Człowiek Kościoła Afryki, Francji, Belgii i Polski - otwarty na ludzi, niezależnie od ich kondycji, wyważony i ciepły, ale także mistrz ciętej riposty i baczny obserwator na pozór drobnych szczegółów, a przy tym niezłomnie broniący kościelnej ortodoksji – taki obraz abp. Henryka Hosera, biskupa warszawsko-praskiego, wyłania się z opinii wielu osób, które spotkały go i współpracowały z nim w różnych dziedzinach i okresach jego posługi.
Podczas ingresu do katedry warszawsko-praskiej nie chciał fajerwerków, uważał, że jest to przede wszystkim przyjęcie biskupa przez diecezjan.
- Ta skromność powoduje też dyscyplinę finansową w diecezji. Sam oddaje do kasy kurii wszystko, co dostaje za wizytacje, mocno wspiera misje. Od jego przyjścia nie było podwyżek, co oczywiście nie podoba się wielu księżom. A on mówi „Ma ksiądz co jeść? Ma.”– dodaje. - Również przy okazji różnych wydarzeń, świąt, gdy jest poczęstunek, siada za stołem z wiernymi, rozmawia z nimi, idzie do księży. Nigdy nie stawia się w roli najważniejszego. Robi to po prostu naturalnie – opowiada ks. Matuszewski.
Ksiądz Arcybiskup mieszka w dawnej plebanii parafialnej, dzieląc ją z dwoma księżmi i trzema siostrami pallotynkami. - Za jeden z największych przysmaków uważa zsiadłe mleko z okraszonymi ziemniakami. Poza tym jako lekarz jada niewiele, gdyż ma świadomość licznych chorób spowodowanych otyłością i nadwagą – mówi ks. Lipka.
Ks. Zenon Hanas, wiceprowincjał Prowincji Chrystusa Króla Wszechświata Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Warszawie, który był sąsiadem abp. Hosera przez sześć lat w Rzymie, wspomina jego przyjazd do Wiecznego Miasta. – W 2005 r. przyjechał do Rzymu z Brukseli i zamieszkał w wielkim pałacu na placu Hiszpańskim i do tego olbrzymiego apartamentu z marmurowymi schodami wnieśliśmy kilka kartonów z książkami i parę rzeczy osobistych. Pamiętam ten niezapomniany wieczór i rozmowę, gdy siedzieliśmy na jakichś prostych krzesełkach w prawie pustym mieszkaniu. On po prostu nie miał potrzeby gromadzenia rzeczy. Ta sytuacja dobrze pokazuje jego nastawienie do życia i potrzeby – opowiada wiceprowincjał. W jego odbiorze Arcybiskup jest człowiekiem o ogromnej, wszechstronnej wiedzy i kulturze. - Cytuje z pamięci całe fragmenty z Sienkiewicza, każda rozmowa z nim jest niezwykle inspirująca. To człowiek dialogu, ma przyjaciół z bardzo różnych środowisk – dodaje.
Danuta Baszkowska, założycielka i prezes Ekumenicznego Stowarzyszenia Pokoju i Pojednania „EFFATHA” przyznaje, że spotkała się z życzliwym usposobieniem abp. Hosera do spraw związanych z ekumenią. – Jest bardzo przychylny tym działaniom i niewątpliwie je popiera - mówi.
Ks. Piotr Gaś, proboszcz ewangelicko-augsburskiej parafii Św. Trójcy w Warszawie już samo zaproszenie na ingres abp. Hosera przyjął jako potwierdzenie woli ze strony diecezji warszawsko-praskiej do dalszego budowania kontaktów ekumenicznych. - Miałem okazję spotykać Księdza Arcybiskupa na nabożeństwach odbywających się w ramach Tygodni Modlitw o Jedność Chrześcijan. Mieliśmy też okazję gościć go w naszym ewangelickim kościele w Warszawie i słuchać jego homilii. Wszystkie te spotkania wspominam dobrze, a niektóre bardzo dobrze. Odnosiłem wrażenie, że słucha i słyszy. W trakcie spotkań przy stole chętnie podejmował braterską rozmowę – mówi ks. Gaś. Przyznaje, że nie zawsze mógł zgodzić się z każdym stwierdzeniem abp. Hosera, i na odwrót. - Ale nie jest tajemnicą, że spotkania ekumeniczne nie zawsze prowadzą do pełnej zgodności słów i poglądów. Bywa, że stają się okazją do spisania protokołu rozbieżności lub potwierdzenia, iż spisany kiedyś protokół rozbieżności nadal jest aktualny. Odnosiłem wrażenie, że Ksiądz Arcybiskup szanował taki protokół rozbieżności i także oczekiwał szacunku. Jednocześnie odnosiłem wrażenie, że przywiązuje wagę do potrzeby spotkań ekumenicznych – dodaje. Ks. Gaś podkreśla, że ostatni czas żywych dyskusji na tematy bioetyczne, przyniósł wspólną z abp. Hoserem refleksję, że światu potrzebne jest wspólne świadectwo chrześcijan.
- Dla nas chrześcijan ewangelickiej tradycji spójność nie wyklucza jednak zróżnicowania. Przecież wielość i zróżnicowanie ukształtował sam Stwórca, którego wyznajemy. O tym też powinniśmy rozmawiać i rozmawiamy. Nie sądzę, że nastąpił radykalny przełom w ekumenicznych relacjach z diecezją warszawsko-praską. Ale trzeba też powiedzieć, że nie obserwujemy takiego radykalnego przełomu pomiędzy Kościołami w Polsce i na świecie. Ważne, żebyśmy nie ustawali w szukaniu jedności w kościelnej wielości i zróżnicowaniu. Odnosiłem wrażenie, że tego jesteśmy świadomi i wspólnie takie poszukiwania podejmujemy. Miałem i mam wrażenie, że takie jest też rozumienie ekumenicznych kontaktów ze strony Księdza Arcybiskupa – konkluduje ks. Gaś.
- Muszę przyznać, że Ksiądz Arcybiskup ma kilka nałogów: jest uzależniony od czytania (gazety, internet, książki itp.) oraz od pracy. Nie wyjeżdża na wakacje, zdarza się, że raz w roku jedzie na tydzień lub dwa – ale to tylko zmiana miejsca pracy. Sam przyznaje, że zajęcia biskupie są bardzo zaborcze, nie pozostawiają czasu na hobby, upodobania osobiste. Trzeba dość mocno walczyć o czas na konieczny odpoczynek, na spotkania z przyjaciółmi, ze znajomymi będącymi akurat w Warszawie – mówi kanclerz. Ks. Pawłowski dodaje, że wciąż powtarza abp. Hoserowi, że pracuje za dużo i wciąż nie odnosi to skutku.
Miłość cierpliwa jest
Cierpliwość to cecha, którą zauważają wszyscy współpracujący z Księdzem Arcybiskupem. Podziw ks. prof. Longchamps de Bérier budzi rozwaga, umiarkowanie i wstrzemięźliwość we wdawaniu się w spory inne niż merytoryczne. Ks. Lipka zaś dodaje, że wyjątkowo trudno jest zdenerwować abp. Hosera. – Mnie się to jeszcze nie udało, a przynajmniej o tym nie wiem – mówi. A przecież powodów przy tak trudnych tematach, którymi zajmuje się abp Hoser nie brakuje. – Jest osobą bardzo wrażliwą, widzi różne niełatwe zachowania, ale nigdy w zdenerwowaniu nie podejmie decyzji i nie wybucha – mówi ks. Matuszewski.
- We wszystkich zamieszaniach medialnych, które dotyczyły Zespołu, konkretnych członków i samego Księdza Arcybiskupa okazywał dużą wstrzemięźliwość, by wchodzić w dialog z mediami nieprzychylnymi Kościołowi, licząc się z tym, że jego osobisty wizerunek może na tym ucierpieć. Skupiał się wówczas na tym, by podnosić nas na duchu, utwierdzać w przekonaniu, że dobrze, że jesteśmy prześladowani, i kierować naszą uwagę nie ku sobie, ale ku Panu Jezusowi. Myślę, że wiele wycierpiał przez ostatnie miesiące, słysząc dotkliwe oskarżenia o udział w ludobójstwie, o antysemityzm, porównania do kard. O’Briana. Jest w końcu normalnym człowiekiem. Nie ugiął się jednak pod zrozumiałą potrzebą obrony swojego wizerunku, która wymagałaby jednak publicznego zaatakowania własnego księdza, do czego – jak wiemy – nie chciał się posunąć – komentuje ks. prof. Longchamps de Bérier.
Cierpliwość abp. Hosera przekładała się na skuteczność jego działań. – W Rwandzie, pomimo, że w większości jest to kraj katolicki, czasami ludzie korzystali z porad szamanów. Stosowali oni niejednokrotnie bardzo drastyczne formy pomocy, np. rozcinali skórę, w efekcie czego pojawiało się zakażenie. Ks. Hoser zawsze pomagał tym ludziom, ale przede wszystkim tłumaczył im, dlaczego to jest niebezpieczne – wspomina Danuta Pilecka.
Nigdy nie uchylał się od trudnych zadań, czy tych w Rwandzie po ludobójstwie, gdzie odbudowywał struktury miejscowego Kościoła, czy też potem we Francji, gdzie został wysłany do wspólnoty pallotyńskiej z dużymi wewnętrznymi napięciami. – Nie bał się , podjął to zadanie i doprowadził je do końca z dużym realizmem i sprawnością – mówi ks. Zenon Hanas. - Zawsze miał bardzo jasną wizję bycia pallotynem - eklezjalną, otwartą, używał pallotyńskiego powiedzenia, że mamy być ewangeliczną trąbą, która zwraca uwagę – dodaje.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).