Anna Maria Javouhey miała sen. Widziała w nim zgromadzenie, które opiekowało się dziećmi o różnych kolorach skóry. Nic z tego nie rozumiała, bo w XVIII wieku nie było telewizji i na francuskiej wsi nikt nie miał pojęcia, że są ludzie inni niż biali.
Nie miała też pewnie pojęcia, że kiedyś odrodzi się Polska, do której w XX wieku przyjadą jej siostry. To, co wydawało się jej najważniejsze, to znaleźć sposób, by służyć Panu Bogu. Był rok 1798, gdy 19-letnia Anna Maria zaczęła szukać jakiegoś zgromadzenia dla siebie. Odwiedzała różne zakony, próbując odczytać, czy to ten, do którego czuje powołanie. – Ciągle miała jednak przekonanie, że to nie jej miejsce. Może jej bliscy patrzyli na nią podejrzliwie, ona jednak się tym nie przejmowała. Pomyślała w końcu, że skoro nie może znaleźć nic dla siebie, to widocznie Pan Bóg chce, by założyła nowe zgromadzenie – opowiada siostra Małgorzata Demenga.
Nie było to jednak takie proste. Zgodę musiał wydać sam Napoleon, jako cesarz francuski. Dokumenty opisujące, co chce zrobić młoda dziewczyna, dotarły do niego, gdy szedł w zwycięskiej kampanii przez Europę w kierunku Moskwy. Stacjonował właśnie w Poznaniu, gdy zdecydował się wydać zgodę na utworzenie przez Annę Marię Javouhey nowego zgromadzenia.
Pod opieką Józefa
Francja po niedawnej rewolucji prezentowała obraz nędzy i rozpaczy. Po ulicach, szczególnie wielkich miast, błąkały się dzieci, którymi nikt się nie zajmował. Wojny napoleońskie zabrały wielu mężczyzn, więc zarówno w mieście, jak i na wsi zostało dużo wdów, a także starszych samotnych ludzi. – Najbardziej jednak do Anny Marii przemawiał widok dzieci. Pewnie często brudnych, obdartych, głodnych. To nimi w pierwszej kolejności postanowiła się zająć – opowiada s. Małgorzata. Kiedy powiedziała o tym swoim bliskim, jej trzy młodsze siostry bez chwili wahania postanowiły przyłączyć się. Szybko także koleżanki ze wsi odkryły, że chcą robić to samo. W ten sposób zaczęło formować się nowe zgromadzenie.
Oficjalnie dziewczęta miały złożyć pierwsze śluby na ręce miejscowego proboszcza 12 maja 1807 roku. – Na początku Anna Maria chciała w nazwie swojego zgromadzenia nawiązać do wielkich, znanych wtedy zgromadzeń benedyktyńskich lub cysterskich, kiedy jednak powiedziała o tym proboszczowi, ten poprosił, by wzięła pod uwagę jego patrona, czyli św. Józefa. – To opiekun Świętej Rodziny, więc z pewnością zaopiekuje się i nowym zgromadzeniem, i dziećmi, którymi zajmą się siostry – argumentował. Ponieważ w okolicy istniało już takie zgromadzenie, więc żeby się nie myliło, nowe siostry postanowiły przyjąć nazwę św. Józefa z Cluny, czyli dodały nazwę swojej miejscowości – wyjaśnia s. Weronika.
Inny kolor skóry
Zaczęła się codzienna praca. Młode siostry zbierały dzieci, które potrzebowały pomocy. Maluchy dostawały nie tylko czyste ubranie i jedzenie, ale przede wszystkim otaczane były wielką miłością, uczone różnych rzeczy i wychowywane w miłości do Boga i ludzi. Metody wychowawcze Anny Marii okazały się tak skuteczne, że zaczęły do sióstr zgłaszać się rodziny, chcące powierzyć im swoje dzieci. Wieść rozchodziła się szybko i daleko, tak że do Cluny przybywało coraz więcej młodych kobiet, by wstąpić do zgromadzenia. Ich praca została zauważona nawet w Paryżu przez ówczesny rząd, który zaprosił Annę Marię na rozmowę i poprosił, by wysłała swoje siostry do pracy we francuskich koloniach. W 1817 roku pierwsze siostry św. Józefa z Cluny wypływają okrętem do Senegalu, na wyspę Bourbon (la Réunion), na Antyle, na St. Pierre-et-Miquelon, na Polinezję.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.