Do czarownika nie pójdę

153 Afrykanów po raz pierwszy w życiu adorowało Jezusa. To było jak doświadczenie Pięćdziesiątnicy. Tyle że w buszu.

Reklama

Stu pięćdziesięciu trzech? Tyle samo było ryb w opisie cudownego połowu w Ewangelii św. Jana! – zdziwił się przyjaciel Jolanty Kazak, świeckiej misjonarki w Tanzanii. – U nas też dzieją się cuda – odpowiada Jola. – W zapomnianym przez świat zakątku Afryki, Bóg porusza serca. Tanzańczycy mocno przeżyli pierwszą w swoim życiu adorację Jezusa. Pojawiły się dary charyzmatyczne – modlitwa w językach, proroctwa, ludzie padali przed Najświętszym Sakramentem. Jak podczas zesłania Ducha Świętego. Jak w pierwszym Kościele.

Pani doktor na Czarnym Lądzie

Jolanta Kazak od 5 lat pracuje na misji w Afryce. Pochodzi z Chorzowa. Ma dyplom z teologii i doktorat z matematyki. Przez 7 lat prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Śląskim. Jednak jako studentka teologii odkryła, że chce być misjonarką. W Bugisi uczy matematyki w salezjańskiej szkole średniej, od roku służy też jako katechistka. – Czasem w Polsce mnie pytano: „To pracujesz jako nauczycielka w Afryce? Przecież chciałaś być misjonarką!” – opowiada. – A dla mnie dobrze wykonana praca jest takim samym świadectwem wiary jak głoszenie Ewangelii. Dla mieszkańca Czarnego Lądu biały człowiek to symbol wyższej cywilizacji oraz bogactwa. Afrykanie widzą Mzungu (białego człowieka), fachowca w swojej dziedzinie, i pytają: „Dlaczego on, ona przyjechali tutaj? Czemu zgadzają się pracować w takich warunkach?”. To preewangelizacja, sprowokowanie odpowiedniej atmosfery, w której rodzą się właśnie takie pytania. Grunt pod mówienie wprost o Jezusie, o Ewangelii. Dlatego na misjach obecne zawsze są kościół, szkoła i szpital. W każdym z tych trzech miejsc misjonarze i misjonarki próbują zaradzić najpilniejszym potrzebom mieszkańców. Tanzania to jeden z najuboższych krajów świata. Często panuje tam susza, mieszkańcy chodzą głodni, szerzy się malaria. – Ale najbardziej widoczny jest głód Boga – tłumaczy Jola. – Do wiosek w Bugisi tylko raz na dwa miesiące przyjeżdża ksiądz spowiadać, odprawić Mszę. Ludzie wtedy oczekują długich kazań, chłoną każde słowo z otwartymi ustami, nie pozwalają księdzu skończyć. Tyle się naczekali! Jeśli się nawracają, to radykalnie. Przyjmując chrzest, przyjmują nowe imię i nową tożsamość. Proszą: „Daj mi krzyż. Będę go nosił, jestem teraz chrześcijaninem”. Tych krzyży brakuje na misjach, często na szyjach noszone są różańce zakończone krzyżykiem.

– Mój uczeń pochodzi z muzułmańskiej rodziny. Jego ojciec miał 7 żon – opowiada misjonarka. – Pewnego dnia wszedł do kościoła podczas Mszy. Akurat czytano Ewangelię. Zasłuchał się i zachwycił. Poprosił o chrzest, choć musiał czekać, aż będzie pełnoletni. Mówi, że w chrześcijaństwie odnalazł prawdę.

Charyzmaty? A co w tym dziwnego?!

Misja Bugisi, licząca 28 wiosek, to wciąż bardzo młody Kościół. W tym roku minie 55 lat od jej założenia. Misjonarze system administracyjny zaczerpnęli z Ameryki Południowej. Parafie podzielili na małe wspólnoty chrześcijańskie. Kilkanaście rodzin katolickich żyjących obok siebie gromadzi się na niedzielnych nabożeństwach. Oprócz tego raz w tygodniu ludzie ci spotykają się na dzieleniu się Ewangelią z najbliższej niedzieli i... wzajemnie sobie pomagają. Wspierają się finansowo i duchowo. Zawsze pytają: „Czy czegoś ci potrzeba?”. Wiedzą o chorobie w danej rodzinie, śmierci, dzielą się swoją własnością. Słowo Boże przyjmują z prostotą, nie doszukują się niepotrzebnej symboliki. Duch Święty może działać bez przeszkód. – Charyzmaty? A co w tym dziwnego, skoro tak jest napisane w Piśmie Świętym? – streszcza ich postawę misjonarka. – Czasem jednak w obecności sacrum dochodzi do ujawnienia się osoby opętanej, nękanej przez demony. To nadal duży problem w Tanzanii. Choć rząd oficjalnie zakazał praktyk szamańskich, podziemny świat czarów i okultyzmu wciąż istnieje. Zakorzenione rytuały stwarzają pokusy nieraz nawet dla chrześcijan. – Mój znajomy katechista stanął kiedyś wobec takiej próby – zdradza J. Kazak. – Jedno z jego dzieci ciężko zachorowało na malarię, która u maluchów często kończy się śmiercią. Choć było mu bardzo trudno, nie poszedł do szamana. Powiedział mi: „Do czarownika nie pójdę. Co z tego, że o kilka lat przedłużę mu życie, a stracę duszę?”. Prosił tylko o modlitwę. Dziecko wyzdrowiało...

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama