Droga spod ciemnej gwiazdy do Boga nie jest łatwa, ale można ją pomyślnie przebyć. – Jeden z tej szansy skorzysta, inny nie, ale warto próbować, choćby dla tego jednego – mówią płocczanki, które odwiedzają więźniów w zakładzie karnym, ofiarując im swój czas i modlitwę.
Jasne, żółte mury z wieżyczkami dzieciom przypominać mogą zamek. Jednak wystarczy spojrzeć nieco wyżej, by zobaczyć kraty i usłyszeć nawoływania. Zakład Karny w Płocku, w którym przebywa prawie 700 mężczyzn, znajduje się w samym centrum miasta. Zwykli przechodnie starają się go omijać szybkim krokiem i szerokim łukiem. Nie spoglądają w jego stronę, nie reagują na słowne zaczepki więźniów. Ale są też tacy, którzy sami decydują się, by przekroczyć bramy więzienia i spotkać się ze skazańcami. Po co? By mówić im o Jezusie, modlić się, śpiewać, ale także słuchać.
Przygoda z więzieniem
– Czy się bałam? Nie, więzienie nigdy nie wydawało mi się jakoś wyjątkowo straszne i chyba lubię odrobinę adrenaliny – mówi z uśmiechem s. Dominika, wspominając swoje doświadczenia zza więziennego muru. – Pierwsze spotkania ze skazańcami miałam jeszcze na studiach, gdy odbywałam praktyki w zakładzie karnym w moim rodzinnym mieście – wyjaśnia. S. Dominika ma 30 lat, skończyła resocjalizację, obecnie pracuje w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym w Płocku. W pracy dyplomowej wykorzystała badania, jakie prowadziła wśród skazanych z płockiego zakładu karnego. – Kiedyś wpadła mi do ręki książka „Za pięć godzin zobaczę Jezusa”. To dziennik więzienny, który wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Przedstawiał autentyczne losy pewnego Francuza, który w wieku 27 lat obrabował bankiera. Zranił wtedy śmiertelnie policjanta i został zatrzymany. Śledztwo trwało długo, więc spędził w więzieniu ponad 3 lata; w tym czasie nawrócił się. Potem wykonano na nim egzekucję. Chyba od tej książki zaczęła się moja „przygoda” z więzieniem – wspomina. Wie, że skazani muszą odbyć karę za popełnione winy. Ale wie także, że jest w nich również dobro, które trzeba wydobyć. – Zawsze miałam pragnienie, żeby dawać im tę nadzieję, żeby czuli, że nie są sami, bo jest Bóg, który czuwa, ich jedyna nadzieja – dodaje. Gdy rozmawiała ze skazańcami, większość z nich była zdziwiona, że spotyka się z nimi taka młoda siostra zakonna, która się ich nie boi.
Typek z półświatka i nauczyciel
Halina Drzewaszewska już od 20 lat odwiedza osadzonych w płockim więzieniu. Razem z innymi pięcioma członkiniami Wspólnoty Krwi Chrystusa ze „Stanisławówki” prowadzi tam rozważania Pisma Świętego. – Niektórzy więźniowie naśmiewają się z tych, którzy chodzą na nasze spotkania czy na Msze św. Dokuczają im, i bywa tak, że ci słabsi psychicznie przestają przychodzić. Ktoś przyjdzie z ciekawości raz i już więcej go nie widzimy, a inny zostaje – mówi Drzewaszewska. Przytakuje jej Marta Dąbrowska, która mimo swych 86 lat, nie czuje się zmęczona tą posługą, trwającą już kilkanaście lat. – Owszem, są tacy, którzy rozrabiają i przeszkadzają w czasie nabożeństwa, ale trzeba pamiętać, że to są często ludzie pochodzący z marginesu społecznego. Nie było matki, ojca, albo pili, albo bili i w domu brakowało miłości. Ja mówię tak: „kwiat każdy inny, tak i człowiek każdy inny” – opowiada. Niektórym skazanym za kratami jest bardzo dobrze, mają lepsze warunki niż na wolności. Za nic nie muszą odpowiadać, a żona i dzieci i tak przychodzą w odwiedziny. Widać też takich, którzy szczerze żałują i szukają Pana Boga. S. Dominika przyznaje, że osadzeni mają wiele cech wspólnych, bo wywodzą się ze zbliżonych środowisk, ale można też spotkać więźniów „na poziomie”. – Dobrze pamiętam spotkanie z nauczycielem, który był w zakładzie karnym przez swoje machlojki finansowe. Człowiek bardzo sensowny i elokwentny, wyróżniał się na tle innych. Wydaje mi się, że jednak każdemu z nich trudno znieść to odcięcie od świata, bo to zmienia człowieka. Z tej izolacji rodzą się rzeczy złe, ale też dobre – przekonuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.