Co ja mogę?

Komentarzy: 1

Joanna M. Kociszewska Joanna M. Kociszewska

publikacja 16.06.2014 10:37

Tylko traktując człowieka jak człowieka, razem z należnym mu szacunkiem, można się z nim porozumieć. I tylko zakładając dobre intencje tam, gdzie daje się je założyć, można rzeczywiście osiągnąć jakieś dobro.

To nie jest rzadka pokusa. Wiedzieć o złu, mówić o nim – i nie robić nic. Pozostawać na etapie mówienia. Oburzenia. Może nawet wskazywania winnych. I bezradnie rozkładać ręce: cóż mogę zrobić ja jeden? Przecież nie zmienię świata!

Słów słyszeliśmy już dużo. Tym, czego trzeba, jest działanie – przypomniał papież Franciszek w sobotę. Mówił do osób zaangażowanych, w najróżniejszy sposób, choć nie do nich kierował wezwanie. Raczej do tych, którzy ich nie naśladują.

Bardzo łatwo jest oburzać się i szukać winnych. To dobrze robi na poczucie własnej wartości – i w zasadzie na nic więcej. Niczego nie zmienia. Nie stwarza nawet szansy zmiany – nikt jeszcze nie zmienił swojego postępowania w wyniku ustawicznego mieszania go z błotem. Jedyne, co można w ten sposób spowodować, to to, że żadne nasze słowo nie ma już szansy dotrzeć do adresata. Tego chcemy? A co z przyczyną naszego oburzenia?

Miłość bliźniego, miłość nieprzyjaciół nie ma dobrej prasy. Nierzadko można usłyszeć, że to idealizm, że nic się w ten sposób nie osiągnie. Tyle że to kompletna bzdura. Bo tylko traktując człowieka jak człowieka, razem z należnym mu szacunkiem, można się z nim porozumieć. I tylko zakładając dobre intencje tam, gdzie daje się je założyć, można rzeczywiście osiągnąć jakieś dobro. Inaczej zostanie nam tylko handel lub walka.

Tego już próbowaliśmy. To niczego nie rozwiązuje.

A jeśli to nie nasza skala działań? Jeśli naprawdę nie mamy wpływu na to, co się dzieje? Jeśli nasze oburzenie czy dobra wola nie mają realnego znaczenia? Nawet wtedy nie jest tak, że niczego nie możemy zrobić. Może nie w skali makro. Ale…

Naśladujmy Jezusa. On szedł drogą i nie planował, na jakich ubogich, chorych, inwalidów natrafi, ale zatrzymywał się przy pierwszym, którego spotkał. Stawał się obecnością, która wspomaga, znakiem bliskości Boga, który jest dobrocią, Opatrznością i miłością – mówił Franciszek. To bardzo trudne zadanie. Bądź uważny. Patrz wokół siebie.

Nie chodzi o wielkie czyny. Chodzi o codzienną miłość. Bardzo wielu ludzi mijamy codziennie. Bardzo wielu z nich potrzebuje choćby niewielkiego gestu. Z małych gestów rodzi się wielkie dobro.

Jeśli ja tego nie zrobię, to kto? 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..