Czy dziś poznamy datę rozpoczęcia konklawe? Mniej istotne. Ważne, że kardynałowie podczas kongregacji nie boją się dyskutować na niewygodne tematy.
Muszę przyznać że sytuacja z przedłużającymi się kongregacjami kardynałów i odkładaniem momentu ogłoszenia konklawe trochę mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Gdy pod koniec pontyfikatu Benedykta XVI ustalono nowe prawo pozwalające na szybsze ogłoszenie konklawe po nastąpieniu wakatu myślałem, że rozpocznie się ono w możliwie najszybszym terminie i że niebawem poznamy imię nowego papieża. Okazało się jednak, że kardynałom się nie spieszy. Chcą najpierw porozmawiać o problemach Kościoła i lepiej się poznać. To znaczy swoje zapatrywania na ważne dla Kościoła kwestie. To dobrze.
O przebiegu spotkań kardynałów wiemy niewiele. Stąd – jak zauważają niektórzy – mnóstwo spekulacji. Jednak z tematyki wypowiedzi kardynałów dla mediów można wywnioskować, że faktycznie dzieją się tam ciekawe rzeczy. A przypuszczenia, że w dużej mierze chodzi o funkcjonowanie kurii rzymskiej w świetle tych wypowiedzi wydają się jak najbardziej zasadne.
Nie mnie oczywiście takie sprawy oceniać, ale jako człowiek niejako zawodowo zajmujący się Kościołem i Stolica Apostolską sporo w ciągu ostatnich lat mogłem zauważyć. Na przykład pewną inercję systemu. Jest synod (biskupów), a adhortacja pojawia się znacznie później, gdy entuzjazm zdążył się już mocno ostudzić. Albo polityka informacyjna Watykanu. Jeszcze przed aferą z wyciekiem tajnych dokumentów trudno było oprzeć się wrażeniu, że z kręgów watykańskich hierarchów dość często wysyłane są sprzeczne sygnały. Choćby w sprawie podejścia Benedykta XVI do sprawy dialogu z lefebrystami i – ogólniej – stosunku do tradycjonalizmu. A więc także do kwestii oceny ostatniego soboru, ekumenizmu czy dialogu międzyreligijnego. Sam Papież w swoich wystąpieniach był klarowny. Gdzie rodziło się zamieszanie?
Nie wiem. Ale dobrze, ze kardynałowie nie boją się zwyczajnej, uczciwej rozmowy na ten temat. Zbyt często w kręgach kościelnych rożne tego typu dyskusje są ucinane albo sprowadzone do odwołania się do podręcznika odpowiedniego działu teologii pastoralnej. Zupełnie niepotrzebnie. Nie ma sensu upierania się przy tym, by w każdej, najbardziej błahej sprawie mówić jednym głosem. Bo, niestety, tym sposobem uniemożliwia się wypracowanie najlepszych, najbardziej optymalnych rozwiązań. A swoje pomysły, przy wsparciu tych, którzy nie mają własnego zdania i kochają święty spokój, najskuteczniej lansują ci, którzy lepiej opanowali sztukę pracy łokciami.
PS. Znajomy ksiądz po przeczytaniu tego komentarza zaproponował rozszerzenie gamy sposobów na ucinanie dyskusji. "Dodałbym jeszcze, że bywają odwołania do: pokory, miłości Kościoła, posłuszeństwa Duchowi Świętemu etc. - z czym baaardzo trudno podejmować dialog" - napisał. Racja. O tych sposobach zdążyłem już zapomnieć. Dziękuję za przypomnienie :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.