Trudno uwierzyć, że gen. Petelicki popełnił samobójstwo.
Należał do elity funkcjonariuszy służb specjalnych PRL oraz III RP. Dzisiaj media piszą o nim, że był oficerem wywiadu MSZ.
To nieprawda, takiej formacji w ogóle nie było. Petelicki był funkcjonariuszem Departamenty I Służby Bezpieczeństwa, a więc elitarnej formacji, która miała zapewnić komunistom władzę na długie lata. Zdobywane przez niego w latach 70. i 80. informacje, zwłaszcza z USA, były przekazywane także sowieckiemu wywiadowi. Jako funkcjonariusz działający pod dyplomatycznym przykryciem, rozpracowywał Polonię w USA, a później Szwecji. Był zdolnym oficerem operacyjnym, czego doświadczyli moi koledzy, przygotowujący transport z pomocą dla podziemnej „Solidarności”, zdekonspirowany i przejęty przez SB.
Prawdopodobnie nie zrobiłby kariery po 1989 r., gdyby nie wstawiennictwo Amerykanów. Zawsze bronili b. esbeków, których przewerbowali i mieli z ich pracy korzyści. To nie tylko przypadek Petelickiego, który choć należał do pretorianów starego systemu, dobrze urządził się w III Rzeczpospolitej. To dzięki amerykańskiemu wsparciu Petelicki sformował pierwszą profesjonalną jednostkę antyterrorystyczną GROM (Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego), który brała udział w wielu niebezpiecznych akcjach, m.in. podczas uderzenia na Irak.
Narowisty generał wszedł w konflikt z otoczeniem premiera Włodzimierza Cimoszewicza i odszedł ze służby. Ponownie został dowódcą GROM w grudniu 1997 r. Został odwołany we wrześniu 1999 r., po konflikcie z ówczesnym ministrem koordynatorem ds. służb specjalnych Januszem Pałubickim, który jak się później okazało, nie potrafił Petelickiemu udowodnić nadużyć.
W przedwojennym mundurze, przystojny i wygadany, generał brylował na warszawskich salonach i w mediach. Poznałem go podczas promocji mej książki o rosyjskich służbach, której był fanem. Opowiadał, że stawiał ją jako wzór swoim żołnierzom, jak wiele można się dowiedzieć wyłącznie ze źródeł jawnych, pod warunkiem, że robi się ich dobrą selekcję i analizę.
Miał nieco łobuzerski urok chłopca z warszawskiego podwórka, który w ulicznych bójkach zaprawiał się do późniejszych wyczynów. Do końca życia był dumny z GROMU i nie mógł spokojnie patrzeć, jak nieudolni politycy trwonią jego dorobek i nie potrafią robić profesjonalnego użytku z tej niezwykłej jednostki.
W biznesie, zdaje się, sukcesów nie odnosił, blokowany przez inne koterie. Zaskoczył mnie, gdy po katastrofie smoleńskiej zaczął głośno krytykować rząd Tuska, z którym wcześniej raczej nie zadzierał. Sugerował nawiązanie kontaktów z NATO, aby wyjaśnić tajemnicę ostatnich chwil samolotu z polską delegacją rządową do Katynia.
Zawsze zastanawiałem się, czy więcej w tym było bluffu, obliczonego na załatwienie jakiegoś własnego interesu, czy być może rzeczywiście coś wiedział i zabierał głos dla pożytku publicznego. Nie miał żadnych znanych powodów, aby popełniać samobójstwo. Pomimo upływu lat, kipiała w nim chęć życia i gotowość do stoczenia kolejnego pojedynku. Czy w takich momentach może przyjść załamanie i pada wówczas samobójczy strzał, rozwiązujący problemy? Może tak być. Ale mogli mu także pomóc, aby zabrał do grobu wiedzę z różnych etapów życia, a to, że wiedział dużo, jest pewne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.