Kiedyś studenci mówili o nielubianych przedmiotach, że należą do kategorii trzy „zet”: zakuć, zdać, zapomnieć. Takie zło konieczne. Dziś część gimnazjalistów z takim nastawieniem podchodzi do bierzmowania.
Złośliwi mówili, że bierzmowanie to „sakrament pożegnania z Kościołem”. – Sensem zmian w przygotowaniu do bierzmowania, które zaszły w diecezji 5 lat temu, a polegały na wprowadzeniu 3-letniego cyklu spotkań w parafii jest zmiana takiego sposobu postrzegania – mówi ks. dr Bogusław Połeć, dyrektor Wydziału Katechetycznego tarnowskiej kurii.
Na wszelki wypadek
Bierzmowanie jest trzecim po chrzcie i Eucharystii sakramentem wtajemniczenia chrześcijańskiego. Sobór uczy, że przez ten sakrament ochrzczeni „jeszcze doskonalej wiążą się z Kościołem i obdarzani są szczególną mocą Ducha Świętego”. Po łacinie bierzmowanie nazywa się confirmatio, czyli potwierdzenie. – Przygotowujemy się, żeby stać się pełnymi chrześcijanami – podpowiada Julia Wrona, gimnazjalistka z Pustkowa-Osiedla. Jej koleżanki i koledzy chętnie i bez problemów chodzą na spotkania. Jednak nie wszyscy mają poczucie potrzeby przygotowania się czy przyjęcia sakramentu. – Niemało z nas chodziło, bo tak wypada, bo rodzice chcą, bo mówi się, że bez bierzmowania będziesz miał kłopoty ze ślubem kościelnym czy byciem świadkiem chrztu. Niezbyt wielu z nas miało stricte religijne motywacje, myślało o łasce Ducha Świętego, o Bogu, o duchowości – przyznaje Robert Bryg, ceremoniarz z Woli Rzędzińskiej.
Podpis w indeksie
Dziś poza katechezą kandydaci do sakramentu mają co miesiąc obowiązkową celebrację liturgiczną, obowiązkowe spotkanie refleksyjno-dyskusyjne w małej grupie. Wyposażeni są w rodzaj indeksów, w których potwierdzają obecność na spotkaniach. Gromadzą tam też wpisy z pierwszopiątkowej spowiedzi, czasem, w zależności od parafii, potwierdza się w indeksie uczestni- ctwo w niedzielnej Mszy św. Kiedy Michał Boruta przygotowywał się kilka lat temu do bierzmowania, w jego parafii wraz z nim czyniło to 140 osób. – Nie sposób wszystkich dostrzec w kościele. Sam widziałem, że byli tacy, którzy 5 minut przed końcem nabożeństwa pojawiali się, żeby zdobyć podpis. Na wielu zbieranie potwierdzeń działało jak płachta na byka, zbierali, ale byli coraz bardziej źli, że wszystko na ich oko sprowadza się do formalizmu – opowiada Michał. Z drugiej strony jakieś minimum formalności jest potrzebne, a zbieranie podpisów nie jest uciążliwe. – Stosujemy czasem jako księża represyjny styl i denerwujemy się, bo nie wszystko wychodzi, bo jeden z drugim nie był na obowiązkowym spotkaniu. Sądzę, że zasady są potrzebne, ale musimy pamiętać, że nie na tym polega ewangelizacja, bo samym tylko łapaniem za rękę na gorącym uczynku zniechęcimy młodych, a tego nie chcemy– zauważa ks. Grzegorz Rzeźwicki, proboszcz tarnowskiej parafii św. Maksymiliana.
Nie chodzi o egzamin
– Wiem, że przygotowanie nie jest po to, by zdać egzamin, ale na serio, świadomie opowiedzieć się za Jezusem – uważa Julia Wrona. Nie jest wyjątkiem, ale też nie jest to powszechna świadomość. – Trzeba do uczestnictwa w Mszy św. ich przygotować, by zrozumieli, poczuli, chcieli tu być, bo przyjdą, usiądą, posiedzą, nawet spokojnie, ale są totalnie nieobecni. Nie nawiązują relacji z Jezusem – ze smutkiem kiwa głową ks. Maksymilian Lelito, który od 3 lat przygotowuje młodzież do bierzmowania. – Kiedy tych bierzmowanych nie widzę w pierwszy piątek czy na niedzielnej Mszy św., to mam wrażenie, że my ich przygotowujemy do sakramentu, a nie do życia chrześcijańskiego – dodaje. Ks. Marcin Kawa z Mielca mówi, że kiedy spróbował zrobić spotkanie z okazji pierwszej rocznicy bierzmowania, to na imienne, wysłane indywidualnie zaproszenia odpowiedziało 43 z 300 bierzmowanych.
Kryzys rodziny
– Rozmawiam z gimnazjalistą. Słyszę, że nie bardzo chodzi do kościoła, nie modli się, spowiadać się nie lubi i tego nie robi. Ale chce się przygotować do sakramentu. A rodzice? Też nie chodzą i ogólnie do religii nie przywiązują wagi – opowiada kapłan. Wychowawcy pytają: na czym zatem budować? Bp Andrzej Jeż też zwraca uwagę na to zjawisko. – Rodziny 35–40-latków mają często kłopoty z brakiem doświadczenia Boga. Nie są w stanie przekazać wiary dzieciom, bo ich zdaniem ważne są dla pociech zajęcia z karate i jeździectwa, dwa języki. Kwestia wiary zasadniczo jest na uboczu. Jest duże niebezpieczeństwo, że młode pokolenie jest generacją nieczułą na obecność Boga – przyznaje biskup. Przy czym nie ma co narzekać na młodych, bo oni są tacy, jak ich rodziny. – Media podały kiedyś, że co trzeci gimnazjalista uprawia seks, pije alkohol, zażywa narkotyki. Owszem, nie wszyscy są święci. Ale pół Polski potem uważa, że gimnazjum to samo zło, a tymczasem oni są w sercu dobrzy i wrażliwi. Tylko trzeba to zauważyć, choć bywa niełatwo, i wyzwolić to dobro – dodaje ks. Marcin Kawa, katecheta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.