Dla Agnieszki i Pawła Szymańskich Bóg zawsze był najważniejszy
Dla Agnieszki i Pawła Szymańskich Bóg zawsze był najważniejszy
Monika Augustyniak /GN

Biblia zawsze otwarta

Brak komentarzy: 0

Monika Augustyniak; GN 32/2013 Łowicz

publikacja 14.08.2013 07:00

O wierze silniejszej niż śmiertelna choroba, o wspólnocie pomagającej przetrwać sztorm i o szczęściu niezależnym od tego, co materialne z Agnieszką i Pawłem Szymańskimi rozmawia Monika Augustyniak.

W tym samym czasie mój teść chorował na raka i jeździł do znakomitego profesora. On właśnie przepisał mi lek, którego nie było jeszcze na rynku. Wiedziałem, że nie mam nic do stracenia. I choroba się cofnęła. Teraz, po 20 latach, wyniki badań są wzorcowe. W czasie choroby mieliśmy pewność, że niczego nam nie zabraknie. Nie pracowałem na stałe, ale to tu, to tam byłem przyjmowany do jakichś robót i dostawałem tyle pieniędzy, że nam starczało. Żona wtedy nie pracowała, oboje zajmowaliśmy się dzieckiem i domem. Dzięki temu też wiedziałem, jak ciężką pracą jest opieka nad niemowlakiem. Dlatego dziś oceniam ten czas jako bardzo ważny dla naszej rodziny. Wtedy właśnie porządkowały się nasze priorytety i relacje.

A. S. Jestem przekonana o tym, że trudne doświadczenia są papierkiem lakmusowym sprawdzającym naszą wiarę. Myślę, że Bóg po to daje trudności, byśmy mogli wzrastać. W takich sytuacjach można sprawdzić, czy rzeczywiście jesteśmy takimi dobrymi katolikami, jak nam się wydaje. Uważam, że ludziom wierzącym jest łatwiej żyć i znaleźć sens i cel istnienia. Żyję w przekonaniu, że jestem tu tylko na chwilę, przejściowo i jest to czas, w którym poznaję miłość Boga do mnie.

Czy Wasze dorastające dzieci też mają tak głęboką wiarę?

P.S. Myślę, że tak. Nie zmuszamy ich do niczego, ale są blisko Boga, modlą się do Niego. W naszym domu Pismo Święte leży zawsze otwarte, w każdej chwili można je przeczytać. Dzieci widzą, że codziennie rozważamy słowo Boże i to w nich kiełkuje. Poza tym widzimy, że mają twarde zasady, nie dają się zwieść rówieśnikom. Nie martwię się o to, że wpadną w nałogi i stoczą się na dno.

A.S. Wydaje mi się, że wpływ na to ma także rozmowa, której w naszej rodzinie jest dużo. Postawiliśmy na szczery dialog, spędzanie ze sobą czasu. To oczywiste, że w niedzielę przy stole nie może zabraknąć nikogo, w tygodniu również staramy się jadać razem. Myślę, że wszyscy mamy przekonanie, że jesteśmy dla siebie wsparciem, każdy czuje się wysłuchany i zrozumiany.

Wyglądacie Państwo na bardzo szczęśliwych.

P.S. Bo jesteśmy szczęśliwi. Oczywiście, dla niektórych nie będzie to szczęście, bo nie mamy wielkiego domu, pięknych samochodów. Ale mam zdrowe dzieci, kochającą żonę, rodzinę, na którą mogę liczyć, żyję blisko Boga – czego chcieć więcej? To nie znaczy, że jest łatwo, spotykamy się z wieloma trudami. To dobrze, bo wtedy sobie przypominamy, że sami nie damy rady, że potrzebujemy Boga. Ale chyba to, co najważniejsze, już mamy.

A. S. Poza tym smutny chrześcijanin to poważny problem. Bo człowiek wierzący musi mieć nadzieję, która kieruje go do wyższych celów. I to daje radość. Tylko wtedy można głosić Jezusa zmartwychwstałego, a nie martwego.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..