Historia, którą opowiedział ks. Gil, mogła się wydarzyć.
Dobrze, że ks. Wojciech Gil w końcu zdecydował się przerwać milczenie i opowiedzieć własną wersję historii, która od wielu dni jest na czołówkach polskich mediów. Warto także zauważyć, że to, co wyrabiały z jego sprawą główne media elektroniczne, nie było informowaniem, ale szczuciem i nagonką na niego. Nic bowiem nie usprawiedliwiało zarówno obrzydliwego, insynuacyjnego tonu, przesądzającego o winie księdza, jak również robienie z tej sprawy głównego newsa tygodnia. Tymczasem w minioną środę wszystkie główne programy informacyjne przez cały dzień zaczynały się wiadomością, że policja znalazła i pouczyła ks. Gila. Jakby w Polsce i na świecie nie wydarzyło się nic ważniejszego, aniżeli służbowa rozmowa policjanta z duchownym. Informacja była zawsze elementem dłuższej sekwencji, w której odbiorca był bombardowany kolejnymi newsami o księżach pedofilach i gwałcicielach. Przypomniało mi to kampanie, jakie w latach 30., na polecenie dr. Goebbelsa organizowało Ministerstwo Oświecenia Publicznego i Propagandy III Rzeszy, starające się wmówić opinii publicznej, że każdy duchowny to potencjalny zboczeniec oraz przestępca seksualny.
Jaka jest prawda w przypadku ks. Gila, nie wiem. Jednak także w krytycznych dla niego materiałach pojawiała się teza, że oskarżenie o pedofilię mogło być wynikiem konfliktu z mafią. Rzecz jasna, konflikt z mafią nie wyklucza, że ksiądz mógł także brzydko się bawić ze swymi podopiecznymi. Odnosiłem jednak wrażenie, że wielu polskim mediom, informującym o tej sprawie nie chodziło o prawdę, ale przekonanie nas, że pedofilia to codzienna przypadłość w polskim Kościele.
Gdy słuchałem opowieści ks. Gila, przypomniała mi się podobna historia, jaką usłyszałem, kilka lat temu w Kongo. Ksiądz misjonarz odkrył, że lokalna mafia zarabia gigantyczne pieniądze, obsługując transporty z wodą pitną do jego wioski, opłacane przez międzynarodową organizację humanitarną. Szybko obliczył, że zamiast płacić za dowóz wody, lepiej zbudować wodociąg. Kiedy zaczął starania o realizację tego projektu, wokół niego rozpętało się piekło. Najpierw były groźby, później pobicie, wreszcie przełożeni zakonni otrzymali informację, że ksiądz jest pedofilem. Dowodem były zdjęcia, w których ksiądz znajdował się w niedwuznacznych sytuacjach z młodymi chłopcami. Przełożeni przejęli się sprawą. Zlecili profesjonalnej agencji zbadanie zdjęć i okazało się, że był to fotomontaż. Na tym historia misjonarza się nie zakończyła. Kiedy zawiodły inne sposoby, mafia wynajęła mordercę, który ciężko go postrzelił. Misjonarz przeżył, ale z pracy w tej parafii zrezygnował. Woda do niej jest nadal dowożona.
Nie piszę tego, aby przekonywać kogokolwiek o niewinności ks. Gila, gdyż nie wiem, jaka jest prawda. Opowiedziana przez niego historia konfliktu z mafią wydaje mi się jednak wiarygodna. Mogło tak być. W interesie ks. Gila jest próba wyjaśnienia wszystkiego w ramach bezstronnego procesu, który powinien się toczyć na Dominikanie pod nadzorem międzynarodowych organizacji humanitarnych. Jednego jestem pewien. Dziennikarze w tej chwili nie mają prawa, aby przesądzać o jego winie, co nagminnie czyniono od dłuższego czasu w wielu polskich mediach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).