O biedzie na Kaukazie, przyjaźni do Polaków i ekumenicznej współpracy z ks. Krzysztofem Kowalem, dyrektorem Caritas Gruzja, rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.
Ks. Wojciech Parfianowicz: W sumie niewiele wiemy o Gruzji. Najczęściej kojarzymy piosenkę Filipinek „Batumi” i pamiętamy poczciwego czołgistę Grigorija z „Czterech Pancernych”. Z najnowszej historii pozostaje obraz Lecha Kaczyńskiego przemawiającego w Tbilisi podczas konfliktu z Rosją. Jaka jest współczesna Gruzja?
Ks. Krzysztof Kowal: – To przepiękny, atrakcyjny turystycznie kraj, z bardzo otwartymi i gościnnymi ludźmi. Niestety, jest to kraj postkomunistyczny ze wszystkimi tego konsekwencjami. Układ, który zapewniał wszystko, runął po upadku Związku Radzieckiego. Kraj toczyła korupcja, z którą dopiero w ostatnich latach udało się coś zrobić. Dlatego, mimo ciągłego postępu, biedy w Gruzji nie brakuje.
Czyli działalność Caritas jest jak najbardziej potrzebna.
– Zdecydowanie. Wciąż jest wiele do zrobienia, także w sensie zmian systemowych. Ostatnio głośny był przypadek, kiedy w jednej rodzinie roczne dziecko zmarło z głodu. Rodzice uprawiali pomarańcze i mandarynki, które w Gruzji są naprawdę bardzo dobrej jakości. Ale cena zbytu była tak niska, że owoce w skrzynce były mniej warte niż sama skrzynka. Nie byli w stanie wykarmić dziecka.
Na czym więc polega Wasza działalność?
– Prowadzimy kilka domów dziecka, dom starców, mamy ambulatorium, centrum rehabilitacyjne oraz kilkadziesiąt punktów medycznych w całym kraju. Mamy też dzienne centrum kształcenia dla dzieci, noclegownie i jadłodajnie dla bezdomnych. Zajmujemy się chorymi w domach. Reagujemy również w sytuacjach nadzwyczajnych, w przypadkach katastrof, a także kształcimy wolontariuszy. W sumie pracuje u nas ok. 250 osób. Prowadzimy też działalność typowo biznesową. Mamy trzy restauracje, piekarnię, cukiernię, lodziarnię czy warsztat samochodowy, które finansują wiele z naszych dzieł.
Jak to wygląda w praktyce?
– Na przykład jeśli chodzi o nasze domy dziecka, trafiają tam nie tylko sieroty, ale też dzieci z rodzin patologicznych czy takich, które nie są w stanie się wyżywić. Mamy np. takiego Grzesia, który był szachowym mistrzem Gruzji w swojej kategorii wiekowej. Przez kilka lat żebrał na ulicy. Matka karmiła go tylko chlebem, żeby był chudy i garbaty, żeby źle wyglądał i dzięki temu więcej zbierał. W ten sposób pracował dla całej rodziny. Rodzice zostali pozbawieni praw rodzicielskich. Innym razem dostaliśmy informację o człowieku niepełnosprawnym, który długo nie wychodził z domu, bo nie miał wózka. Zawieźliśmy mu go. Dla tego człowieka ten wózek nie był tylko kwestią podniesienia się fizycznego z łóżka, ale – jak powiedziała jego matka – on podniósł się wewnętrznie. Zachciało mu się żyć. Nie musiał siedzieć w czterech ścianach. Ale nie chcemy tylko doraźnie interweniować. Pracujemy też nad zmianami w prawie, np. nad ustawą dotyczącą niepełnosprawnych, aby ulepszyć infrastrukturę, stworzyć ulgi dla pracodawców. W naszym centrum dzieci uczą się konkretnych zawodów. Staramy się wcielać ideę Caritas w parafiach.
Niedawno rozpoczął się kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Jak się prowadzi katolicką Caritas w kraju, gdzie zdecydowana większość ludzi to prawosławni?
– Po pierwsze – warto powiedzieć, że mimo kilkudziesięciu lat komunizmu Gruzini są nadal bardzo religijni. Może dlatego, że tamtejsze chrześcijaństwo sięga korzeniami do pierwszych wieków. 14 stycznia jest np. wspomnienie św. Nino, apostołki i patronki Gruzji, żyjącej na przełomie III i IV wieku. Kościoły są więc raczej pełne, a wielu wychowanków w naszych domach dziecka ma swoich kierowników duchowych. Rzeczywiście, cała Gruzja to ok. 5 mln ludzi, z czego tylko 1,5 proc. to katolicy. Relacje z prawosławnymi mamy raczej dobre. Większość tych, którym pomagamy, to właśnie prawosławni. U nas jest taka zasada: znajdujesz się w ośrodku Caritas katolickiej, ale nikt cię z tego powodu nie przymusi do zmiany wyznania. Chodzi o unikanie prozelityzmu, że w imię dobra materialnego wpływa się na zmianę wyznania. To byłoby zaprzeczenie idei Caritas. My mamy głosić miłość do wszystkich. Ja nie pytam o wyznanie, tylko o biedę. Jesteś potrzebujący, otrzymujesz pomoc, bezwarunkowo. Wiele projektów realizujemy razem z innymi chrześcijanami. Np. noclegownia i jadłodajnia w Batumi – my to wszystko prowadzimy, duża część pieniędzy pochodzi od pewnej rodziny protestanckiej, a pracownicy są prawosławnymi. Natomiast wśród korzystających z tej pomocy zdarzają się nawet muzułmanie. To nawet więcej niż ekumenizm.
Wiele się słyszy o szacunku, jakim Gruzini darzą Polaków. Czy odczuwa Ksiądz tę sympatię?
– Tak, to się naprawdę czuje. Prezydent Kaczyński przyjechał tam w bardzo trudnej dla kraju sytuacji i konkretnie pomógł. Oni to bardzo pamiętają. Jedna z ulic w Tbilisi nosi jego imię. Ale korzenie tej sympatii sięgają dalej. W latach międzywojennych, kiedy Związek Radziecki anektował Gruzję jako swoją republikę, rząd polski dał gruzińskim oficerom posadę żołnierzy kontraktowych. Tak więc dobrze jest odezwać się w Gruzji po polsku. Choć, niestety, nikt tego języka nie rozumie i paradoksalnie językiem, który łączy wszystkich, jest rosyjski, a wśród młodych coraz bardziej angielski. W każdym razie, jak się idzie jako Polak do jakiejś rodziny w gościnę, ciężko wyjść trzeźwym (śmiech). Ja na szczęście jestem abstynentem, co zawsze spotyka się ze zdziwieniem. Nie mogą zrozumieć, że nie chcę ich wina, które uchodzi za bardzo dobre.
Wraca Ksiądz do Gruzji po kilku tygodniach nieobecności. Co sprawiło, że tak długo był Ksiądz w Polsce?
– Kręgosłup. Od dawna mam z nim problemy. Ale ostatnio nastąpiło przeciążenie, w dodatku w szczególnym momencie. Kończyliśmy ważny projekt – pierwszy w Gruzji integracyjny dom dziecka, przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Było wiele nieprzespanych nocy, tysiące kilometrów w samochodzie, wiele stresu i załatwiania różnych spraw. 30 września otworzyliśmy oczekiwany dom dla niepełnosprawnych, a dosłownie następnego dnia sam stałem się niepełnosprawny. Kręgosłup odmówił posłuszeństwa. Leżałem tydzień w Gruzji, czekając na decyzję i potem, już na wózku inwalidzkim, pojechałem do Polski na operację. •
Ks. Krzysztof Kowal
Wyświęcony w roku 1991. Był wikariuszem najpierw w Miastku i potem w Białogardzie. W latach 1994–2000 był prefektem w WSD w Koszalinie. W roku 2001 rozpoczął pracę w Irkucku, a w 2003 – w Pietropawłowsku na Kamczatce, gdzie przebywał przez 9,5 roku. W maju 2012 r. został dyrektorem Caritas Gruzja. Mieszka w Tbilisi, pozostając nadal kapłanem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
Serce dla Gruzji
To fundacja, która działa na rzecz gruzińskiej Caritas. Można ją wesprzeć na różne sposoby – np. wziąć udział w akcji „Przyjaźń na odległość”, dokonać bezpośrednich wpłat na konto lub nawet zostać wolontariuszem. Wszelkie informacje na stronie: www.sercedlagruzji.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.