Nie jest łatwa, bo zrzuca wierzchnie okrycie duszy, a wtedy człowiek widzi siebie w prawdzie.
Już od 23 lat o piątej rano w kościele św. Jerzego w Kętrzynie rozpoczyna się Msza św., na której pątnicy proszą o opiekę Bożą, bo przed nimi daleka droga. Po błogosławieństwie wychodzą przed kościół, formują grupę i wyruszają do Wilna, by pokłonić się Matce Bożej Ostrobramskiej, Królowej Korony Polskiej, Matce Miłosierdzia. Inicjatorem i wieloletnim przewodnikiem duchowym pielgrzymki jest bp Julian Wojtkowski. Dziś grupę prowadzi ks. Jarosław Dobrzeniecki. – To rekolekcje w drodze, podczas których można się wyciszyć, spojrzeć nie przed siebie, a w swoją głębię – mówi.
Matka w sercach
W grupie pątników są różne osoby. Są pielgrzymi, którzy po raz pierwszy zdecydowali się na drogę ku Maryi, są i tacy, dla których szlak wiodący przez Warmię, Mazury i Litwę stał się trwałym elementem życia. Wielu z nich pochodzi z Wileńszczyzny. Średnia wieku pątników to ok. 60 lat. Zdaje się więc, że wielu pielgrzymów idzie z sentymentu. – Oni właśnie noszą w swoich sercach obraz Matki Bożej Ostrobramskiej. Od dzieciństwa wpatrywali się w Jej oblicze i właśnie ku Niej wznosili ręce. To oni dziś uczą młodych pątników miłości do Matki Miłosierdzia – mówi ks. Jarek. Podkreśla, że to pielgrzymka wielopokoleniowa i dzięki temu ma zupełnie inny charakter niż ta wiodąca na Jasną Górę. – Dzięki temu jest ona bardziej duchowa. Jest to dla mnie ważny czas, dziesięć dni zupełnie innego pielgrzymowania, kiedy dzień wypełniony jest przede wszystkim modlitwą, skupieniem i wyciszeniem – wyznaje. Izabela Damska z Bydgoszczy pierwszy raz wybrała się na pielgrzymkę do Wilna 13 lat temu. W tym roku już po raz szósty, tym razem z córką, dotarła do Matki Miłosierdzia. – Wiele o tej pielgrzymce mówił ks. Andrzej Czerwiński. Za jego namową przyjechałam do Kętrzyna, by wyruszyć do Wilna. Porównując pielgrzymkę sprzed 13 lat i tę dzisiejszą, widzę, że niewiele się zmieniło. Charakter pielgrzymki jest modlitewny i pokutny. Ale jest więcej młodzieży – mówi Izabela.
Mocna duchowo
Intencje są przeróżne. Są dziękczynienia, bo przeszło się na emeryturę, urodził się wnuk, jest się zdrowym. Są i błagania o sprawy, które niepokoją serca. Część osób nie zdradza swoich intencji. W cichości serca powierza wszystko Bogu. – Tę pielgrzymkę określiłbym jako mocną duchowo. Jest wiele modlitwy, Różaniec, nowenna do Matki Bożej Szkaplerznej, litanie, konferencje. Jest czas na wymianę spostrzeżeń, świadectwa, własne przemyślenia. Jakby ktoś spojrzał z boku, mógłby powiedzieć, że jest tu mniej radości niż na pielgrzymce na Jasną Górę, ale to tylko złudzenie, bo nie jest może tak hałaśliwie, jednak wewnętrznie każdy nosi w sobie radość. Idą osoby w średnim wieku, starsze. Wszyscy mają konkretną intencję, często idą z wielkimi zranieniami, z prośbą o uleczenie duchowe. Mam nadzieję, że wracają do domów przemienieni. Stąd hasło pielgrzymki: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, byście szli i owoc przynosili”. I mam nadzieję, że te owoce będą trwałe. Że nie zakończą się z chwilą powrotu do domów – mówi ks. Jarek.
Na pielgrzymkę zjeżdżają się ludzie z całej Polski, z Bukowiny Tatrzańskiej, Limanowej, Inowrocławia, Torunia czy Gdańska. – Cieszę się z młodych, którzy podejmują się trudu pielgrzymowania do Ostrej Bramy. W przyszłości właśnie oni, zakochawszy się w tej drodze i Matce Miłosierdzia, staną się fundamentem kolejnych maryjnych wypraw – podkreśla ks. Dobrzeniecki. – Na pewno tu wrócę. Poznałem fantastycznych ludzi. Starsi wprowadzają powagę. Dzięki temu przeżyłem pielgrzymkę w sposób bardziej duchowy – mówi 20-letni Marcin Deryło.
Tysiące kanapek
Przygotowanie pielgrzymki do Wilna wymaga załatwienia wielu formalności, szczególnie jeśli chodzi o etapy wiodące przez Litwę. – Trzeba zwracać się do wielu urzędów. Do tego dochodzi bariera językowa, bo litewski nie jest dla nas łatwym językiem. Całe szczęście pomaga nam ks. Arminas Lukosevitius – mówi ks. Jarosław. W organizację pielgrzymki zaangażowane są również inne osoby, m.in. ks. Roman Dąbkowski, Andrzej Gołębiewski, Ewa Błażejowska, Jacek Żukowski, państwo Regina i Adam Kaniowie, Jacek Kowalski, Ewa Andrasz czy Szczepan Perfikowski i Mateusz Grażewicz. – W zeszłym roku odpowiedziałam na prośbę ks. Jarka, który potrzebował pomocy. W tym roku była to już potrzeba serca. Wprawdzie jako kwatermistrz więcej jeżdżę, niż chodzę, ale gdy tylko jest możliwość, to pewne etapy przemierzam pieszo – mówi Ewa Błażejowska.
Zanim pielgrzymi wyruszą w drogę, trzeba zrobić objazd trasy i po kolei odwiedzić każdego proboszcza, miejscowość, dom kultury czy dyrektora szkoły, w której będą nocować. Trzeba również załatwić transport, opiekę medyczną i ekipę kucharek, która przygotuje posiłki. – Po stronie polskiej nie ma takiej potrzeby. Mieszkańcy miejscowości, przez które przechodzimy, przygotowują poczęstunek. Na Litwie takiego zwyczaju nie ma. W tym roku pielgrzymowało prawie 200 osób. Kanapek trzeba było zrobić tysiące – mówi ks. Dobrzeniecki. Przez 10 dni pątnicy przeszli prawie 390 km. Praktycznie cały czas idzie się drogami asfaltowymi. – Kiedy na Litwie dochodzimy do wsi, niezwykle emocjonalnie przyjmują nas osoby starsze. Często mają łzy w oczach, wzruszają się. Podają dłoń. To się przez lata nie zmieniło. Tylko tych osób jest coraz mniej – mówi Izabela.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.