Nawet gdy wydeptane przez świętych ścieżki wydają się zarastać, wciąż są drogą, którą można przejść.
Kiedy Maksymilian Maria Kolbe sprowadzał do drewnianych baraków Niepokalanowa najlepszą w Europie maszynę drukarską, nie przypuszczał, że kilkadziesiąt lat później inny wydawca będzie z podobną dumą uruchamiał w Dzierżoniowie maszynę do druku holograficznego – także unikatową.
Kolbe – fascynacja
Tomek słyszał o błogosławionym wyznawcy – Maksymilianie Marii Kolbe. Ta postać była popularna w okresie jego młodości. Pewnie dlatego, że „Rycerz Niepokalanej”, swego czasu najpoczytniejsze pismo II Rzeczypospolitej (w 1938 r. jego nakład wynosił milion egzemplarzy), wciąż ukazywał się w komunistycznej Polsce i był jednym z nielicznych dostępnych periodyków podejmujących sprawy społeczne i religijne. Informacje o franciszkańskim zakonniku stały się jeszcze bardziej dostępne, gdy wiadomo było, że będzie kanonizowany. Stało się to w roku 1982 i było wielkim świętem, także dla Tomasza Ligięzy. Możliwe, że wtedy właśnie duchowa więź między nim a męczennikiem z Auschwitz stała się na tyle silna i świadoma, że trwa do dnia dzisiejszego.
Nie było więc błysku fascynacji, objawienia postaci czy nagłego zdumienia jej dokonaniami. Była przyjaźń narastająca z upływem lat. Wypróbowana z jednej strony w codzienności młodzieńczego życia, z drugiej, pewnie ważniejszej, pogłębiona kultem Niepokalanej. I jeszcze książka Władysława Kluza pt. „Czterdzieści siedem lat życia”, będąca równolegle opisywanym życiorysem rówieśników, którzy spotkali się w dramatycznych okolicznościach obozu zagłady, ale po dwóch stronach drutów: nr. 16 670 i komendanta – Maksymiliana Kolbego i Rudolfa Hessa.
Niepokalanów – oryginał
Rajmund Kolbe, którego ojciec był z pochodzenia Niemcem, a matka Polką, miał niezwykłe zdolności zarówno duchowe, jak i intelektualne. Fascynowały go nauki ścisłe, przede wszystkim matematyka i fizyka. Podczas swoich studiów w Rzymie złożył w urzędzie patentowym szkic „Eteroplanu”, aparatu umożliwiającego podróż w kosmos – był to projekt pojazdu międzyplanetarnego, opartego na zasadzie trójczłonowej rakiety nośnej. Miał dwa doktoraty: z filozofii i z teologii. A jednak sprawa, której się poświęcił po powrocie do Polski, wszystkie inne zainteresowania odsunęła na plan dalszy. Już w trakcie studiów założył Rycerstwo Niepokalanej, które w roku 1919 przeszczepił na grunt wolnej Polski. To dla członków rycerstwa w 1922 r. rozpoczął wydawanie „Rycerza Niepokalanej” (kończący się rok 2012 jest poświęcony 90. rocznicy wydania pierwszego numeru „Rycerza”). Jako zakonnik dawał się prowadzić Bogu, umiał odczytywać znaki, jakie od Niego otrzymywał. Było to na tyle porywające, że gdy w roku 1927 zakładał Niepokalanów, już po kilku latach mieszkało w nim 700 zakonników, co sprawiało, że był to największy katolicki klasztor na świecie. Zawierzenie się Bogu nie miało tylko charakteru mistycznego – jak np. wtedy, gdy jako chłopiec sięgnął po koronę chwały i koronę męczeństwa, kiedy Maryja miała mu je dać do wyboru. – Potrafił widzieć istotę rzeczy codziennych, nie pozwalał sobie na lekceważenie dyskretnych znaków od Boga – zapewnia Tomasz Ligięza.
Japońska miniaturka
– Przekonałem się o tym m.in. podczas biznesowej wyprawy do Japonii – wspomina dzierżoniowski wydawca. – Wielokrotnie bywałem w Niepokalanowie, więc nie mogłem sobie darować okazji, jaka się nadarzyła, gdy w wolnej chwili mogliśmy odwiedzić Nagasaki, a tam Niepokalanów japoński – dodaje. Wzgórze w dzielnicy Hongochi w roku 1931 uchodziło za nawiedzone. To jednak nie zrażało Maksymiliana, który uparł się, że właśnie tam chce założyć klasztor (dzięki temu ocalał podczas wybuchu bomby atomowej). Swoją decyzją zaskoczył miejscowego biskupa, który podarował mu ziemię pod nowe dzieło niedaleko katedry. Maksymilian jednak miał kilka powodów, by zrezygnować z przyjęcia darowizny. Po pierwsze miał wizję, że w tym miejscu wybuchnie kiedyś ognista kula (tak się stało w roku 1945, gdy 500 m od katedry zdetonowana została bomba plutonowa). Po drugie wzgórze, które wybrał, okazało się pradawnym miejscem chrześcijańskiego kultu, co potwierdziło znalezisko: stary krzyż – znak od Boga, w którym miejscu ma stanąć klasztorny kościół. Po trzecie, tam też biło cudowne źródełko, podobne do tego w Lourdes (Matka Boża z Lourdes była patronką misyjnej wyprawy na Daleki Wschód). – Kiedy odwiedziliśmy klasztor, właśnie przy tym źródle spotkaliśmy Japończyka, który opowiedział o tym, jak został uzdrowiony dzięki wierze w niezwykłą łaskę związaną z tą wodą – mówi Tomasz, sięgając po zdjęcie, na którym Japończyk modli się przy źródełku, a obok niego stoją butelki z zapasem cudownej wody. – To, co nas jednak powaliło z nóg, to rozmach dzieła. Zazwyczaj gdy coś jest repliką, to jest mniejsze i skromniejsze. W tym wypadku jest inaczej. Cały kompleks zajmuje wielką powierzchnię i znajdują się w nim m.in. kościół, centrum katolickie z drukarnią, niższe seminarium duchowne oraz franciszkańska szkoła – opowiada.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).