Dla mnie ludzie są ze mną w kościele aż przez godzinę. Może dlatego, że mam wiele spraw i mało czasu, potrafię to docenić.
Odprawiałem Msze św. w wielu kościołach na świecie. To jest superdoświadczenie. Jednym z ważniejszych odczuć dotyczących tego, co nas łączy, było dla mnie poczucie obowiązku. Msza musi być. Widać to po wielu elementach. Na przykład po tym, że ceremonia jest niestaranna, jakaś obowiązkowa.
Tak nie jest zawsze i wszędzie. I oby tak nie było. Bo syndromem naszych czasów nie jest poczucie obowiązku, ale pragnienie rozwoju, przygody. Kto jednak powiedział, że można być na Mszy tylko z obowiązku? Wyobraźmy sobie, że ktoś chodzi na obowiązkowe zebrania. Szybko zacznie się nudzić. Msza to spotkanie z Bogiem i ludźmi, a celem jest przemiana życia. Nie na gorsze, ale na lepsze. Czyli rozwój. Przygotowując się do Mszy, zawsze zastanawiam się, co pomoże ludziom w rozwoju. Rozumiem to jeszcze inaczej: co pomoże ludziom w spotkaniu z Bogiem (a nie ze mną), a potem Bóg zainspiruje ich do rozwoju.
Długo medytowałem, czy jedna godzina Mszy św. w tygodniu to jest dużo czy mało. Dla bycia praktykującym katolikiem raczej za mało. Ale dużo, by w tej jednej godzinie wydarzyło się wiele ważnych rzeczy. Dla mnie ludzie są ze mną w kościele aż przez godzinę. Może dlatego, że mam wiele spraw i mało czasu, potrafię to docenić. Staram się więc tak prowadzić Mszę, by miała moc zmieniania życia. A nie tak: mają być czytania, kazanie i ogłoszenia. I reszta. Jak zawsze.
Przepraszam, nie umiem tak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).