Z małej wsi poszły w świat

Agnieszka Gieroba; GN 9/2013 Lublin

publikacja 14.03.2013 08:20

Anna Maria Javouhey miała sen. Widziała w nim zgromadzenie, które opiekowało się dziećmi o różnych kolorach skóry. Nic z tego nie rozumiała, bo w XVIII wieku nie było telewizji i na francuskiej wsi nikt nie miał pojęcia, że są ludzie inni niż biali.

Od 2004 roku siostry w Lublinie prowadzą przedszkole Agnieszka Gieroba Od 2004 roku siostry w Lublinie prowadzą przedszkole

Nie miała też pewnie pojęcia, że kiedyś odrodzi się Polska, do której w XX wieku przyjadą jej siostry. To, co wydawało się jej najważniejsze, to znaleźć sposób, by służyć Panu Bogu. Był rok 1798, gdy 19-letnia Anna Maria zaczęła szukać jakiegoś zgromadzenia dla siebie. Odwiedzała różne zakony, próbując odczytać, czy to ten, do którego czuje powołanie. – Ciągle miała jednak przekonanie, że to nie jej miejsce. Może jej bliscy patrzyli na nią podejrzliwie, ona jednak się tym nie przejmowała. Pomyślała w końcu, że skoro nie może znaleźć nic dla siebie, to widocznie Pan Bóg chce, by założyła nowe zgromadzenie – opowiada siostra Małgorzata Demenga.

Nie było to jednak takie proste. Zgodę musiał wydać sam Napoleon, jako cesarz francuski. Dokumenty opisujące, co chce zrobić młoda dziewczyna, dotarły do niego, gdy szedł w zwycięskiej kampanii przez Europę w kierunku Moskwy. Stacjonował właśnie w Poznaniu, gdy zdecydował się wydać zgodę na utworzenie przez Annę Marię Javouhey nowego zgromadzenia.

Pod opieką Józefa

Francja po niedawnej rewolucji prezentowała obraz nędzy i rozpaczy. Po ulicach, szczególnie wielkich miast, błąkały się dzieci, którymi nikt się nie zajmował. Wojny napoleońskie zabrały wielu mężczyzn, więc zarówno w mieście, jak i na wsi zostało dużo wdów, a także starszych samotnych ludzi. – Najbardziej jednak do Anny Marii przemawiał widok dzieci. Pewnie często brudnych, obdartych, głodnych. To nimi w pierwszej kolejności postanowiła się zająć – opowiada s. Małgorzata. Kiedy powiedziała o tym swoim bliskim, jej trzy młodsze siostry bez chwili wahania postanowiły przyłączyć się. Szybko także koleżanki ze wsi odkryły, że chcą robić to samo. W ten sposób zaczęło formować się nowe zgromadzenie.

Oficjalnie dziewczęta miały złożyć pierwsze śluby na ręce miejscowego proboszcza 12 maja 1807 roku. – Na początku Anna Maria chciała w nazwie swojego zgromadzenia nawiązać do wielkich, znanych wtedy zgromadzeń benedyktyńskich lub cysterskich, kiedy jednak powiedziała o tym proboszczowi, ten poprosił, by wzięła pod uwagę jego patrona, czyli św. Józefa. – To opiekun Świętej Rodziny, więc z pewnością zaopiekuje się i nowym zgromadzeniem, i dziećmi, którymi zajmą się siostry – argumentował. Ponieważ w okolicy istniało już takie zgromadzenie, więc żeby się nie myliło, nowe siostry postanowiły przyjąć nazwę św. Józefa z Cluny, czyli dodały nazwę swojej miejscowości – wyjaśnia s. Weronika.

Inny kolor skóry

Zaczęła się codzienna praca. Młode siostry zbierały dzieci, które potrzebowały pomocy. Maluchy dostawały nie tylko czyste ubranie i jedzenie, ale przede wszystkim otaczane były wielką miłością, uczone różnych rzeczy i wychowywane w miłości do Boga i ludzi. Metody wychowawcze Anny Marii okazały się tak skuteczne, że zaczęły do sióstr zgłaszać się rodziny, chcące powierzyć im swoje dzieci. Wieść rozchodziła się szybko i daleko, tak że do Cluny przybywało coraz więcej młodych kobiet, by wstąpić do zgromadzenia. Ich praca została zauważona nawet w Paryżu przez ówczesny rząd, który zaprosił Annę Marię na rozmowę i poprosił, by wysłała swoje siostry do pracy we francuskich koloniach. W 1817 roku pierwsze siostry św. Józefa z Cluny wypływają okrętem do Senegalu, na wyspę Bourbon (la Réunion), na Antyle, na St. Pierre-et-Miquelon, na Polinezję.

Na miejscu odkryły, że mieszkają tam ludzie o innym kolorze skóry. Wtedy dopiero Anna Maria przypomniała sobie sen sprzed lat, który przepowiedział jej taką właśnie pracę. A jej efekty były zdumiewające. W 1835 roku rząd francuski poprosił ją, by w Gujanie w Ameryce Południowej przygotowała wyzwolenie czarnych niewolników. Przybywało także placówek, gdzie siostry pracowały. Sama założycielka często pisała do sióstr oddalonych od macierzystego domu. Do dziś zachowało się 1100 listów. „Nic mi się tak nie podoba, nic mnie tak nie ogarnia jak pragnienie, aby wykonać świętą wolę Boga. Jeśli zajmuję się sprawami doczesnymi, to tylko dlatego, że odczuwam pragnienie, aby tego dokonać” – przytaczają fragment siostry. 15 lipca 1851 roku Anna Maria umiera w domu generalnym swego zgromadzenia w Paryżu. W 1950 roku zostaje ogłoszona błogosławioną.

Dom w Lublinie

W roku 1992 siostry św. Józefa z Cluny przyjęły zaproszenie z Polski, z Lublina. Najpierw przyjechały trzy: ze Szwajcarii, z Belgii i z Madagaskaru. Nie znały polskiego, ale wybierając zgromadzenie, które ma ponad 400 domów na świecie, wiedziały, że realna jest praca w różnych krajach. Dziś w Lublinie pracują siostra Małgorzata ze Szwajcarii, siostra Weronika z Portugalii oraz siostry Aimée i Florence z Madagaskaru. Siostry, wraz z nauczycielami i wychowawcami z Polski, prowadzą w Lublinie Dom św. Józefa, gdzie organizują zajęcia dla dzieci oraz prowadzą przedszkole.

– W naszym charyzmacie jest m.in. nauczanie i wychowywanie dzieci. Zajmujemy się także starszymi, chorymi, więźniami, pomagamy w parafiach. Jednak w Polsce na razie skoncentrowałyśmy się na dzieciach – mówi siostra Małgorzata. W ciągu 20 lat przez ognisko dla dzieci i młodzieży prowadzone przez siostry przewinęło się około 600 wychowanków, zaś przez przedszkole funkcjonujące od 2004 roku – 240 dzieci. Jubileusz świętowano podczas uroczystej akademii, przygotowanej przez podopiecznych i siostry, oraz uczestnicząc we Mszy św. w kościele św. Mikołaja na Czwartku.