Miała pieniądze, znajomości, sławę. Ale prawdziwe szczęście odnalazła dopiero w Bogu.
Zanim tak się stało przeszła prawdziwe piekło. O drodze do raju była modelka Anna Golędzinowska opowiadała w słupskim kościele pw. św. Józefa.
Z ulicy na ulicę
Patrząc na 31-letnią Anię i jej rozbrajający uśmiech, aż trudno uwierzyć, z jakiego bagna musiała się podźwignąć. Tego, co przeszła i czego doświadczyła starczyłoby na kilka życiorysów. – Mój tata był człowiekiem o wielkim sercu, ale był również alkoholikiem, topił swoje niespełnione marzenia w butelce wódki. Kiedy umarł, mama wpadła w depresję. Sprowadzała do domu mężczyzn – zaczyna swoją opowieść. Jeden z nich wykorzystał Anię seksualnie. – Nienawidziłam mamy, bo lepiej było jej nie widzieć, co się dzieje, nienawidziłam ojca, bo go nie było. Uciekałam z domu, ze szkoły. Moimi przyjaciółmi byli sprzedawcy narkotyków. Zaadoptowała mnie moja babcia. Ale po paru tygodniach już mnie nie chciała, bo chociaż była dla mnie najukochańszą osobą na świecie, źle ją traktowałam. Chciałam popełnić samobójstwo, żeby pokazać innym, jak bardzo chcę żyć – wyznaje.
Szansą miała być praca modelki w Mediolanie. Nastolatka jednak tam nie dotarła. – W Turynie zabrali mi dokumenty, wsadzili do lokalu trzeciej kategorii i chcieli, żebym była prostytutką. Jeden z klientów mnie zgwałcił. Poznałam chłopaka, którego nigdy później nie spotkałam. Był moim aniołem stróżem, wysłanym przez Boga, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam – opowiada. – Czemu mówię o tych brzydkich i smutnych rzeczach? Nie chcę robić przed wami z siebie ofiary, bo nią nie jestem. Dzisiaj myślę, że cierpienie jest szczęściem, przybliża do Pana Boga. To wszystko, co mi się zdarzyło, było mi potrzebne – tłumaczy.
O. Pio na ratunek
Z turyńskiej niewoli Ania trafiła w końcu na wybiegi mody. Zrobiła oszałamiającą karierę modelki oraz gwiazdy włoskiej telewizji. Zamiast wolności otrzymała jednak… pustkę. – Moje życie w Mediolanie było fikcyjne, włosy i paznokcie doczepiane, maska na twarzy. Brałam proszki na odchudzanie, na spanie, na depresję. Nikogo nie obchodziło, jaka Ania jest w środku, bo była tylko towarem. Miałam wrażenie, że muszę sprzedać duszę diabłu, żeby robić karierę. Wiele razy chodziłam na czworakach, szukając kokainy w szparach w podłodze – przyznaje.
Pewnego dnia coś w niej pękło. Był to przełomowy moment jej życia. We śnie spotkała człowieka ubranego na brązowo, który przyglądał jej się z politowaniem. Postać nie zniknęła nawet po zapaleniu światła. – To było 10 lat temu. Nie chodziłam do kościoła, nie wiedziałam nic o objawieniach, świętych. Jak widziałam księdza, to miałam wysypkę. Dopiero w Medjugorie dostałam książkę o ojcu Pio. I poznałam go ze zdjęcia na okładce – dzieli się doświadczeniami.
Do Medjugorie trafiła za namową włoskiego wydawcy, który chciał spisać jej historię. Tamta wizyta wszystko odmieniła. – Powiedziałam wydawcy, że to biznes i oszustwo. Ja nic nie widziałam, nie słyszałam, nic nie poczułam. A on spokojnie powiedział: „jeszcze nic nie wiesz, a już się zmieniło coś w twoim sercu”. Kiedy weszłam na Górę Krzyżową, moje kamienne serce rozwaliło się w tysiące kawałków i poczułam ulgę – opowiada. – Po powrocie do Mediolanu mówiłam Bogu, że nie widziałam tego słońca, co się kręci, ani Jego Matki, ani Jego samego, więc jak mam wierzyć? Gdy poszłam z tym pytaniem do kościoła, usłyszałam odpowiedź: ksiądz czytał z Ewangelii fragment o św. Tomaszu. Potem zrozumiałam, że była to pierwsza niedziela po Wielkanocy, Niedziela Miłosierdzia Bożego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.