Życie szczęśliwe jest możliwe tylko tam, gdzie jesteśmy sobą. Wtedy niesienie innym radości ze Spotkania, które mnie przemieniło, staje się jak oddech. Równie niezauważalne, równie naturalne i równie proste.
Tak dla wyzwania duchowości misyjnej – pisze papież Franciszek. I wymienia przeszkody, które tkwią w nas. To nadmierny indywidualizm, pewien kryzys tożsamości i spadek gorliwości. To one ostatecznie okradają nas z misyjnego entuzjazmu.
Problem nie dotyczy tylko księży czy osób konsekrowanych, choć to część rozdziału „Pokusy działających w duszpasterstwie”. Tak naprawdę dotyczy każdego chrześcijanina, w jakim miejscu życia by się nie znajdował i czym by się nie zajmował. Każdy powinien zadać sobie pytanie: czym dla mnie jest moje chrześcijaństwo? Co dla mnie oznacza mój chrzest, włączenie w Kościół? Jakie znaczenie ma dla mnie relacja z Ojcem, Synem i Duchem Świętym?
Na te pytania istnieje wiele gładkich odpowiedzi. Można się z nich wyślizgać za pomocą pięknych ogólników. Ale to do niczego nie prowadzi. Czy moje życie jest przeorane chrześcijaństwem? Nauczaniem Chrystusa? Tak, to prawda, wielu będzie uważało je za głupstwo. Jak można nie budować wokół siebie i swojej rodziny całej sieci materialnych zabezpieczeń? Jeśli nie w postaci oszczędności, to chociaż ubezpieczenia? Jeszcze inni się zgorszą. Nie trzeba daleko sięgać, wystarczy zaproponować przebaczenie i przyjęcie do swojego grona kogoś z etykietą „najgorszy zbrodniarz”.
Wielu zdumiewało się, jak wielcy ludzie, święci, mogli robić tak wiele rzeczy tak różnych. Tymczasem oni robili ciągle tylko jedno: to, co wypełniało ich serce, to, co ich pociągało, to co uważali za piękne. Nie tylko uznali za takie umysłem, ale było przez nich upragnione. Pociągało i wabiło. Jeśli całym sercem, całym sobą kocha się to, co się robi, nie trzeba wiele odpoczynku.
Ta droga zaczyna się od pierwszego kroku. Od uznania, że choć inni uważają mój wybór za głupstwo lub zgorszenie, to jednak jest on naprawdę mądrością i mocą Bożą. Od przekonania, że wybrałem dobrze. Mój wybór był najlepszy z możliwych. Spotkałem Boga, który mnie sobą zachwycił. Poszedłem za Nim i sprawdziłem, że Jego droga jest jedyną, która nie prowadzi na manowce. Nawet jeśli prowadzi przez krzyż. Dziś już wiem: nie warto z niej zbaczać.
Jestem chrześcijaninem nie dlatego, że tak mi powiedziano. Nie dlatego, że tak robią inni. Nie dlatego nawet, że jest mi tu dobrze. Jestem chrześcijaninem, bo jestem sobą. Tu widzę piękno, tu widzę wartość, tu widzę dobro i miłość. Widzę, rozumiem, tak żyję. Wtedy nie będzie miejsca na kompleks niższości. I nawet jeśli zabraknie sił, jeśli trzeba będzie wiele zbudować od nowa, chrześcijaństwo - relacja z Bogiem pozostaną podstawowym wyznacznikiem życia. Czymś, co nie pozwoli już żyć inaczej.
Życie szczęśliwe jest możliwe tylko tam, gdzie jesteśmy sobą. Wtedy niesienie innym radości ze spotkania, które mnie przemieniło, staje się jak oddech. Równie niezauważalne, równie naturalne i równie proste.
Nie pozwólmy się okraść z misyjnego entuzjazmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).