Stroem, profesor z Uniwersytetu w Oslo i jeden z autorów badania.
Wynika z niego m.in., że uliczna prostytucja w Oslo spadła o 35-60 proc. w porównaniu z sytuacją sprzed wprowadzenia zakazu, a rynek usług oferowanych w lokalach zmniejszył się o 10-20 procent.
Krytycy ustawy obawiali się, że zepchnie ona prostytucję do podziemia i narazi kobiety na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Kraje takie jak Finlandia, Francja czy Anglia wprowadziły jedynie zakaz kupowania usług seksualnych od osób będących przedmiotem handlu ludźmi bądź kontrolowanych przez sutenerów. Zagraniczne rządy z uwagą analizują rozwiązania w Szwecji i Norwegii, które karzą osoby kupujące usługi seksualne, a nie je oferujące.
"Nie znaleziono dowodów świadczących o wzroście przemocy wobec kobiet, który miał nastąpić po wprowadzeniu zakazu kupowania usług seksualnych - zaznaczają autorzy opublikowanego w poniedziałek raportu. - Wprowadzenie tego prawa w połączeniu z przepisami zakazującymi handlu ludźmi i stręczycielstwa sprawiło, że Norwegia stała się mniej atrakcyjnym celem dla handlu ludźmi zbudowanego wokół prostytucji".
Niespełna 200-stronicowy raport jest wynikiem sześciu miesięcy badań, w tym wywiadów z prostytutkami obydwu płci, policją oraz organizacjami pomocowymi.
Norweskie prawo obowiązuje wszystkich obywateli tego kraju, niezależnie od miejsca ich pobytu, Norwegowie nie mogą więc kupować usług seksualnych nawet w tych krajach, gdzie takie praktyki są legalne. Kary za złamanie tego prawa są ustalane przez lokalne samorządy. W Oslo, największym norweskim mieście, skazani klienci prostytutek muszą zapłacić 25 tys. koron (prawie 13 tys. złotych) grzywny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).