Panie, to ja. John Taylor. Zmiłuj się nade mną, bo jestem wielką świnią.
Nie lubię słowa „grzesznik”. To wytrych. Niewiele znaczący. Coraz mniej znaczący. Ileż razy słyszałem: „jestem wielkim grzesznikiem” (w wielu wspólnotach wypada tak się przedstawiać, należy to do duszpasterskiego bon ton), a potem trzeba było obchodzić się z delikwentem jak z jajkiem. By nie urazić. By, broń Boże, nie powiedzieć: „Jesteś słabiutki, lichy, kiepski, przegrany. Zawiodłeś. Zawaliłeś”. Niby to samo, ale brzmi jakoś dosadniej, mniej estetycznie. Wracamy do wizytówki: „Jestem Jan Kowalski, grzesznik”.
Jak w historyjce. W Stanach modlił się głośno facet: „Panie to ja, John Taylor. Zmiłuj się nade mną, bo widzisz, że jestem wielką świnią!”. Podszedł do niego obcy mężczyzna. Nałożył mu na głowę ręce i zaczął szeptać: „Tak, Panie, zmiłuj się nad nim. Widzisz, że jest wielką świnią…” – Kto ja????? – odparował ze wściekłością Taylor.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.