Z Żyjącym u boku

ks. Roman Tomaszczuk; GN 16/2014 Świdnica

publikacja 19.04.2014 06:00

Gdy brzmią wielkanocne dzwony, Liturgiczna Służba Ołtarza wzdycha z ulgą: znowu wszystko po staremu.

 Napięcie oczekiwania w Wielką Sobotę – z jednej strony trwa adoracja w grobie, a z drugiej kościół wypełnia zapach święconki zapowiadającej świętowanie ze Zmartwychwstałym ks. Roman Tomaszczuk /GN Napięcie oczekiwania w Wielką Sobotę – z jednej strony trwa adoracja w grobie, a z drugiej kościół wypełnia zapach święconki zapowiadającej świętowanie ze Zmartwychwstałym

Od ich postawy, znajomości rzeczy i błyskotliwości zależy naprawdę więcej, niż się wydaje. Liturgiczna celebracja Triduum Paschalnego to dzieło Ducha Świętego, który może więcej, gdy ma użyteczne narzędzia.

Oto Wiktor

– Ministrantem zostałem z własnej woli – zapewnia Wiktor Kurant ze Świebodzic i opowiada o Wigilii 2011 roku. Rodzice do synka: – Idziemy na Pasterkę! Synek myśli: Nie chce mi się… ale wie, że nie ma co się opierać, bo i tak postawią na swoim. Idzie więc bez przekonania, późno już i w ogóle nic sympatycznego. Przyznaje, że klimat nocnej Mszy św. robi swoje. Poddał się nastrojowi i wtedy zaczyna się homilia. Jest w szoku.

Słyszy Boga, Jezusa Chrystusa! Fizycznie słowa wypowiada ksiądz, ale do serca chłopaka dociera już wezwanie samego Syna Bożego. – Wtedy się nawróciłem – wspomina. – Ksiądz mówił o pragnieniu, by Chrystus rodził się w naszym sercu każdego dnia. Niby nic takiego, ale jakoś mnie to poraziło swoją oczywistością. Dodał jeszcze, że jest możliwe odkrywanie obecności Jezusa w sobie, w świecie i w codziennych zajęciach. Wiedziałem, o czym mówi, bo wtedy właśnie Bóg dał mi się poznać, więc miałem pewność, że to nie tylko pobożne gadanie, ale prawda. Jako nastolatek nie sądziłem do tamtej chwili, że „teoria” może być tak namacalna. Jest! – zapewnia. Po tamtej Pasterce przez dwa miesiące księża z parafii wciąż powracali z pytaniem, czy nie chce być bliżej ołtarza. Jest takie powiedzenie: Jeśli jeden ci powie, żeś osioł, nie przejmuj się. Jeśli drugi ci powie, żeś osioł, zacznij to rozważać, jeśli trzeci ci powie, żeś osioł – kup sobie żłób. – Kupiłem – uśmiecha się. Wszystko wkoło, no może prawie wszystko, mówiło: Nie pchaj się w to! To obciach! Przestań, przecież to głupie! – A ja wiedziałem, że to nie jest pomysł tych księży, tylko mojego Ojca, który jest w niebie! I tak Chrystus zawołał mnie do siebie, a ja poszedłem, żeby mógł patrzeć na mnie z miłością – urywa, a po chwili dodaje. – Tak, robię to dla Chrystusa, którego Słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce.

Oto Wojtek

Paweł Kuriata, wikariusz u św. Mikołaja w Nowej Rudzie, był nieustępliwy: – Wojtek, spróbuj, co ci szkodzi! – namawiał. W końcu mały Wojtek Pawlina poddał się (wrzesień 2005 r.). Gdy stawił się tego dnia o właściwej godzinie na zbiórce ministranckiej, z jednej strony czuł niepokój: co to teraz będzie? A z drugiej ciekawość: inni chłopacy służą, więc coś w tym musi być! Okazało się, że „nowość” sytuacji, bliskość ołtarza, sympatyczni koledzy są na tyle intersujące, że Wojtek został. 25 marca 2006 r. przeżył obrzęd ustanowienia go ministrantem. Wtedy opiekunem LSO był już ks. Jacek Czechowski. Potem zaczęła się ministrancka codzienność: dyżury rano i po południu, zbiórki formacyjne i „kariera”. – W gimnazjum zostałem lektorem, a dzisiaj przygotowuję się do funkcji ceremoniarza – mówi. Przez te wszystkie lata nigdy nie żałował, że tyle czasu spędził w kościele. Widzi w tym zaangażowaniu przede wszystkim dobrą szkołę obowiązkowości, sumienności, punktualności, systematyczności i otwierania się na ducha Kościoła. – Moi rówieśnicy bardzo często czują się w kościele obco, jak w urzędzie albo na dywaniku u Pana Boga, kimkolwiek On jest. Natomiast dla mnie LSO to droga mojego dorastania i dojrzewania – i to zarówno duchowego, jak i osobowościowego. I co ważne, LSO daje rzadką dzisiaj okazję do tego, żeby rozwijać się wszechstronnie, bo inni proponują rozwój bez duchowości – podkreśla.

Sposób na Ducha i na ducha

Triduum Paschalne to dla LSO wielkie wyzwanie, przede wszystkim dlatego, że całkowicie wyłamuje się z „normalnego” porządku. – Gdy od tylu lat uczestniczy się tak często we Mszy św., nieubłaganie wkrada się rutyna – mówi Wiktor. – Trzeba mieć swoje sposoby, żeby się z nią rozprawić. Mnie mobilizuje intencja, z jaką przychodzę na Mszę św. Wiem, o co się modlę, dlatego staram się, żeby ta modlitwa była jak najbardziej owocna. Poza tym cenię sobie mojego proboszcza, ks. Jana Gargasewicza, bo pomaga mi w podtrzymywaniu świeżości patrzenia i przeżywania liturgii. – Nie ukrywam, że bywają takie asysty, gdy wiele czynności przy ołtarzu wykonuję mechanicznie (najpierw kielich, potem ampułki, a na koniec lavabo itp.) – mówi Wojtek. – Rozproszenia to także zmora ministrantów. „Otrzaskanie się” ze świętością jest naprawdę bardzo niebezpieczne. Zabija ducha i zamyka na Ducha. Dlatego tak ważna jest formacja. Wiedza o liturgii im szersza, tym bardziej otwiera horyzonty – przekonuje. – Poza tym jestem przekonany, że trzeba trenować skupienie, aby jak najrzadziej „odpływać”. Dla mnie asysta przy Mszale to dobra okazja, żeby uważniej uczestniczyć w liturgii.

Dzień po dniu aż do Dnia

Każdy dzień przynosi coś nowego, stawia coraz większe wymagania. Każdego dnia coraz trudniej o swobodę, ale Wigilia Paschalna wszystko rozwiązuje. – Dlatego gdy myślę „Triduum”, nie mam przed oczami tylko stresu, prób i asyst, ale przede wszystkim radość ze zmartwychwstania Jezusa, z kulminacji historii zbawienia przeżywanej od Wielkiego Czwartku przez Wielki Piątek i Wielką Sobotę do Niedzieli Zmartwychwstania – mówi Wojtek. – A że mamy swój udział w tym, aby każdy, kto chce, mógł coś takiego niezwykłego przeżyć, to prawdziwy zaszczyt. – Dla mnie ustawienie asysty, przygotowanie potrzebnych szat, naczyń liturgicznych itp. jest błahostką. Wiemy, że zadaniem LSO jest służyć Chrystusowi. A jeden z psalmów mówi o sługach jako rycerzach-żołnierzach Pana. Więc jestem posłuszny Słowu i w tym świętym czasie patrzę na apostołów i widzę siebie wśród nich – mówi Wiktor. – Przecież Mistrz opuścił ich w najbardziej nieodpowiednim momencie. Teraz to oni dźwigają ciężar opuszczenia i zdezorientowania. To nic, że sami sobie są winni, bo tak kurczowo trzymają się swoich wyobrażeń na temat Mesjasza, że nie rozumieją zapowiedzi o męce i śmierci i radości zmartwychwstania. Więc razem z nimi staję przed naprawdę poważnym wyzwaniem: muszę znów przemienić siebie, nawrócić się, mocniej, bardziej zaufać, uwierzyć, pokochać Ojca. To jest wyzwanie! – chcieć bardziej kochać Chrystusa i prosić o to, przyznać się do swojego lenistwa, do opieszałości czy letniości; do tego, że swoje wizje przedkładam ponad Ewangelię.

Chwile pracy i poruszenia

Godziny prób najpierw na całe tygodnie przed Wielkanocą, a potem w Wielkim Tygodniu właściwie każdego dnia; ćwiczenie wariantów: jest pogoda, nie ma pogody; przewidywanie rozwiązań na wszelki wypadek – to wymaga doświadczenia i obycia z liturgią. – Próby do Triduum uczą nas cierpliwości do siebie, kolegów, księdza, a nawet Chrystusa, który nie zawsze od razu wysłuchuje prośby, ale przynagla do wytrwałości – mówi Wiktor. – Choć wydaje się to dziwne, wciąż trzeba przypominać sobie nawet najprostsze czynności jak dzwonienie, przyniesienie ampułek, ukłon – dlatego nie pozwalamy sobie, abyśmy wykonywali zawsze tę samą funkcję. Zmieniamy się, żeby nie dać się rutynie, żeby każdy mógł się rozwijać i mierzyć z różnymi sytuacjami. – Od Wielkiego Czwartku czas zajmują już nie tylko próby asyst, ale też dyżury adoracji eucharystycznej. One pozwalają wchodzić w głębię tego, co się dzieje, ale to i tak sprawa bardzo osobista i indywidualna – dodaje Wojtek. Członkowie LSO mają jednak swoje ulubione momenty. Dla jednych to chwila ukazania krzyża z trzykrotnym wołaniem: „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata!”. Dla innych to napięcie oczekiwania w Wielką Sobotę, gdy z jednej strony trwa adoracja w grobie, a z drugiej kościół wypełnia zapach święconki i każe myśleć o śniadaniu z Żyjącym. – Po żałobnych kołatkach, po tragedii Męki i poczuciu wielkosobotniej bezradności uwielbiam siłę, z jaką brzmi wielkanocne Alleluja! Ciarki idą przez plecy – zdradza Wiktor. – Ja też najmocniej przeżywam Rezurekcję, szczególnie „Te Deum”, które śpiewamy na zakończenie procesji – dodaje Wojtek.

Siła wielkanocnego poranka

Po wszystkim przychodzi odprężenie, poczucie dobrze wykonanej roboty, analiza potknięć, trochę radości z komicznych wpadek. – Wyciągamy wnioski z tego, co było. Uczymy się. Czasami już w trakcie asysty odkrywamy, że można byłoby coś zrobić lepiej, dostojniej. Wtedy trzeba się tym podzielić z resztą, z opiekunem i zapamiętać, żeby za rok było jeszcze piękniej – mówi Wojtek, a potem jeszcze zaznacza: – Proszę napisać, że z modlitwą bywa ciężko, zwłaszcza kiedy ma się funkcję, podczas której jest kilka „wyjść”, np. trybularz (popularnie zwany kadzidłem), co wiąże się ze zmianą węgli podczas Mszy, i dbanie o sprawność trybularza, ale jest moment podczas Komunii św., że można chwilę się pomodlić, porozmawiać z Bogiem. Ta wielkanocna modlitwa jest wtedy prawdziwym spotkaniem. Czasami to aż łzy stają w oczach, bo w końcu dociera do mnie, Komu służymy, dla Kogo to wszystko i z Kim ruszamy dalej w codzienność. A świat z Żyjącym u boku nie jest już taki sam, choć niby ten sam, co jeszcze w Wielką Środę.

Wigilia Paschalna – wyzwanie

Maciej Cygal

– Dla mnie momentem, którego zawsze wyczekuję z wielkim napięciem, jest chwila przygotowania do Komunii św., oczywiście podczas Wigilii Paschalnej. Łatwo wtedy o wpadkę, ale mnie zajmuje coś innego, o wiele głębszego niż rubryki. Tego wieczoru Komunia jest naprawdę wyjątkowym wydarzeniem, bo wyraża sens zbawiennej Ofiary Pana.

Adrian Grabowiec

– Przekonałem się już, że jeżeli wcześniej dobrze się przygotujemy, to ta liturgia nie jest taka skomplikowana, jakby się wydawało. Grunt to poznać dobrze Mszał i wczytać się w rubryki. Zresztą asysta przy Mszale daje mi możliwość uważniejszego wczytywania się w teksty modlitw, co ułatwia wejście w liturgię.

Kamil Bienias

– Dobrze czuję się podczas liturgii światła. To niecodzienny obrzęd, gdy ogień, taki fizyczny, staje się centralnym znakiem, a paschał zostaje wytłumaczony w sposób najpełniejszy. Ogień fascynuje człowieka, jest to w nas bardzo pierwotne, więc pewnie dlatego tak dobrze wyraża miłość.