Gdy brzmią wielkanocne dzwony, Liturgiczna Służba Ołtarza wzdycha z ulgą: znowu wszystko po staremu.
Od ich postawy, znajomości rzeczy i błyskotliwości zależy naprawdę więcej, niż się wydaje. Liturgiczna celebracja Triduum Paschalnego to dzieło Ducha Świętego, który może więcej, gdy ma użyteczne narzędzia.
Oto Wiktor
– Ministrantem zostałem z własnej woli – zapewnia Wiktor Kurant ze Świebodzic i opowiada o Wigilii 2011 roku. Rodzice do synka: – Idziemy na Pasterkę! Synek myśli: Nie chce mi się… ale wie, że nie ma co się opierać, bo i tak postawią na swoim. Idzie więc bez przekonania, późno już i w ogóle nic sympatycznego. Przyznaje, że klimat nocnej Mszy św. robi swoje. Poddał się nastrojowi i wtedy zaczyna się homilia. Jest w szoku.
Słyszy Boga, Jezusa Chrystusa! Fizycznie słowa wypowiada ksiądz, ale do serca chłopaka dociera już wezwanie samego Syna Bożego. – Wtedy się nawróciłem – wspomina. – Ksiądz mówił o pragnieniu, by Chrystus rodził się w naszym sercu każdego dnia. Niby nic takiego, ale jakoś mnie to poraziło swoją oczywistością. Dodał jeszcze, że jest możliwe odkrywanie obecności Jezusa w sobie, w świecie i w codziennych zajęciach. Wiedziałem, o czym mówi, bo wtedy właśnie Bóg dał mi się poznać, więc miałem pewność, że to nie tylko pobożne gadanie, ale prawda. Jako nastolatek nie sądziłem do tamtej chwili, że „teoria” może być tak namacalna. Jest! – zapewnia. Po tamtej Pasterce przez dwa miesiące księża z parafii wciąż powracali z pytaniem, czy nie chce być bliżej ołtarza. Jest takie powiedzenie: Jeśli jeden ci powie, żeś osioł, nie przejmuj się. Jeśli drugi ci powie, żeś osioł, zacznij to rozważać, jeśli trzeci ci powie, żeś osioł – kup sobie żłób. – Kupiłem – uśmiecha się. Wszystko wkoło, no może prawie wszystko, mówiło: Nie pchaj się w to! To obciach! Przestań, przecież to głupie! – A ja wiedziałem, że to nie jest pomysł tych księży, tylko mojego Ojca, który jest w niebie! I tak Chrystus zawołał mnie do siebie, a ja poszedłem, żeby mógł patrzeć na mnie z miłością – urywa, a po chwili dodaje. – Tak, robię to dla Chrystusa, którego Słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce.
Oto Wojtek
Paweł Kuriata, wikariusz u św. Mikołaja w Nowej Rudzie, był nieustępliwy: – Wojtek, spróbuj, co ci szkodzi! – namawiał. W końcu mały Wojtek Pawlina poddał się (wrzesień 2005 r.). Gdy stawił się tego dnia o właściwej godzinie na zbiórce ministranckiej, z jednej strony czuł niepokój: co to teraz będzie? A z drugiej ciekawość: inni chłopacy służą, więc coś w tym musi być! Okazało się, że „nowość” sytuacji, bliskość ołtarza, sympatyczni koledzy są na tyle intersujące, że Wojtek został. 25 marca 2006 r. przeżył obrzęd ustanowienia go ministrantem. Wtedy opiekunem LSO był już ks. Jacek Czechowski. Potem zaczęła się ministrancka codzienność: dyżury rano i po południu, zbiórki formacyjne i „kariera”. – W gimnazjum zostałem lektorem, a dzisiaj przygotowuję się do funkcji ceremoniarza – mówi. Przez te wszystkie lata nigdy nie żałował, że tyle czasu spędził w kościele. Widzi w tym zaangażowaniu przede wszystkim dobrą szkołę obowiązkowości, sumienności, punktualności, systematyczności i otwierania się na ducha Kościoła. – Moi rówieśnicy bardzo często czują się w kościele obco, jak w urzędzie albo na dywaniku u Pana Boga, kimkolwiek On jest. Natomiast dla mnie LSO to droga mojego dorastania i dojrzewania – i to zarówno duchowego, jak i osobowościowego. I co ważne, LSO daje rzadką dzisiaj okazję do tego, żeby rozwijać się wszechstronnie, bo inni proponują rozwój bez duchowości – podkreśla.
Sposób na Ducha i na ducha
Triduum Paschalne to dla LSO wielkie wyzwanie, przede wszystkim dlatego, że całkowicie wyłamuje się z „normalnego” porządku. – Gdy od tylu lat uczestniczy się tak często we Mszy św., nieubłaganie wkrada się rutyna – mówi Wiktor. – Trzeba mieć swoje sposoby, żeby się z nią rozprawić. Mnie mobilizuje intencja, z jaką przychodzę na Mszę św. Wiem, o co się modlę, dlatego staram się, żeby ta modlitwa była jak najbardziej owocna. Poza tym cenię sobie mojego proboszcza, ks. Jana Gargasewicza, bo pomaga mi w podtrzymywaniu świeżości patrzenia i przeżywania liturgii. – Nie ukrywam, że bywają takie asysty, gdy wiele czynności przy ołtarzu wykonuję mechanicznie (najpierw kielich, potem ampułki, a na koniec lavabo itp.) – mówi Wojtek. – Rozproszenia to także zmora ministrantów. „Otrzaskanie się” ze świętością jest naprawdę bardzo niebezpieczne. Zabija ducha i zamyka na Ducha. Dlatego tak ważna jest formacja. Wiedza o liturgii im szersza, tym bardziej otwiera horyzonty – przekonuje. – Poza tym jestem przekonany, że trzeba trenować skupienie, aby jak najrzadziej „odpływać”. Dla mnie asysta przy Mszale to dobra okazja, żeby uważniej uczestniczyć w liturgii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).