Nie mam wątpliwości: decyzja Hanny Gronkiewicz –Waltz w sprawie odwołania prof. Chazana to polityczna nagonka.
Wiemy już coraz więcej. To znaczy dowiadujemy się przeglądając inne niż mainstreamowe media (zobacz TUTAJ i TUTAJ). To co miało być opartą na wynikach kontroli odpowiednich organów głęboko przemyślaną decyzją okazuje się nagonką. Przeprowadzone niechlujnie, z pominięciem wielu ważnych elementów układanki kontrole miały służyć jedynie usprawiedliwieniu wcześniej podjętej decyzji. Co ważniejsze, w świetle obowiązujących zasad nie zostały jeszcze nawet ukończone, bo nie uwzględniały odpowiedzi na zarzuty. Nie przeszkadza to jednak nawet ważnym osobom w państwie pleść androny. O złamaniu przez prof. Chazana prawa. Od kiedy od stwierdzania takich rzeczy nie są sądy ale marszałek sejmu? Zresztą Pani Marszałek, zapewniająca o tym, jak jest o czymś głęboko przekonana wygląda może i przekonująco, ale nie dla tych, którzy pamiętają, jak zapewniała o rzetelności przeprowadzonych w Rosji sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Gorzki śmiech.
Swoją drogą w ustach osób piastujących ważne stanowiska w państwie twierdzenie, że prof. Chazana odwołano z powodu złamania przezeń prawa, brzmi kuriozalnie. Aż nie chce mi się przypominać, ile to razy obecne władze nie pozwalały obywatelom na korzystanie z konstytucyjnych praw. Utykająca na obie nogi służba zdrowia jest tego najbardziej jaskrawym przykładem. Bo tolerowanie sytuacji, że na badania czy terapię trzeba czekać miesiącami a nawet latami, to skazywanie części z nas na śmierć. Podobnie jak niefinansowanie niektórych, droższy terapii na rzadsze choroby. Ale co tam – zdają się mówić politycy - my nie łamiemy prawa, my nie mamy możliwości. Pusty śmiech. Zwłaszcza gdy pamięta się o odkładanych ad calendas graecas reformach, problemach z wprowadzeniem w służbie zdrowia mającego ukrócić nadużycia sprawnie działającego systemu informatycznego czy nie w porę podpisywanych rozporządzeniach.
Najbardziej mnie jednak irytuje gadanie, ze profesor Chazan korzystając ze swojego prawa nie pozwolił skorzystać z niego owej pacjentce. Pomijam już nawet wymowę faktów, pięknie opisanych przez Ordo Iuris (zobacz TUTAJ). Chodzi o prostą konstatację: odmawiający kobiecie aborcji nie zamyka jej drogi do szukania „pomocy” gdzie indziej. Zwłaszcza – jak to zauważył abp Hoser - w Warszawie. Natomiast ona, chcąc zmusić do lekarza do działania wedle jej życzenia jednak jego wolność ogranicza. Przecież niespełnienie jej życzenia skutkuje wywaleniem człowieka z roboty. O czym my w ogóle mówimy?
To tak jakby ktoś wszczynał raban z powodu tego, ze ktoś zaparkował samochód na miejscu, na którym on chciał zaparkować, gdy wokół jest mnóstwo wolnego miejsca. Po prostu widać, ze ktoś taki szuka zaczepki. No ale tęgie głowy naszego politycznego podwórka tego nie widzą. Zadziwiające. Tyko czekać, aż każe się wierzącym katolikom chodzić z opaskami na rękach, a w komunikacji miejskiej wyznaczy się dla nich specjalne miejsce z tyłu autobusu.
Myślę, że owi politycy nie widzą absurdu powtarzanych przez siebie twierdzeń, bo nie chcą widzieć. Jest polityczne zapotrzebowanie na odsunięcie prof. Chazana, to się okazję wykorzystuje. Tym jednym ruchem, jak to robią wytrawni szachiści, odsuwa się w cień problem rządu związany z aferą podsłuchową (uczciwie mówiąc, moim zdaniem też trochę rozdmuchany, ja tam wiem, że politycy to nie pensjonarki), a jednocześnie wszystkim sygnatariuszom „Deklaracji wiary” i całemu środowisku medycznemu wysyła się jasny sygnał: jak zechcemy, to do każdego z was się dobierzemy.
I właśnie to drugie, wysyłanie gróźb pod adresem inaczej myślących obywateli bardziej niż wszystkie inne potknięcia obecnie rządzących razem wzięte pokazuje, że do sprawowania żadnej władzy się nie nadają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Jałmużnik Papieski pojechał z pomocą na Ukrainę dziewiąty raz od wybuchu wojny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.