Do czarownika nie pójdę

Aleksandra Pietryga; GN 5/2014 Katowice

publikacja 07.02.2014 06:00

153 Afrykanów po raz pierwszy w życiu adorowało Jezusa. To było jak doświadczenie Pięćdziesiątnicy. Tyle że w buszu.

Jola Kazak, doktor matematyki i misjonarka świecka, ze swoimi uczennicami Veroniką i Rehemą – najlepszą absolwentką szkoły Zdjęcia Archiwum prywatne Jolanty Kazak Jola Kazak, doktor matematyki i misjonarka świecka, ze swoimi uczennicami Veroniką i Rehemą – najlepszą absolwentką szkoły

Stu pięćdziesięciu trzech? Tyle samo było ryb w opisie cudownego połowu w Ewangelii św. Jana! – zdziwił się przyjaciel Jolanty Kazak, świeckiej misjonarki w Tanzanii. – U nas też dzieją się cuda – odpowiada Jola. – W zapomnianym przez świat zakątku Afryki, Bóg porusza serca. Tanzańczycy mocno przeżyli pierwszą w swoim życiu adorację Jezusa. Pojawiły się dary charyzmatyczne – modlitwa w językach, proroctwa, ludzie padali przed Najświętszym Sakramentem. Jak podczas zesłania Ducha Świętego. Jak w pierwszym Kościele.

Pani doktor na Czarnym Lądzie

Jolanta Kazak od 5 lat pracuje na misji w Afryce. Pochodzi z Chorzowa. Ma dyplom z teologii i doktorat z matematyki. Przez 7 lat prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Śląskim. Jednak jako studentka teologii odkryła, że chce być misjonarką. W Bugisi uczy matematyki w salezjańskiej szkole średniej, od roku służy też jako katechistka. – Czasem w Polsce mnie pytano: „To pracujesz jako nauczycielka w Afryce? Przecież chciałaś być misjonarką!” – opowiada. – A dla mnie dobrze wykonana praca jest takim samym świadectwem wiary jak głoszenie Ewangelii. Dla mieszkańca Czarnego Lądu biały człowiek to symbol wyższej cywilizacji oraz bogactwa. Afrykanie widzą Mzungu (białego człowieka), fachowca w swojej dziedzinie, i pytają: „Dlaczego on, ona przyjechali tutaj? Czemu zgadzają się pracować w takich warunkach?”. To preewangelizacja, sprowokowanie odpowiedniej atmosfery, w której rodzą się właśnie takie pytania. Grunt pod mówienie wprost o Jezusie, o Ewangelii. Dlatego na misjach obecne zawsze są kościół, szkoła i szpital. W każdym z tych trzech miejsc misjonarze i misjonarki próbują zaradzić najpilniejszym potrzebom mieszkańców. Tanzania to jeden z najuboższych krajów świata. Często panuje tam susza, mieszkańcy chodzą głodni, szerzy się malaria. – Ale najbardziej widoczny jest głód Boga – tłumaczy Jola. – Do wiosek w Bugisi tylko raz na dwa miesiące przyjeżdża ksiądz spowiadać, odprawić Mszę. Ludzie wtedy oczekują długich kazań, chłoną każde słowo z otwartymi ustami, nie pozwalają księdzu skończyć. Tyle się naczekali! Jeśli się nawracają, to radykalnie. Przyjmując chrzest, przyjmują nowe imię i nową tożsamość. Proszą: „Daj mi krzyż. Będę go nosił, jestem teraz chrześcijaninem”. Tych krzyży brakuje na misjach, często na szyjach noszone są różańce zakończone krzyżykiem.

– Mój uczeń pochodzi z muzułmańskiej rodziny. Jego ojciec miał 7 żon – opowiada misjonarka. – Pewnego dnia wszedł do kościoła podczas Mszy. Akurat czytano Ewangelię. Zasłuchał się i zachwycił. Poprosił o chrzest, choć musiał czekać, aż będzie pełnoletni. Mówi, że w chrześcijaństwie odnalazł prawdę.

Charyzmaty? A co w tym dziwnego?!

Misja Bugisi, licząca 28 wiosek, to wciąż bardzo młody Kościół. W tym roku minie 55 lat od jej założenia. Misjonarze system administracyjny zaczerpnęli z Ameryki Południowej. Parafie podzielili na małe wspólnoty chrześcijańskie. Kilkanaście rodzin katolickich żyjących obok siebie gromadzi się na niedzielnych nabożeństwach. Oprócz tego raz w tygodniu ludzie ci spotykają się na dzieleniu się Ewangelią z najbliższej niedzieli i... wzajemnie sobie pomagają. Wspierają się finansowo i duchowo. Zawsze pytają: „Czy czegoś ci potrzeba?”. Wiedzą o chorobie w danej rodzinie, śmierci, dzielą się swoją własnością. Słowo Boże przyjmują z prostotą, nie doszukują się niepotrzebnej symboliki. Duch Święty może działać bez przeszkód. – Charyzmaty? A co w tym dziwnego, skoro tak jest napisane w Piśmie Świętym? – streszcza ich postawę misjonarka. – Czasem jednak w obecności sacrum dochodzi do ujawnienia się osoby opętanej, nękanej przez demony. To nadal duży problem w Tanzanii. Choć rząd oficjalnie zakazał praktyk szamańskich, podziemny świat czarów i okultyzmu wciąż istnieje. Zakorzenione rytuały stwarzają pokusy nieraz nawet dla chrześcijan. – Mój znajomy katechista stanął kiedyś wobec takiej próby – zdradza J. Kazak. – Jedno z jego dzieci ciężko zachorowało na malarię, która u maluchów często kończy się śmiercią. Choć było mu bardzo trudno, nie poszedł do szamana. Powiedział mi: „Do czarownika nie pójdę. Co z tego, że o kilka lat przedłużę mu życie, a stracę duszę?”. Prosił tylko o modlitwę. Dziecko wyzdrowiało...

Afrykańskie dzieci są głodne

Desperacko pragną wiedzy i wykształcenia! Chcą się uczyć za wszelką cenę, bo wiedzą, że to jedyna szansa na lepszy start w życiu. Misjonarka przyznaje, że dobrze się z nimi pracuje. Podczas lekcji słuchają w skupieniu nawet kilka godzin non stop. Notują skrupulatnie, mając świadomość, że zeszyt to jedyne źródło weryfikacji nabytej wiedzy.

– Kiedy zaczynały się wakacje, z pewnym zażenowaniem zadałam uczniom 30 przykładów matematycznych do samodzielnych obliczeń w czasie wolnym – opowiada J. Kazak. – A oni przyszli do mnie i mówią: „Dołóż tych zadań. Tak z 50!” – śmieje się. – Następnego dnia rano budzi mnie jakieś szuranie. Patrzę, a tu uczniowie zamiatają mi podwórko. „Już posprzątane” – mówią. „Teraz masz czas nas pouczyć”. Ludzie, wakacje są! Niestety, średnie wykształcenie to w Tanzanii wciąż towar deficytowy. Nie mówiąc o studiach wyższych. 30 proc. społeczeństwa nadal stanowią analfabeci. – Tylko że ja myślałam, że chodzi o starsze pokolenie – dziadków, ewentualnie rodziców – mówi Jola. – Przeżyłam szok, kiedy podczas prowadzonych warsztatów dla dziewcząt okazało się, jak wiele z nich nie potrafi się podpisać.

W rozmowie wyczuwa się bunt, który drzemie w inteligentnej misjonarce. Dla wolnej, ambitnej dziewczyny sytuacja kobiet tamtejszej kultury jest trudna do przyjęcia. – W Tanzanii obowiązek szkolny reguluje prawo. Ale egzekwowanie go wciąż odnosi się raczej do chłopców – mówi Jolanta. – Dziewczynki z plemienia Sukuma wychowuje się do macierzyństwa, a przede wszystkim do służenia mężowi i jego rodzinie. Jej aspiracje nie są brane pod uwagę. Uważa się nawet, że kobiety są z natury mniej inteligentne. Dlatego pewną szansę dowartościowania kobiet dają dobre wyniki w nauce jakie odnoszą dziewczynki. Podaję przykład mojej uczennicy. Rehema uzyskała na maturze najlepsze wyniki z całej szkoły. Zadziwiła całe męskie grono i stała się wzorem dla innych dziewczyn.

Całuję twoje stopy

Misjonarka stworzyła projekt promocji bugisijskich kobiet i dziewcząt. To prawdziwa rewolucja w tamtejszej kulturze! Wraz z dziewczętami z plemienia Sukuma organizuje warsztaty o godności kobiety i jej roli w społeczeństwie. Tam, często po raz pierwszy w życiu, młode kobiety dowiadują się, że są wartościowe, że Bóg chciał je dla nich samych. Słyszą, że mają prawo do szacunku, do nauki.

To nie są zajęcia z równouprawnienia, ale raczej z „równoposzanowania”. Bo problem poniżania, znęcania się fizycznego czy psychicznego nad kobietą jest w Tanzanii bardzo realny. Kiedy kobieta zachoruje, mąż musi wydać zgodę na jej leczenie, hospitalizację. Czasem przyzwolenie przychodzi za późno. – To ważne, że tych warsztatów nie prowadzę sama, ja, biała, wykształcona kobieta, ale wspólnie z dziewczynami wywodzącymi się z tej kultury – przyznaje Jolanta. – One dają świadectwo, że można coś zmienić w swoim życiu, pomimo biedy, samotności czy zatwardziałości rodziny.

Chrześcijaństwo i Kościół przyczyniły się do poprawy ogólnej sytuacji kobiet Tanzanii. Wierność w małżeństwie, monogamia, powstrzymywanie się od przemocy wobec żony – tego starają się trzymać katoliccy mężczyźni. Wciąż jednak kobieta jest całkowicie poddana mężczyźnie, stanowi jego własność. Już małe dziewczynki pozdrawiają swoich rówieśników słowami: „shikamoo”, co tłumaczy się: „Całuję twoje stopy”... Nawet wykształcona dziewczyna nie zabiera publicznie głosu. Kiedy Jola wypowiada się głośno w gronie nauczycieli, w większości mężczyzn, nadal budzi tym wielkie zdziwienie. – Tak po prostu jest i trzeba uszanować taką kulturę – mówi. – Bardziej należy podjąć walkę z analfabetyzmem kobiet.

Śląska misjonarka na tyle opanowała już oficjalny język suahili, że może katechizować rdzennych mieszkańców. W szkole uczniowie i nauczyciele posługują się językiem angielskim. – Mądrość misjonarzy polega na tym, co w teologii nazywamy inkulturacją, czyli wykorzystaniem elementów danej kultury w głoszeniu Dobrej Nowiny – ocenia J. Kazak. – Afrykanie bardzo cenią, gdy się szanuje ich kulturę. Mówią mi o tym. Cieszą się, że noszę ich stroje, jem razem z nimi posiłki, choć czasem są dla mnie już baaaardzo monotonne i mam ochotę na śląski obiad – śmieje się. – Ja nie mogę przynosić im polskiego Kościoła, Kościoła Joli Kazak, ale Kościół Jezusa Chrystusa!