Alicja Tysiąc wytacza proces Tomaszowi Terlikowskiemu. O co? Tego pozwany się nie dowiedział
Trzy miesiące temu Alicja Tysiąc i jej adwokat poinformowali, że wytaczają proces red. Tomaszowi Terlikowskiemu. Fragmenty pozwu trafiły do mediów. Według mediów, Tysiąc żąda przeprosin oraz 100 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i 30 tys. na fundację Feminoteka.
Tysiąc poczuła się urażona słowami publicysty, który zarzucił jej "moralną obrzydliwość" i rzekomo porównał ją do hitlerowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. Wypowiedzi Terlikowskiego dotyczyły szeroko znanej sprawy - wytoczenia procesu przez Alicję Tysiąc państwu polskiemu za to, że lekarze uniemożliwili jej tzw. legalne usunięcie ciąży ze względu na stan zdrowia. Terlikowski miał podobnych słów użyć w swojej książce pt. „Agata. Anatomia manipulacji”.
Jak powiedział mediom adwokat Alicji Tysiąc, pozew już na przełomie kwietnia i maja, trafił do sądu. Natomiast pod koniec maja, na Facebooku, powódka poinformowała o wstępnej dacie pierwszej rozprawy. Kilka dni temu natomiast, również poprzez portal społecznościowy poinformowała, że pierwsza rozprawa odbędzie się 30 lipca, o godzinie 11 w sali numer 206 w warszawskim sądzie okręgowym.
- Problem jest jednak w tym, że ja nie otrzymałem do tej pory pozwu, ani informacji o procesie z sądu. Nie wiem więc nawet o co jestem oskarżony. A do rozprawy mamy 14 dni... Nawet jeśli bym pozew otrzymał - nie zdążę się do niego przygotować, więc się do sądu nie wybieram. Przecież nawet oficjalnie nie wiem, że mam proces! Dowiedziałem się o nim z profilu pani Tysiąc - mówi Terlikowski, i dodaje że wszystkie listy polecone przychodzące do domu, odbiera. Natomiast jego adres jest jawny. I jak do tej pory, inne pozwy wysyłane na jego nazwisko, bez problemu dochodziły. Okazuje się więc, że aby mieć istotne informacje na własny temat, należy śledzić profile znajomych i… nie znajomych. W dobrze pojętym, własnym interesie.
- A może po prostu nie trzeba wiedzieć wszystkiego - o sobie - żartuje Terlikowski, i dodaje: - Tak zupełnie na serio: to przedziwna sytuacja, której nie da się pojąć i nie chcę się nawet zastanawiać, jak mogło do niej dość.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.