Rozmodleni radością

Krzysztof Kozłowski; Posłaniec Warmiński 31/2013

publikacja 12.08.2013 05:43

Nie jest łatwa, bo zrzuca wierzchnie okrycie duszy, a wtedy człowiek widzi siebie w prawdzie.

 W tym roku w pielgrzymce do Wilna uczestniczyło prawie 200 osób Zdjęcia Krzysztof Kozłowski /GN W tym roku w pielgrzymce do Wilna uczestniczyło prawie 200 osób

Już od 23 lat o piątej rano w kościele św. Jerzego w Kętrzynie rozpoczyna się Msza św., na której pątnicy proszą o opiekę Bożą, bo przed nimi daleka droga. Po błogosławieństwie wychodzą przed kościół, formują grupę i wyruszają do Wilna, by pokłonić się Matce Bożej Ostrobramskiej, Królowej Korony Polskiej, Matce Miłosierdzia. Inicjatorem i wieloletnim przewodnikiem duchowym pielgrzymki jest bp Julian Wojtkowski. Dziś grupę prowadzi ks. Jarosław Dobrzeniecki. – To rekolekcje w drodze, podczas których można się wyciszyć, spojrzeć nie przed siebie, a w swoją głębię – mówi.

Matka w sercach

W grupie pątników są różne osoby. Są pielgrzymi, którzy po raz pierwszy zdecydowali się na drogę ku Maryi, są i tacy, dla których szlak wiodący przez Warmię, Mazury i Litwę stał się trwałym elementem życia. Wielu z nich pochodzi z Wileńszczyzny. Średnia wieku pątników to ok. 60 lat. Zdaje się więc, że wielu pielgrzymów idzie z sentymentu. – Oni właśnie noszą w swoich sercach obraz Matki Bożej Ostrobramskiej. Od dzieciństwa wpatrywali się w Jej oblicze i właśnie ku Niej wznosili ręce. To oni dziś uczą młodych pątników miłości do Matki Miłosierdzia – mówi ks. Jarek. Podkreśla, że to pielgrzymka wielopokoleniowa i dzięki temu ma zupełnie inny charakter niż ta wiodąca na Jasną Górę. – Dzięki temu jest ona bardziej duchowa. Jest to dla mnie ważny czas, dziesięć dni zupełnie innego pielgrzymowania, kiedy dzień wypełniony jest przede wszystkim modlitwą, skupieniem i wyciszeniem – wyznaje. Izabela Damska z Bydgoszczy pierwszy raz wybrała się na pielgrzymkę do Wilna 13 lat temu. W tym roku już po raz szósty, tym razem z córką, dotarła do Matki Miłosierdzia. – Wiele o tej pielgrzymce mówił ks. Andrzej Czerwiński. Za jego namową przyjechałam do Kętrzyna, by wyruszyć do Wilna. Porównując pielgrzymkę sprzed 13 lat i tę dzisiejszą, widzę, że niewiele się zmieniło. Charakter pielgrzymki jest modlitewny i pokutny. Ale jest więcej młodzieży – mówi Izabela.

Mocna duchowo

Intencje są przeróżne. Są dziękczynienia, bo przeszło się na emeryturę, urodził się wnuk, jest się zdrowym. Są i błagania o sprawy, które niepokoją serca. Część osób nie zdradza swoich intencji. W cichości serca powierza wszystko Bogu. – Tę pielgrzymkę określiłbym jako mocną duchowo. Jest wiele modlitwy, Różaniec, nowenna do Matki Bożej Szkaplerznej, litanie, konferencje. Jest czas na wymianę spostrzeżeń, świadectwa, własne przemyślenia. Jakby ktoś spojrzał z boku, mógłby powiedzieć, że jest tu mniej radości niż na pielgrzymce na Jasną Górę, ale to tylko złudzenie, bo nie jest może tak hałaśliwie, jednak wewnętrznie każdy nosi w sobie radość. Idą osoby w średnim wieku, starsze. Wszyscy mają konkretną intencję, często idą z wielkimi zranieniami, z prośbą o uleczenie duchowe. Mam nadzieję, że wracają do domów przemienieni. Stąd hasło pielgrzymki: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, byście szli i owoc przynosili”. I mam nadzieję, że te owoce będą trwałe. Że nie zakończą się z chwilą powrotu do domów – mówi ks. Jarek.

Na pielgrzymkę zjeżdżają się ludzie z całej Polski, z Bukowiny Tatrzańskiej, Limanowej, Inowrocławia, Torunia czy Gdańska. – Cieszę się z młodych, którzy podejmują się trudu pielgrzymowania do Ostrej Bramy. W przyszłości właśnie oni, zakochawszy się w tej drodze i Matce Miłosierdzia, staną się fundamentem kolejnych maryjnych wypraw – podkreśla ks. Dobrzeniecki. – Na pewno tu wrócę. Poznałem fantastycznych ludzi. Starsi wprowadzają powagę. Dzięki temu przeżyłem pielgrzymkę w sposób bardziej duchowy – mówi 20-letni Marcin Deryło.

Tysiące kanapek

Przygotowanie pielgrzymki do Wilna wymaga załatwienia wielu formalności, szczególnie jeśli chodzi o etapy wiodące przez Litwę. – Trzeba zwracać się do wielu urzędów. Do tego dochodzi bariera językowa, bo litewski nie jest dla nas łatwym językiem. Całe szczęście pomaga nam ks. Arminas Lukosevitius – mówi ks. Jarosław. W organizację pielgrzymki zaangażowane są również inne osoby, m.in. ks. Roman Dąbkowski, Andrzej Gołębiewski, Ewa Błażejowska, Jacek Żukowski, państwo Regina i Adam Kaniowie, Jacek Kowalski, Ewa Andrasz czy Szczepan Perfikowski i Mateusz Grażewicz. – W zeszłym roku odpowiedziałam na prośbę ks. Jarka, który potrzebował pomocy. W tym roku była to już potrzeba serca. Wprawdzie jako kwatermistrz więcej jeżdżę, niż chodzę, ale gdy tylko jest możliwość, to pewne etapy przemierzam pieszo – mówi Ewa Błażejowska.

Zanim pielgrzymi wyruszą w drogę, trzeba zrobić objazd trasy i po kolei odwiedzić każdego proboszcza, miejscowość, dom kultury czy dyrektora szkoły, w której będą nocować. Trzeba również załatwić transport, opiekę medyczną i ekipę kucharek, która przygotuje posiłki. – Po stronie polskiej nie ma takiej potrzeby. Mieszkańcy miejscowości, przez które przechodzimy, przygotowują poczęstunek. Na Litwie takiego zwyczaju nie ma. W tym roku pielgrzymowało prawie 200 osób. Kanapek trzeba było zrobić tysiące – mówi ks. Dobrzeniecki. Przez 10 dni pątnicy przeszli prawie 390 km. Praktycznie cały czas idzie się drogami asfaltowymi. – Kiedy na Litwie dochodzimy do wsi, niezwykle emocjonalnie przyjmują nas osoby starsze. Często mają łzy w oczach, wzruszają się. Podają dłoń. To się przez lata nie zmieniło. Tylko tych osób jest coraz mniej – mówi Izabela.

Kres drogi

Ostatni etap to dzień, w którym pielgrzymi dotrą pod Ostrą Bramę. Każdy wkłada lepsze ubranie. Zapomina się o wielodniowych trudach, chwilach załamania. Na pewno ci, którzy idą pierwszy raz, będą zaskoczeni faktem, że obraz Matki Miłosierdzia znajduje się w bramie, a uczestnicząc we Mszy św., stoi się na ulicy, pod bramą, w której oknie widać kapłana, a w tle obraz Matki Bożej. W tym roku pątników XXIII Warmińskiej Pielgrzymki Pieszej do Ostrej Bramy przywitała grupa z Olsztyna i Kętrzyna wraz z bp. Jackiem Jezierskim i rektorem Wyższego Seminarium Duchownego „Hosianum” ks. Pawłem Rabczyńskim. – Kiedy później rozmawiałem z pielgrzymami, podkreślali, iż było to dla nich bardzo ważne, że przywitał nas nasz biskup i że towarzyszył nam następnego dnia – mówi ks. Jarek.

– Idą ludzie starsi. Był nawet człowiek po wypadku. Nie wiem, ile miał operacji. W zeszłym roku jeździł na wózku inwalidzkim. W tym roku samodzielnie doszedł do Wilna – mówi Ewa. Opowiada jeszcze o spotkaniu, kiedy jeden z wieloletnich pielgrzymów odwiedził grupę na trasie. Ze względu na stan zdrowia nie mógł w tym roku iść. – Płakał rzewniej niż małe dziecko. Wtulał się w pielgrzymów, z którymi zawsze chodził. Kiedy odchodziliśmy, stał na przystanku – dodaje.

Poznacie ich po owocach

– Idzie się uliczkami. Później przed oczami pojawia się w bramie obraz Matki Bożej. Byłem zaskoczony. Poczułem, że moja wiedza na temat Boga jest nikła. Uświadomiłem sobie, że wiele pracy wewnętrznej jest jeszcze przede mną – mówi Marcin. – Pielgrzymka to odkrywanie sensu, spotkanie z Bogiem i człowiekiem. To jest siła, która przez kolejny rok nadaje treść każdemu dniowi. Pomaga w trudnych chwilach odnajdywać spokój i radość ze świadomości, że ziarno Boże jest we mnie zasiane. To są szczególne owoce właśnie tej wileńskiej pielgrzymki, opartej na modlitwie, na Różańcu. Nie jest to łatwa pielgrzymka, jeśli chodzi o sferę duchową, bo ona zrzuca wierzchnie okrycie duszy i człowiek widzi siebie w prawdzie. Teraz idę z pielgrzymką bydgoską na Jasną Górę, ale cały czas z córką żyjemy pielgrzymką z Kętrzyna do Ostrej Bramy. Byliśmy grupą radosną, ale jednocześnie rozmodloną – mówi Izabela.

– Co się czuje, gdy wędrówka zmierza ku końcowi? Tego nie da się opisać słowami. Nawet nie będę próbować. Kiedy zbliża się lipiec, coraz bardziej czuje się potrzebę, takie pragnienie serca, by iść do Matki. Piękne jest to, że idą ludzie starsi, często chorzy. Oni zapominają o cierpieniu, a ich celem w drodze są Matka Boża, Bóg. Myślę, że to jest największe bogactwo – mówi Ewa Andrasz. – W tym roku miałam własną intencję, rodzinną. Pogoń za pieniądzem i rzeczy materialne jakoś zakłócają nasze życie rodzinne. Gubimy się w tym wszystkim. Prosiłam o odpowiedź na pytanie, co robić dalej z moim życiem. Już w pierwszy dzień, w Kętrzynie, zrozumiałam, że muszę dać z siebie coś więcej. A w trakcie pielgrzymki, kiedy posługiwałam ludziom, odkryłam, jak ważna w życiu jest pokora, uczyłam się cierpliwości i drugiego człowieka – mówi Ewa Błażejowska.

– Kiedy idzie się pod górkę, kiedy zbliża się do obrazu, ogarnia człowieka niezwykłe wzruszenie. Dziękuje się Matce Bożej, że się doszło. A kiedy wraca się do domu, człowiek potrzebuje co najmniej dwóch tygodni, żeby odnaleźć się w rzeczywistości. Tęskni się za ludźmi, za czasem, za dobrym słowem. Ja na pielgrzymce ładuję akumulatory. Trzeba spróbować, żeby to poczuć – zachęca.