Z Elżbietą Wryk z diecezji tarnowskiej, dyrektorką szpitala w Bagandou w RCA, rozmawia Joanna Sadowska
Joanna Sadowska: Czym dla Was, jako misjonarzy, są tego typu akcje jak te ostatnie w Tarnowie?
Elżbieta Wryk: – Każda forma zainteresowania naszą pracą tutaj jest dla nas ważna. Daje poczucie, że nie jesteśmy zapomniani, daleko od swoich, zdani tylko na siebie. Świadomość, że są ludzie w większości przecież nam nieznani, którzy się za nas modlą, którzy są gotowi nam na różne sposoby pomagać dodaje sił, a także wiele konkretnych, materialnych środków, które staramy się dobrze wykorzystać dla dobra wielu potrzebujących. W konkretnym przypadku szpitala w Bagandou, który w całości swego funkcjonowania od początku istnienia, czyli od 2004 roku, jest finansowany przez diecezję tarnowską, trudno sobie wyobrazić naszą pracę bez zainteresowania innych. Poza modlitwą, która za nas nieustannie płynie, i akcjami Kolędników Misyjnych, którzy od wielu już lat zbierają ofiary na szpital, muszę wspomnieć także wielką pomoc, jaką od 5 lat niosą członkowie Stowarzyszenia Inicjatywa Młodzi Misjom.
Zaangażowanie wielu młodych ludzi, którzy kosztem swojego wolnego czasu, wakacji prowadzą animację w szkołach wszystkich poziomów, organizują zbiórki różnych rzeczy i którzy spakowali dwa kontenery dla Bagandou, jest dla nas znakiem Bożej opatrzności, która nad nami czuwa. Co znaczy „spakować” kontener długi na 12 metrów, w którym jest 14 ton przeróżnych rzeczy, trzeba ich samych zapytać. Ale i tak pewnie wszystkiego nie powiedzą, a cały trud zna tylko Bóg, który daje siły, motywacje do takich inicjatyw i jestem pewna, że także obfite błogosławieństwo. Praca misyjna prowadzona przez Kościół, czyli wspólnotę ludzi wierzących, aby była skuteczna i przynosiła owoce, zawsze będzie wymagać wielu rąk i wielu serc. W pojedynkę nic nie wyjdzie. Dlatego każde nabożeństwo, spotkanie, akcja, koncert, gdzie mówi się o naszej pracy w Afryce, to dołożenie kolejnego ogniwa do łańcucha, który łączy Tarnów i Bagandou czy inne miejsca na świecie, gdzie pracują posłani misjonarze.
Jak jest obecnie sytuacja w Republice?
Od 24 marca RCA jest ogarnięte rebelią, która zaczęła się już w połowie grudnia 2012 roku, a sprzymierzone siły rebelianckie o nazwie Seleka powoli posuwały się od północy w stronę stolicy, którą właśnie w tym dniu zajęły. Była to Niedziela Palmowa, w katedrze kończyła się Msza św., kiedy wpadli tam uzbrojeni rebelianci, strzelając w sufit, krzycząc po arabsku. Można sobie wyobrazić panikę, która zapanowała. Arcybiskup Bangui od ołtarza nawoływał o poszanowanie miejsca świętego. Celem napadu nie byli ludzie, tylko samochody, które stały pod katedrą, chodziło o kluczyki, żeby „wyzwoliciele” spod reżimu poprzedniego prezydenta mieli się czym przemieszczać. Rebelia zabiła państwo, które i tak było na szarym końcu wszelkich światowych list. Przemarsz Seleki pociągał za sobą zniszczenia budynków administracji, policji, sądów, palenie dokumentów, kradzieże samochodów, pieniędzy, sprzętów, ubrań, leków – dosłownie wszystkiego, a także gwałty, zabójstwa, wypuszczanie wszystkich więźniów. Ponieważ przeszli przez cały kraj, żadna jego część nie jest wolna od strat.
Jakkolwiek ten zakątek świata nie był spokojny i zwykle zmiany na stanowisku prezydenta od czasów odzyskania niepodległości odbywały się na drodze przewrotów i rebelii, ale nigdy jeszcze nie towarzyszyła temu taka fala zniszczeń, jak tym razem. Nowy niepokojący element tej rebelii to napięcia międzywyznaniowe. Wydaje się, że Kościół katolicki stał się wybranym celem ataków i poniósł wiele strat. Na północy kraju wiele placówek misyjnych jest opuszczonych i okradzionych, były przypadki profanacji Najświętszego Sakramentu, zastraszenia skierowane pod adresem niektórych biskupów. Jak dotąd nie było przypadków zabójstw, przynajmniej wśród misjonarzy, ale mocny przekaz w stylu „uciekaj, pókim dobry”. Miejscowa ludność ciągle żyje w zastraszeniu, są tysiące uchodźców do sąsiednich krajów i setki tysięcy wewnętrznych uchodźców, czyli ludzi, którzy opuścili swoje wioski i domy i ukrywają się w lasach, na polach, daleko od przejezdnych dróg. Żyją w warunkach bardzo trudnych, bez dobrej wody, bez odpowiedniego pożywienia, bez opieki medycznej. To wszystko są pośrednie ofiary rebeliantów, którzy jak do tej pory czują się absolutnie bezkarni.
Czego Wam obecnie najbardziej potrzeba?
– Całemu krajowi potrzeba pokoju, bezpieczeństwa, powrotu do normalności, kiedy można było się przemieszczać bez obawy o własne mienie i życie. Trzeba, by dzieci mogły wrócić do szkoły, by w szpitalach był personel i potrzebne lekarstwa. By ludzie wrócili do swoich wiosek i bez lęku uprawiali swoje pola. By każdy mógł chodzić do swojego kościoła na modlitwy bez obawy, że zostanie za to ukarany. Potrzeba modlitwy o cud, bo po ludzku w obecnej sytuacji te podstawowe potrzeby wydają się nieosiągalnym marzeniem. Poza tym „ludzkie siły” są tym konfliktem i cierpieniem tubylców mało zainteresowane. Były międzynarodowe spotkania, raporty, wszyscy, którzy mogliby coś zrobić, są doskonale zorientowani w sytuacji, ale konkretnych decyzji nie ma. Pamiętajcie o nas, o tutejszych ludziach, módlcie się i mówcie o sercu Afryki, które kolejny już raz jest ciężko zranione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.