Bez obłoków

O Kościele otwartym i Kościele Piusa XII, kard. Kominku i recepcie na emeryturę z ks. infułatem Józefem Strugarkiem rozmawia ks. Roman Tomaszczuk.

Reklama

Ks. Roman Tomaszczuk: Da się w dwóch zdaniach podsumować półwiecze?

Ks. Józef Strugarek: Owszem. Uważam, że 50 lat w kapłaństwie przeżyłem dobrze i to pod każdym względem. Nigdy nie sprawiłem Kościołowi kłopotu, a to, co przyrzekałem przy święceniach, było treścią mojego życia.

50 lat temu – jaki był wtedy Kościół? Jakie społeczeństwo i jaki ks. Józef, neoprezbiter?

Do kapłaństwa szedłem z bojaźnią, czy rzeczywiście mu podołam w wierności, ale i z radością. Czekał na nas zupełnie inny świat od tego, który dzisiaj wita nowo wyświęconych. Jako neoprezbiter przyszedłem do Ziębic i tam przekonałem się, jak ważne i cenne są radość pracy i radość bliskości, życzliwości i szacunku ze strony wiernych. W porównaniu z tym, co mamy teraz, to było niebo. W komunizmie czuło się więź między duchownymi a świeckimi: to jest nasz człowiek, a my jesteśmy z nim! Dzisiaj patrzą na nas jak na obcych, na tych spoza rzeczywistości.

Nie spotyka się życzliwych nam ludzi?

Oczywiście, że tak. To są ci, których mamy w kościołach, ale to jest „mała trzódka”. Skończyły się życzliwe tłumy – teraz tłum jest w najlepszym razie zdystansowany, a wielu w nim nastawionych wrogo, podejrzliwie, a nawet pogardliwie wobec duchownych.

Zeświecczenie galopuje, a przecież Kościół się zmienił... Nie nadążamy?

Ja miałem to szczęście, że moje przygotowanie seminaryjne i kapłaństwo przypadły na pontyfikat otwartych papieży: od Jana XXIII po Franciszka. Bo w mojej ocenie Kościół przed Soborem Watykańskim II za mocno podkreślał strukturę prawną. Teraz jest to Kościół, który – użyję sformułowania kard. Kominka – „pochyla się nad człowiekiem”. Wprawdzie przez to nowe rozłożenie akcentów dochodzi do pewnych nadużyć, szczególnie w liturgii, jednak uważam, że otwarty Kościół lepiej służy Panu Jezusowi i owocniej głosi Ewangelię niż ten kojarzony np. z Piusem XII. Jednak chcę podkreślić, że istota Kościoła się nie zmieniła. Nie dziwię się jednak, że niektórzy tęsknią za tamtą strukturą, bo ona dawała poczucie bezpieczeństwa.

I jeszcze proszę popatrzeć na siebie: neoprezbitera i złotego jubilata.

Jedno zdanie: ideał pozostał ten sam, ale przekonanie, jak go realizować, zmieniło się. Bo nabrało ciężaru wszystkich lat, wydarzeń, przemyśleń tych eklezjalnych, społecznych, ale i osobistych. Dzisiaj nie bujam w obłokach, dzisiaj twardo stąpam po ziemi, po to, żeby niebo było bliżej codzienności – kapłańskiego życia.

Kapłańskie życie – jak je widzi ksiądz emeryt?

Podstawą naszego życia jest wiara: stanąć przy Jezusie Chrystusie i z Jezusem iść przez życie. Wracam często do dnia święceń: to było w kościele pw. św. św. Doroty i Stanisława we Wrocławiu. Sakramentu udzielał nam wtedy abp Bolesław Kominek. Po święceniach na przygotowanie darów zaśpiewaliśmy: „Wszystko Tobie oddać pragnę” – ta pieśń często chodzi mi po głowie. Wiara bez modlitwy umiera, zatem kapłan to człowiek serca przy Bogu. Żywa wiara daje też pewność, że sakramenty to działający Chrystus – a to bardzo umacnia. Wtedy łatwo o wierność nauczaniu Kościoła – z radością wyznaję: zawsze byłem mu wierny. Taki fundament pozwala wreszcie na autentyczną służbę miłości – to jest pewnie najtrudniejsze, ale z łaską Bożą można i to wypełnić.

Który okres z tych pięciu dekad jest dla Księdza Infułata najcenniejszy?

Sześć lat służby kapelańskiej przy kard. Kominku. Bez wątpienia to ten czas najmocniej ukształtował moje życie. Wtedy bowiem mogłem przyglądać się życiu i posłudze autentycznego pasterza Kościoła, który miał świadomość wagi swojego zadania. Wielki pasterz Kościoła i wielki Polak – to nikogo nie pozostawiało obojętnym. Zresztą potem w swojej posłudze, czy tutaj, w Szczawnie-Zdroju (34 lata), czy jako duszpasterz służby zdrowia starałem się mieć to szerokie spojrzenie na ludzi i sytuacje. Szerokie, ale w ewangelicznych granicach.

Nigdy nie krył Ksiądz Infułat swego szacunku wobec kardynała. Czy oprócz niego jest jeszcze ktoś ważny?

Jeden człowiek: Jan Krucina. To mój przyjaciel. On mnie wprowadzał do seminarium i nasza przyjaźń trwa do dziś.

Trzy diecezje: wrocławska, legnicka, świdnicka – w której czuł się Ksiądz najlepiej?

Wielką wartością naszego dolnośląskiego Kościoła jest to, że wszyscy wyszliśmy z jednego seminarium. To sprawia, że styl duszpasterzowania jest podobny mimo podziałów administracyjnych. Oczywiście, zarówno 12 lat w diecezji legnickiej, jak i 10 w świdnickiej zrobiły swoje i pewne szczegóły, rozwiązania, akcenty za każdym razem są inne. Ale w ramach metropolii wszyscy dobrze się rozumiemy. Dlatego też trudno tutaj o dokonywanie rozróżnień.

A doświadczenie przy tworzeniu diecezji legnickiej przydało się, gdy powstała diecezja świdnicka?

Najważniejsze było to, że nowy ordynariusz był jednym z nas. On wyszedł z tego samego, co my, seminarium, dlatego ten nowy rozdział w historii lokalnego Kościoła łatwo było zacząć pisać naszym życiem, posługą i zaangażowaniem duszpasterskim.

Kiedy aktywny ksiądz zaczyna myśleć o dacie przejścia na spoczynek?

Z jednej strony może wtedy, gdy zaczyna przygotowywać sobie mieszkanie na emeryturę, ale to nie jest takie myślenie przyszłościowe, głębokie. Bo tak to ja jeszcze do tej pory nie rozważałem, co będzie dalej. Niemniej liczę się z tym, że spadnie ze mnie ciężar wielu obowiązków, ale też przekonam się, jak smakuje swego rodzaju wyrwanie ze świata, który wypełniał ostatnie dziesięciolecia.

Zazwyczaj jednak schemat się powtarza. Emerytura to czytanie zaległości, odwiedziny, relaks, wiersze...

Naciska ksiądz, to powiem tak: przed rokiem lekarka mnie zapytała o to samo, co ksiądz przed chwilą, a ja odpowiedziałem to, co wszyscy emeryci. Podobno jest tak: dwa miesiące odpoczynku, ale później zaczyna się problem: Co teraz? Jedno już wiem: pamiętników pisać nie będę. (śmiech) A teraz poważnie. Myślę, że emerytura to czas wielkiego dziękczynienia za życie i powołanie. Bo Pan wybrał dla mnie najlepszą drogę... Chciałem być lekarzem, zacząłem studiować medycynę, ale potem On chciał inaczej. Zgodziłem się i jestem z tego dumny, że nie opierałem się łasce powołania. Teraz będę prosił Pana życia i śmierci, żeby dał mi szansę pocieszenia się emeryturą. Słyszałem, że ten, kto nie przyjmuje pozytywnie emerytury, długo z niej nie korzysta. Zatem? Pełny optymizm. (śmiech) 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama