Z Bogiem to jest impreza!

On żyje! - Mamy imiona do walki. Michał to: „Któż jak Bóg”, pierwszy kozak w niebieskim wojsku. Wojciech to „ten, który cieszy się jako żołnierz”. Chrześcijanie to nie grzeczni chłopcy! Chrześcijaństwo to nie emerytura!

Reklama

To był dzień jak co dzień w trasie – opowiada Michał Buszydlik. – Jadę 180 na godzinę. Piszę z nią SMS-y. Ona mężatka, ja mam dziewczynę. Co tu mówić. Nie szło to w dobrym kierunku. Wysyłam SMS, podnoszę oczy, ale... było już za późno... Daję po hamulcach, ale prędkość jest za duża. Uderzam w auto przede mną. Lecę w powietrzu 40 cm nad ziemią... Nikomu – mnie też – nic się nie stało. Naprawa aut kosztowała 42 tys. zł. Kiedy uderzyłem w auto jadące przede mną, spadła mi na kolana osłona przeciwsłoneczna znad przedniej szyby. Z osłony wypadł obrazek Pana Jezusa Cierpiącego. Dostałem go kiedyś od jakichś sióstr. Włożyłem go tam i zapomniałem. Wtedy zobaczyłem taką wielką rękę z palcem, który mi pogroził. Wiedziałem, o co chodzi. Dostałem wyraźny sygnał: ona ma męża, chłopie! Tam się nie wtrącaj! Zerwałem z nią kontakt. Zdałem sobie sprawę, że Bóg dał mi szansę.

Światowe życie

24 lata temu Michał Buszydlik i Wojtek Wojtyła mieli po sześć lat. Spotkali się w przedszkolu, potem chodzili do tej samej podstawówki. – Ja byłem kujonem, a kujonów się nie lubi z zasady – opowiada Michał. – A ja się nie bałem nikogo i niczego. Mnie nie lubili, bo lałem wszystkich – mówi Wojtek. – A skoro nikt nas nie lubił, to zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Obaj z dobrych, katolickich domów. – Ten kręgosłup moralny, który w dzieciństwie zbudowali nam rodzice, na pewno uratował nam życie – mówi Michał. Rozdzieliła ich szkoła średnia. – Późno zaczęliśmy „światowe życie” – opowiadają. – Mieliśmy 18 lat, kiedy się zaczęło. Pierwsze wyjścia, pierwszy samochód. Nasze wojaże zataczały coraz większe kółka. Trafili do Krakowa. Obaj byli tam barmanami w różnych knajpach. Michał w ten sposób dorabiał do studiów. – Po pracy zawsze wpadałem do knajpy przyjaciela. Tam już czekały drinki – mówi Wojtek. Kiedy Michał kończył jeszcze studia, Wojtek zaczął pracę w Bielsku. – Ale pracujący kumple pamiętali – dopowiada Michał. – Kiedy przyjeżdżali do Krakowa, czekała już żubrówka. Potem – na miasto. Kasyno – ktoś przegrał, ktoś wygrał – więc lokale i balety do rana... Chłopaczki z małej miejscowości zaczęły zarabiać duże pieniądze... Kilka razy więcej niż nasi rodzice. Potem pojechałem do pracy do Stanów. Wróciłem. Wszyscy mieliśmy swoje pieniądze. Kupiliśmy dobre samochody, markowe ciuchy... – … i do głowy zaczęła nam bić sodówka – dodaje Wojtek. – Mieliśmy po 23 lata, wystarczało nam kilka godzin snu, potem praca i grube imprezy.. I tak przez trzy kolejne lata. Kluby, muzyka, alkohol, dziewczyny. Cały Kraków nasz. Potem Małopolska, Śląsk. Tacy byliśmy goście. Na szczęście nie poszliśmy w narkotyki, choć nie mówię, że nie próbowaliśmy. – Imprezowaliśmy od środy do niedzieli. W poniedziałek i wtorek też byśmy imprezowali, ale nie było gdzie – mówi Michał. – Przez parę lat przeimprezowaliśmy spore mieszkanie na nowym osiedlu.

To nas napędzało

– Wszystko się zapętlało – mówi Wojtek. – W Bielsku w naszej firmie zaczęli nas szkolić na handlowców. Byliśmy mistrzami pierwszego wejścia. Sprzedawaliśmy bardzo drogie rzeczy. Dzięki tym szkoleniom nie było już żadnych problemów, żeby przełamywać barierę pierwszego kontaktu. Zrobiliśmy z tego sport, mnóstwo dziewczyn obok nas. – Umawiałem się na kilkadziesiąt randek w tygodniu – opowiada Michał. – Jedna rzecz mi nie pasowała w dziewczynie i.. out. Następna. – W firmie byliśmy szkoleni motywacyjnie – masz kasę, to kup samochód. Masz samochód, to kup lepszy. I to nas napędzało – opowiadają – Nakręcaliśmy się nawzajem. Nasze zarobki to były dwucyfrowe liczby przed trzema zerami...

A w środku pustka

– Niejedną dziewczynę skrzywdziliśmy. Nasze związki z kobietami długo nie trwały. Do tego „męskie grzechy”: pornografia, onanizm. Nie wiedziałem, że jest coś takiego jak grzechy nałogowe – mówi Michał. – Byłem pewien, że tak moje życie musi wyglądać. Chodziłem do kościoła w niedziele, spowiadałem się dwa, trzy razy w roku z tych samych grzechów. Przez jakiś czas mieszkałem z kobietą. Teraz mogę o tym mówić młodym ludziom na wykładach. To jest jak budowanie domu z dymu z komina. Ale wtedy moje życie budowałem, czytając „Playboya” i CKM-y. Pornografia wypacza świat. Patrzysz na kobietę jak na towar. Stałem się imprezowiczem, dla którego najważniejsze było konsumować. Ubrania, używki, perfumy, dziewczyny. Jesteś z najładniejszą, to szukasz jeszcze ładniejszej. Jest blondynka, szukasz brunetki. – Nowe wrażenia – tylko to się liczyło – mówi Wojtek. – Fajne było zdobywanie, a kiedy już zdobyłeś – pustka i nuda. Wszystkie uzależnienia szły tylko w jednym kierunku – pobudzać się do życia. Stwarzałem sobie nowe bożki – najpierw dziewczyna, potem uzależniłem się od siłowni – mówi Wojtek. – To nie dawało szczęścia. Jest impreza, jest świetnie, ale rano się budzisz i masz kaca fizycznego i moralnego. Spotykasz ludzi podobnych do siebie i widzisz cały czas, że oczy mają puste. W głowie zaczynają pojawiać się pytajniki.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama