Między wczoraj a jutro

Daniel Ange: O radości

publikacja 22.08.2012 07:00

Kto zamyka się w swojej przeszłości, zamyka się w pokoju z zatrutym powietrzem. I zapewne udusi się w nim, jeśli nie otworzy okna na obecną rzeczywistość – jedyną, która może go dotlenić.

Między wczoraj a jutro Wydawnictwo "Promic" Daniel Ange: O radości

Fragment książki Daniela Ange "O radości" publikujemy za zgodą wydawnictwa Promic.

Spis treści:

Dziś: kładka między wczoraj...

Jezus Chrystus – wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. (Hbr 13, 8)

Młodzi łamią sobie głowy nad tym, jak będzie wyglądała przyszłość. Starzy w udręczeniu lub znudzeniu zwracają się ku przeszłości. I nie spotykają się ze sobą w teraźniejszości. Dobrze to uchwyciły – dzięki dziecięcemu zdrowemu rozsądkowi – i Bernadetta, i Teresa. Ta druga pisała: „Widzę tylko chwilę obecną, zapominam o przeszłości i wystrzegam się wyobrażania sobie przyszłości, co byłoby okradaniem Dobrego Boga”[1]. Z kolei Bernadetta zauważyła: „Chwila obecna jest kruchą kładką. Jeśli obciążysz ją wczorajszymi smutkami, niepokojem jutra, kładka ustąpi i straci oparcie”.

A jednak pozostaję w nieustannej łączności i z moją przeszłością, i z moją przyszłością. Wciąż przecież chodzi o moją egzystencję w całej jej ciągłości. Nie mogę przeżywać chwili obecnej bez żywej egzystencjalnej więzi z tym, co ją poprzedza, oraz z tym, co ma nadejść. Mój sposób przeżywania teraźniejszości jest wyraźnie uwarunkowany tym, co przeżyłem wcześniej, a także w pewnym stopniu ukierunkowany przez to, do czego się przygotowuję.

Przeszłość jest niezmienna, skończona, zamknięta – i to na zawsze. Nigdy już nie będę mógł zrobić tego, co zostało zrobione, a to, co przeżyte – tego też już nie będzie. Nie potrafię tego zmienić w żaden sposób i w żadnym zakresie. Wszystkie moje żale są bezpłodne. (Osobiście często jestem napastliwie atakowany przez DBŻ – Demona Bezpłodnych Żalów – i zwykle trudno mi zamknąć jakiś rozdział życia po popełnieniu błędu, po jakiejś niezręczności, po potknięciu). Ciągłe powracanie do przeszłości jest jak osobliwa rutyna, z której nie sposób się wyrwać.

Możemy jednak uczynić cztery rzeczy:

Przenieść własną przeszłość do Serca Jezusa. Możemy owinąć ją płaszczem Jego miłosierdzia. Błagać Go o przebaczenie wszystkich błędów, win i grzechów. Przyjąć to przebaczenie – jedyne, które może sprawić, że sam sobie przebaczę: co za wyzwolenie! Jakie to zwycięstwo nad tym natrętnym DBŻ!

Dziękować za wszystko. Możemy, a nawet powinniśmy dziękować za to, co już zostało zrobione, przeżyte, a nawet przetrwane. Stąd ważne są anamnezy (obywatelskie albo osobiste) wieczorne za każdy miniony dzień.

Robić dziś to, czego wczoraj jeszcze uczynić nie mogliśmy. Na przykład możemy udzielić przebaczenia, które dotąd było zablokowane. Przeżyć wewnętrzne uzdrowienie, gdy ofiarowuję zranienia z przeszłości, poddając je działaniu światła Jezusa. Chodzi o to, aby przeżyć wewnętrzne wyzwolenie, prosząc Pana, by zerwał wszelkie pakty zawarte – świadomie czy też nie – ze złymi duchami. Bowiem dla Boga moja przeszłość jest... teraźniejszością w chwilowości wieczności.

Przeżyć dziś najlepiej, jak to tylko możliwe, to, co wczoraj przeżyliśmy źle. Tam, gdzie żyłem w nienawiści, zazdrości, nieczystości, pysze, egoizmie, zrobię wszystko, by teraz i odtąd żyć według odpowiadających im cnót. Długie i kosztowne psychoterapie, całkowicie skoncentrowane na zanurzaniu się w głębię przeszłości, by tam odnaleźć wszystkie przyczyny obecnych problemów, mogą doprowadzić do utonięcia w bezdennym bagnie. Na autostradzie spoglądanie w lusterko wsteczne może być kwestią życia, ale utkwienie w nim oczu byłoby zabójcze.

Wielki psychoterapeuta, jakim był austriacki Żyd Viktor Frankl, słusznie skorygował w tym miejscu Zygmunta Freuda. Według niego wszystko powinno rozpoczynać się od terapii rzeczywistości. Spojrzenie na przeszłość może być przeżywane z sensem, ale tylko jeśli się wyjdzie od odkrywania pełnego znaczenia w teraźniejszości, gdzie zostają wyeliminowane negatywne skutki przeszłości. I to przywracając poczucie odpowiedzialności wobec teraźniejszej rzeczywistości bez odnoszenia jej jedynie do przeszłości. I to nie negując faktu, że wpływa ona z pewnością na teraźniejszość, ale jej nie determinuje, jak sądził Freud. Przeszłość i przyszłość powinny zostać zintegrowane w teraźniejszości. Kto zamyka się w swojej przeszłości, zamyka się w pokoju z zatrutym powietrzem. I zapewne udusi się w nim, jeśli nie otworzy okna na obecną rzeczywistość – jedyną, która może go dotlenić.

...a jutro

Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy. (Mt 6, 34)

Przyszłość jest mi jeszcze nieznana, jest przede mną ukryta, ponieważ pozostaje w ręku Boga. Oczywiście mogę ją przewidywać, próbować odgadnąć, mieć własne plany, formułować przewidywania (jak choćby w prognozie meteorologicznej), ale nigdy nie mogę mieć pewności, że moje prognozy urzeczywistnią się tak, jak przewidywałem. Zawsze muszę być gotowy na różne niespodziewane okoliczności (porównajmy np. przewidywania mediów z 1 stycznia oraz ich bilans z 31 grudnia!). Na rozpoczynający się dzień, tydzień, miesiąc, porę roku, rok przylgnąłem do modlitwy małego brata Karola: „Mój Ojcze, Tobie się powierzam”. I dalej: Mój Ojcze, w Twoje ręce składam mojego ducha. Niech ta ostatnia modlitwa naszego Mistrza, naszego Umiłowanego będzie nie tylko modlitwą naszej chwili ostatniej, ale modlitwą każdej chwili.

Żyć dziś tak, jak chciałbym żyć jutro. Żyć z innymi tak, jakbyśmy mieli zostać już jutro wezwani przez Boga.[2] Właśnie tak każda chwila wprowadza już następną, nadaje jej kierunek. W ten sposób może rzeczywiście wpływać na moją przyszłość.

Podsumujmy nasze dotychczasowe rozważania zawarte w tym rozdziale. Chodzi o to, aby przeżywać dziś wraz z wczoraj i dla jutra, wystrzegając się zakotwiczenia w przeszłości, ale też antycypowania przyszłości za cenę utraty wszystkiego: i teraźniejszości, którą się trwoni, i przyszłości, nad którą nie można zapanować.[3]

I jeszcze jedno... Przeszłość? Bóg ją przebacza. Przyszłość? Bóg ją daje. Teraźniejszość? Bóg nią kieruje. On wszystkiemu nadaje swój porządek, swoją harmonię.[4]

Najpiękniejsza szkoła ufności

Co do przeszłości to dobrze jest żałować przegranych i straconych chwil, niemniej ja oddaję je Bogu. Co do przyszłości, dobrze jest mieć plany, ale ja powierzam je Bogu. Troszczę się o jutro, nie przejmując się nim. Przewiduję przyszłość, nie pozwalając, by szemranie wzięło górę.

Działam dziś, nie przejmując się jutrem. Dobrze tutaj pasuje rwandyjskie przysłowie: „Bóg spędza całą noc na przygotowaniu dla ciebie tego, co zjesz jutro”. Zawsze je cytuję, gdy komentuję śniadanie przygotowane przez zmartwychwstałego Pana na brzegu jeziora. Jeśli sam robię to, co powinienem dziś robić, Bóg uczyni resztę za mnie. Jeśli ja będę zajmował się Nim, On zajmie się mną.

Ostatecznie przecież Bóg mówi mi wyraźnie: „Tę obecną chwilę powierzam ci, składam ją w twoje ręce, do twojego serca, daję ją twojej wolności”. Z kolei ja odpowiadam: „A ja powierzam ją Twojemu sercu, składam ją w twoje ojcowskie i matczyne ręce”.

Ufność, która oszczędza tak wiele cierpienia! Ufność, która zakłada dziecięctwo. Dziecięctwo serca otwierające na nadzieję. Spontanicznie przeżywają to dzieci określane jako upośledzone, a które w istocie mogą nas tak wiele nauczyć. Kiedy mówimy im: wczoraj czy jutro, odpowiadają: „Tak? Co tam!”.

Joanna Beretta Molla, która wolała pójść do nieba, by na ziemi mogła żyć jej czwarte dziecko, wyznała: „Tajemnicą szczęścia jest przeżywać chwilę za chwilą i dziękować Panu za wszystko, co daje nam dzień po dniu w swej wielkiej dobroci”.

I przytoczmy jeszcze przykład Brigitte. Od chwili gdy skończyła piętnaście lat, a więc od trzydziestu pięciu lat, żyje dzięki trzem długotrwałym, wycieńczającym dializom przeprowadzanym co tydzień, a w niektórych okresach życia codziennie. Brigitte szczególnie lubi powtarzać słowa, które wypowiedziała w 2009 roku:

Nie mam przyszłości, ale mam teraźniejszość. Tak, jestem szczęśliwa w teraźniejszości, gdzie smakuję herbatę z jej aromatem z dalekich stron... Rozkoszuję się każdym spotkaniem. Z tym chorym ciałem, moim wspólnikiem i przyjacielem, nauczyliśmy się razem bogatego życia, bogatego niczym, pięknego wszystkim. Nie mam innego horyzontu, jak tylko tę moją teraźniejszość, która sama sobie wystarcza. Serce u kresu dnia trwoniącego czas chwyta zazdrośnie każdą daną mu minutę i ją kontempluje, i pozwala jej się wyśliznąć, by dostać następną. To serce, które odważa się spojrzeć na śmierć, bo przeżyło bezcenne chwile, w których każdy oddech chłonie, oddaje i znowu chłonie wiatr od morza, obecny tu wiatr z daleka.

Punkt ciężkości, który łącząc, daje mi równowagę

To jedyny kawałek mojego życia, nad którym panuję. Jedyny, który do mnie należy. Który mogę uchwycić, zmodyfikować, ukształtować według własnego upodobania. Mogę uczynić z nim, co tylko zechcę. Jedyny, w którym rozwijam moją wolność, bez względu na to, jak bardzo jest ona ograniczona.

Przeżywanie go w pełni wyzwala mnie z uścisku przeszłości i z objęć lęku o przyszłość. Uwalnia mnie i od jałowej tęsknoty, i od niezdrowego niepokoju. Poza nim jestem miażdżony przez te dwie masy, które są za nim i przed nim: przeszłość i przyszłość.

Umiejętność przylgnięcia do rzeczywistości chwili obecnej jest w najwyższym stopniu terapeutyczna: uzdrawia z lęku generowanego przez obsesję przeszłości i niepewność przyszłości.[5] Koncentrując się na niej, zwracam się ku temu, co naprawdę istotne. Skupiając się na tej jedynej chwili, scalam się, upraszczam życie. Unikam rozproszenia, kręcenia się w kółko, przeskakiwania z jednego zajęcia na drugie. Surfuję po grzbiecie fali, a nie na poprzedniej fali już opadającej ani następnej jeszcze nie wzburzonej. Z własnej woli chcę tego, co robię, i chcę tego, co jest. To źródło głębokiego pokoju, a więc słodkiej radości.

Wszystko zrozumiałeś, przeżywając do głębi chwilę obecną. To jest klucz do szczęścia. To właśnie przeszkadza ci widzieć, że nie masz czasu, że jest jakaś trudność, jakiś atak, że jesteś sam [...]. W chwili obecnej czas nie ma nad tobą władzy, trudności nie przeciążają umysłu i jest tam Bóg!

Powyższe słowa zapisała Emmanuelle, mająca zaledwie osiemnaście lat. Podczas gdy młodziutka Klara prostolinijnie wyznała: „Czas nigdy nie jest stracony, bo mój czas jest ofiarowany Bogu”.

Brigitte świętowała trzydzieści pięć lat dializ:

Nie mam przyszłości, ale mam teraźniejszość. Tak, jestem szczęśliwa w teraźniejszości. Rozkoszuję się każdą chwilą mojego życia, nawet tymi czterema dializami tygodniowo, które stały się nieopisanymi spotkaniami z tymi osiemdziesięcioma małymi aniołami,[6] którzy przekazują mi własną radość życia, swoje pytania, otwarte spojrzenie na świat i na życie. Tak, życie jest głębokie i jasne jak źródło, które wypływa z jakiegoś sekretnego miejsca w górach, nie rozumiejąc za dobrze, skąd się wzięło.

Czas: pieniądz do gromadzenia. Czy teraźniejszość warta tego, by ją docenić

Poczuć upływający czas to doświadczyć – z łagodnością albo okrutnie dotkliwie – własnej skończoności, bezsilności: nie mogę uczynić niczego, absolutnie niczego wobec nieodwołalnego, nieodwracalnego upływu sekund, minut, godzin, tygodni, miesięcy, lat nie do odzyskania. Dzieje się tak nawet wówczas, gdy moje postrzeganie tego upływu jest względne: dziecku godzina wydaje się dłużyć niczym rok. Dla starca cały rok jest niekiedy jak godzina![7] Ten czas bywa postrzegany tak różnie, zależnie od nadmiaru zajęć czy od poczucia bezczynności. Mogę przeżywać tę całkowitą bezsilność jako nieustanną frustrację: czas bowiem wydaje się kapitałem, który wciąż maleje, wciąż wydzierany wbrew mojej woli.

Czas jest wciąż ofiarowywany, a nie mogę go magazynować. Czepiam się go rozpaczliwie, chcę złapać wskazówki zegarka, żeby cofnąć albo zahamować ten przerażający sekundnik, którego nic nie zatrzyma. I tak jest zawsze... I odwrotnie, mogę przechodzić od czasu jako rzeczy do posiadania do czasu jako prezentu do przyjęcia.

Przyjmowanie każdej chwili jak daru łączy mnie trwale z Tym, który mi go ofiarowuje. Jak spostrzegł psychiatra Vincent Laupies: Chodzi o to, by podnieść wzrok od przedmiotu-czas ku Temu, który daje nam obecną chwilę, która jest przepełniona spotkaniem tu i teraz z Dawcą. To właśnie akceptacja czasu nas humanizuje.

Z kolei Jean Vanier napisał: Trzeba, byśmy stali się przyjaciółmi czasu, byśmy zaakceptowali, że rzeczy wymagają czasu, że jesteśmy mężczyznami i kobietami, którzy potrafią czekać, ponieważ wiedzą, że Wiekuisty – który jest poza czasem – jest już obecny i chodzi o to, by żyć z Nim, dziś i teraz.[8]

Czas nie ucieka, lecz jest mi w każdej chwili ofiarowany. To nie minuta uciekająca nieubłaganie, lecz minuta nieustająco dawana. Przewrót kopernikański! Ta nowa chwila, mógłbym równie dobrze nigdy jej nie poznać. Być już poza czasem. Teraźniejszość jest mi dana za darmo.[9]

W sercu chwili obecnej: obecność

Od wkroczenia Chrystusa w dzieje każda chwila otwiera się na tę transcendencję napełnioną obecnością. (Alphonse Goettmann)

Chwila obecna jest zamieszkana: przebywa w niej sam Bóg. Mały Książę powiedział sprzedawcy handlującemu pigułkami oszczędzającymi pięćdziesiąt trzy minuty tygodniowo (czas picia): „Gdybym miał pięćdziesiąt trzy minuty czasu, poszedłbym w kierunku studni...”[10] Ta studnia bije w tej chwili. Ode mnie zależy, czy ugaszę w niej pragnienie! Punkt-spotkanie, punkt-serce w łączności z Bogiem. Bóg może spotkać się ze mną tylko hic et nunc: nigdzie indziej. Ta minuta jest nieodzownym środkiem mojego zjednoczenia z Nim. Jego Obecność napełnia każdą chwilę czasu, tak jak wypełnia każdy atom przestrzeni.

Ode mnie zależy, czy pójdę na to spotkanie. Piłka jest po mojej stronie: odpowiedzieć i być obecnym przed Obecnością, przyjmując każdą chwilę jak prezent z Jego rąk, jak dar Jego Serca.

Ta chwila mija: Bóg w niej trwa. Teraźniejszość, która łączy w jedną linię kolejne chwile, zamienia je w ciągłość. Trwonić ten czas, niszczyć ten skarb, to jakby profanować sanktuarium, ponieważ tam mieszka Bóg. Teraźniejszość staje się w ten sposób sakramentem – dostrzegalnym znakiem – niewidzialnej Obecności.

Jednym słowem, jak pisał Victor Sion: „Z tego kontaktu z Bogiem, z każdej chwili rodzi się chwila trwała. Każda chwila niesie Boga”.

Ten, kto ma chwilę obecną, ma Boga. A więc ma wszystko. Wystarcza chwila obecna... Po co się martwić?

Nigdzie nie jestem tak obecny wobec Obecności jak w modlitwie. Czas wtedy staje się wieczny. Wchodzę w intymną relację z Wiekuistym. Każda modlitwa jest czasem wieczności. Dlaczego więc tak trudno wyrwać kilka nędznych strzępów mojego czasu, by ofiarować je dobrowolnie Bogu?

Kto nie potrafi dać czasu swojemu Mistrzowi, będzie niewolnikiem chronometru, zestresowanym, niespokojnym, podekscytowanym. Myśląc, że spętał czas, jest nim opętany. Myśląc, że nad nim panuje, jest przez niego opanowany. Kiedy jednak daję mój czas Bogu, daję go też braciom. Najbardziej oddani innym są najbardziej rozmodleni. Bowiem sens Obecności pozwala rozróżnić między tym, co ważne, a tym, co pilne. To, co najpilniejsze, nie musi być najważniejsze. To, co ważne winno brać górę nad pieniądzem. Zawsze.  

Każde wydarzenie: Jego przyjście

Każde zdarzenie, każda sytuacja, każde cierpienie, każda radość: sakrament dany przez Boga. (Elżbieta od Trójcy Świętej)

Bóg dołącza do mnie, spotyka się ze mną. Pewność: wszystko, co daje Bóg albo na co pozwala, jest dla mojego dobra, bez względu na przeczące temu pozory.

To, co się nam zdarza w każdym momencie, jest tym, co jest dla nas najświętszego, najlepszego, najbardziej boskiego. Porzucić spekulacje i pić z prostotą wszystko to, co z Bożego rozkazu okazuje się działaniem i cierpieniem.[11]

Niezgłębione są słowa św. Pawła: „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28).

Trzeba wykrywać Jego zawsze dyskretne nawiedzenia.[12] W każdym nieprzewidzianym zdarzeniu rozszyfrowywać Jego przyjście. Zdarzenie jest kostiumem Boga, trzeba je odgadnąć: jak po Jego Zmartwychwstaniu. Zabawa w chowanego!

Ucałować to, co się nam zdarza, przyjąć w miłości, dostosować się w pełni do chwili – tym radosnym dostosowaniem do wszystkiego, co jest – to sprawić, by radość weszła w cierpienie. Bóg daje się sam we wszystkim, co się nam zdarza.[13]

Jakże prawdziwe są poniższe słowa:

Każda uncja materii należy do Boga i powinna w Bogu znaleźć swoją pełnię. Każda sekunda należy do czasu Boga i powinna rozwinąć się w Bożej wieczności. Nic nie jest neutralne, bo Duch, jak promień słońca, jak uśmiech radości, dotknął wszystkich rzeczy, wszystkich epok, ukazując je na podobieństwo drogocennych kamieni w najcenniejszej świątyni.[14]

W każdej chwili: Jego moc i łaska

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj... aż do jutra.

Bóg udziela mi mocy i łaski tylko na dzisiaj, jak manny na pustyni. Nie można zrobić sobie z nich zapasów. Na każdy dzień wystarczy łaski, bo każdy dzień ma swój krzyż i swoją radość. „Łaska jest zawsze nowa, tylko na dziś”, zauważył Victor Sion.

Nigdy nie będę kuszony ponad siły.[15] Moje siły są przez Boga odnawiane dzień po dniu: „Niektórzy sądzą, że siostra boi się śmierci”. Teresa pisze:

To mogłoby mi się przytrafić, nigdy nie opieram się na własnych myślach, wiem, jak jestem słaba, ale chcę cieszyć się uczuciem, jakie Dobry Bóg teraz mi daje; zawsze będzie czas, by znosić coś przeciwnego. On daje mi w każdej chwili to, co mogę znieść, nie więcej. A jeśli chwilę potem zwiększa moje cierpienie, zwiększa także moją siłę.[16]

I jeszcze wspomnijmy słowa św. Teresy z jednego z jej listów: „Mamy tylko jeden dzień życia, by ratować dusze i w ten sposób dawać Zbawicielowi dowody naszej miłości”.[17] Dołącza ona w ten sposób do Katarzyny ze Sieny, piszącej do Danielli z Orvieto:

Dla duszy każda chwila jest czasem miłości, a każde miejsce jest miejscem miłosnym: jeśli przeżywa ona czas pokuty, jest to dla niej czas radości i pociechy, a jeśli, z konieczności albo z posłuszeństwa, musi go porzucić, cieszy się na równi.

[1] „Jeśli czasem rozpaczamy, to dlatego, że myślimy albo o przeszłości, albo o przyszłości. Jak wiele przez taki brak nadziei przysparzamy sobie trosk i niepotrzebnych cierpień, których Bóg wcale dla nas nie chce” (św. Teresa od Dzieciątka Jezus).
[2] Zob. moja książka: Miłość braterska, tłum. D. Szczerba, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2006, s. 276: „Złota zasada, klucz pokoju serca”.
[3] „Gdyby przyszłość była jedynie planem, spojrzenie na nią pozostawałoby w harmonii ze spojrzeniem na chwilę obecną. Te dwa spojrzenia byłyby jednym, jedno stałoby się przedłużeniem drugiego w zgodzie, niekiedy szczęśliwej, niekiedy bolesnej, ale zawsze ufnej. Jednak tak często przyszłość jest niepokojem, napięciem, a więc zerwaniem z teraźniejszością. Nie jest już jej przedłużeniem, ale projekcją, w takim sensie, że owa teraźniejszość zostaje wyrzucona do przodu. Nie jest już teraz, nie jest tu, zostaje odsunięta. Jednakże ona jest i pozostaje rzeczywistością, przyjęciem, przeżyciem” (Victor Sion, dz. cyt., ss. 41 i 17).
[4] „Nic nie jest zupełnie nie do zniesienia w chwili obecnej” (Roger Vittoz).
[5] Lekarze udoskonalili „oraterapię”. Zob. Philippe De Labriolle, Dom Guy Oury, Jean François i Liliane Vezin, Quand le présent devient présence pour une psychothérapie chrétienne, Éditions de l’Emmanuel, Paris 1994. Autorzy powołują się tu na wielkich psychoterapeutów: Frankla i Grassera.
[6] Brigitte wspomina tu o młodych ludziach, którym towarzyszyła podczas dializ.
[7] Podczas kilku miesięcy byłem zatrudniony przy przycinaniu winorośli i ta nudna praca pozwoliła mi odczuć, jak może dłużyć się czas. Tymczasem w weekendy, gdy pracowałem nad moimi książkami, godziny były zawsze za krótkie.
[8] Jean Vanier, La source des larmes, Parole et Silence, Paris 2001.
[9] Jak mawiał pewien wyższy urzędnik: „Mamy zapełnione wszystkie rozkłady zajęć, ale rzecz polega na tym, by świadomie wiedzieć, czego są pełne”(„Il est vivant”, nr 186).
[10] Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę, tłum. J. Szwykowski, PAX, Warszawa 1988, s. 67.
[11] Jean-Pierre de Caussade, L’Abandon à la Providence divine, dz. cyt.
[12] Por. moja książka: Modlitwa, oddech życia, tłum. A. Frej, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2006, s. 137 i n.
[13] Alphonse Goettmann, Le chemin, nr 30.
[14] Aleksander Schmemann, dz. cyt., s. 83.
[15] Dosłowne tłumaczenie Ojcze Nasz brzmi: „Zachowaj nas, byśmy nie ulegli pokusie”.
[16] Victor Sion, Łaska chwili obecnej, dz. cyt., s. 27.
[17] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, List 213, w: Listy, dz. cyt., s. 403.