Już nie boję się śmierci

O odprowadzaniu chorych do Pana, cierpieniu, przez które spływa miłość Boga, i miłości do ludzi z Danutą Krawczyk rozmawia Monika Augustyniak

Reklama

Czy Pani wiara od dzieciństwa była tak silna?

– Wychowałam się w pobożnej rodzinie. Zwłaszcza od strony mamy moi krewni byli bardzo rozmodleni. Ciocie codziennie chodziły na Eucharystię. W naszym domu mówiło się dobrze o Kościele, a kapłan był dla nas świętością. Ja się temu wszystkiemu przyglądałam, ale ponieważ moja mama zmarła, kiedy miałam 7 lat, nie było komu rozmawiać ze mną o wierze. Chodziliśmy z tatą do kościoła w każdą niedzielę. Potem, kiedy już pracowałam, codziennie zachodziłam do kościoła, żeby się pomodlić, jednak nie była to żywa relacja z Jezusem. Dlatego kiedy wzięłam ślub, mój mąż stał się moim bożkiem. Zaczęłam opuszczać niedzielne Msze.

Po kilku latach syn zapragnął zostać ministrantem. Cieszyłam się, wspierałam go w służbie, zawsze miał wszystko uszyte, uprane, ale nie potrafiłam rozmawiać z nim o wierze. Dopiero wtedy, gdy doświadczyłam ciężkiego krzyża w życiu, zwróciłam się do Boga. Mój mąż był alkoholikiem, nie było go w domu, tonęliśmy w długach. Miałam wtedy troje małych dzieci i byłam zrozpaczona. Wydawało mi się, że życie się dla mnie skończyło. Wtedy po raz pierwszy stanęłam przed Jezusem i modliłam się do Niego całym sercem, by zaradził mojej beznadziejnej sytuacji. Po tej modlitwie miałam takie przekonanie, że muszę wrócić do zawodu i że powinnam poszukać wspólnoty.

Koleżanka powiedziała mi o rekolekcjach REO. Wiedziałam, że nie mogę tam nie iść. Kiedy weszłam na spotkanie, czułam się jak w domu. Wszystko było tam dla mnie piękne. I to już trwa 20 lat. Od tamtego czasu Jezus bardzo żywo działa w moim życiu. Po ludzku moja sytuacja wydawała się nie do rozwiązania – troje dzieci, brak pracy, komornik na karku. Któregoś dnia na wspólnocie dowiedziałam się, że potrzebują kogoś do pomocy w Caritas. Koleżanka podeszła do mnie i zapytała: „Danusia, nie uważasz, że to wezwanie do ciebie?”. To było w piątkowy wieczór, a w poniedziałek rano biskup przedstawił mnie jako pracownika Caritas. Byłam przerażona. Jako pielęgniarka nie pracowałam 10 lat, musiałam odnowić dyplom. Do tego wszystkiego dyrektor kazał mi poszukać sobie współpracownika. Nie miałam kontaktu z koleżankami w zawodzie. Przyjechałam do domu i zaczęłam się modlić. I na myśl przyszło mi nazwisko „Sujka”. Zerknęłam na spis nazwisk z mojej wspólnoty i było tam takie nazwisko. Zadzwoniłam i zapytałam, czy Lucyna jest pielęgniarką. Okazało się, że jest i właśnie szuka pracy. Teraz pracujemy już ze sobą 17 lat. Każdy dzień powierzamy Bogu. Dziś wiem, że to Bóg posłał mnie do Caritas i każdego dnia posyła mnie do chorych.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama