Kto zamyka się w swojej przeszłości, zamyka się w pokoju z zatrutym powietrzem. I zapewne udusi się w nim, jeśli nie otworzy okna na obecną rzeczywistość – jedyną, która może go dotlenić.
Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy. (Mt 6, 34)
Przyszłość jest mi jeszcze nieznana, jest przede mną ukryta, ponieważ pozostaje w ręku Boga. Oczywiście mogę ją przewidywać, próbować odgadnąć, mieć własne plany, formułować przewidywania (jak choćby w prognozie meteorologicznej), ale nigdy nie mogę mieć pewności, że moje prognozy urzeczywistnią się tak, jak przewidywałem. Zawsze muszę być gotowy na różne niespodziewane okoliczności (porównajmy np. przewidywania mediów z 1 stycznia oraz ich bilans z 31 grudnia!). Na rozpoczynający się dzień, tydzień, miesiąc, porę roku, rok przylgnąłem do modlitwy małego brata Karola: „Mój Ojcze, Tobie się powierzam”. I dalej: Mój Ojcze, w Twoje ręce składam mojego ducha. Niech ta ostatnia modlitwa naszego Mistrza, naszego Umiłowanego będzie nie tylko modlitwą naszej chwili ostatniej, ale modlitwą każdej chwili.
Żyć dziś tak, jak chciałbym żyć jutro. Żyć z innymi tak, jakbyśmy mieli zostać już jutro wezwani przez Boga.[2] Właśnie tak każda chwila wprowadza już następną, nadaje jej kierunek. W ten sposób może rzeczywiście wpływać na moją przyszłość.
Podsumujmy nasze dotychczasowe rozważania zawarte w tym rozdziale. Chodzi o to, aby przeżywać dziś wraz z wczoraj i dla jutra, wystrzegając się zakotwiczenia w przeszłości, ale też antycypowania przyszłości za cenę utraty wszystkiego: i teraźniejszości, którą się trwoni, i przyszłości, nad którą nie można zapanować.[3]
I jeszcze jedno... Przeszłość? Bóg ją przebacza. Przyszłość? Bóg ją daje. Teraźniejszość? Bóg nią kieruje. On wszystkiemu nadaje swój porządek, swoją harmonię.[4]
Co do przeszłości to dobrze jest żałować przegranych i straconych chwil, niemniej ja oddaję je Bogu. Co do przyszłości, dobrze jest mieć plany, ale ja powierzam je Bogu. Troszczę się o jutro, nie przejmując się nim. Przewiduję przyszłość, nie pozwalając, by szemranie wzięło górę.
Działam dziś, nie przejmując się jutrem. Dobrze tutaj pasuje rwandyjskie przysłowie: „Bóg spędza całą noc na przygotowaniu dla ciebie tego, co zjesz jutro”. Zawsze je cytuję, gdy komentuję śniadanie przygotowane przez zmartwychwstałego Pana na brzegu jeziora. Jeśli sam robię to, co powinienem dziś robić, Bóg uczyni resztę za mnie. Jeśli ja będę zajmował się Nim, On zajmie się mną.
Ostatecznie przecież Bóg mówi mi wyraźnie: „Tę obecną chwilę powierzam ci, składam ją w twoje ręce, do twojego serca, daję ją twojej wolności”. Z kolei ja odpowiadam: „A ja powierzam ją Twojemu sercu, składam ją w twoje ojcowskie i matczyne ręce”.
Ufność, która oszczędza tak wiele cierpienia! Ufność, która zakłada dziecięctwo. Dziecięctwo serca otwierające na nadzieję. Spontanicznie przeżywają to dzieci określane jako upośledzone, a które w istocie mogą nas tak wiele nauczyć. Kiedy mówimy im: wczoraj czy jutro, odpowiadają: „Tak? Co tam!”.
Joanna Beretta Molla, która wolała pójść do nieba, by na ziemi mogła żyć jej czwarte dziecko, wyznała: „Tajemnicą szczęścia jest przeżywać chwilę za chwilą i dziękować Panu za wszystko, co daje nam dzień po dniu w swej wielkiej dobroci”.
I przytoczmy jeszcze przykład Brigitte. Od chwili gdy skończyła piętnaście lat, a więc od trzydziestu pięciu lat, żyje dzięki trzem długotrwałym, wycieńczającym dializom przeprowadzanym co tydzień, a w niektórych okresach życia codziennie. Brigitte szczególnie lubi powtarzać słowa, które wypowiedziała w 2009 roku:
Nie mam przyszłości, ale mam teraźniejszość. Tak, jestem szczęśliwa w teraźniejszości, gdzie smakuję herbatę z jej aromatem z dalekich stron... Rozkoszuję się każdym spotkaniem. Z tym chorym ciałem, moim wspólnikiem i przyjacielem, nauczyliśmy się razem bogatego życia, bogatego niczym, pięknego wszystkim. Nie mam innego horyzontu, jak tylko tę moją teraźniejszość, która sama sobie wystarcza. Serce u kresu dnia trwoniącego czas chwyta zazdrośnie każdą daną mu minutę i ją kontempluje, i pozwala jej się wyśliznąć, by dostać następną. To serce, które odważa się spojrzeć na śmierć, bo przeżyło bezcenne chwile, w których każdy oddech chłonie, oddaje i znowu chłonie wiatr od morza, obecny tu wiatr z daleka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.