Dzieciństwo z Karolem Wojtyłą wspomina jego szkolny kolega.
Wiadomo, że Karol dostał szkaplerz od ojców karmelitów. Czy jeszcze ktoś z waszej klasy nosił szkaplerz?
- Nie przypominam sobie. Nawet Karol Kurek, który też był pobożnym chłopcem – i tak jak jego imiennik został księdzem – chyba szkaplerza nie nosił. Zresztą zmarł jako młody ksiądz. Wracając do Lolka – on nigdy ze szkaplerzem się nie rozstawał. Nie zdejmował go nawet podczas kąpieli w rzece i na gimnastyce.
Czy Karol miał jakieś przezwisko?
- Prawie wszyscy koledzy mieli, a on nie. Mówiliśmy na niego „Lolek”, tak jak zwracała się do niego jego mama. Nas, wadowiczan, przezywano w szkole „flacorzami”, z racji znakomitych flaków, z jakich do dziś słynie nasze miasto.
Czy Lolek miał jakieś wady? Ze wspomnień rysuje się obraz świętego chłopca.
- Nie miał. Był pogodny, choć tyle przeżył jako dziecko, bezpośredni, koleżeński, dobry. Pamiętam go jak spuszczał z swego okna na sznurku bańkę do znajdującej się naprzeciwko mleczarni Banasiów. Bańkę odpinano, napełniano mlekiem i Lolek wciągał ją do góry. Ale to chyba nie świadczy o lenistwie, lecz sprycie i zdolności ułatwienia sobie życia.
A przy tym wszystkim, był normalny, tak jak my. Zapamiętale grał w piłkę i uprawiał inne sporty, występował na scenie teatru szkolnego, zdradzając duży talent aktorski. Jego pasja do sportu, turystyki i teatru nam też się udzielała.
Wiem, że Lolek nie dawał ściągać, a takich w klasie się nie lubi.
- Ale nie Lolka. Ona także nie podpowiadał. Nie korzystał również z bryków z łaciny i greki, wydawanych na lichym papierze i sprzedawanych w księgarni Fołtyna. My natomiast nie wyobrażaliśmy sobie bez nich życia. Jednak szanowaliśmy jego zasady, tym bardziej, że swoją koleżeńskość okazywał inaczej. Wolał pomagać mniej zdolnym kolegom w odrabianiu lekcji. Mawiał: „Jak macie kłopoty, przychodźcie do mnie”.
Ceniliśmy również to, że gdy Lolek pierwszy napisał klasówkę, nie oddawał pracy, żeby nas nie deprymować.
KAI: Jan Paweł II ujął cały świat swoją wrażliwością na ludzką biedę. Czy Pan dostrzegł tę cechę u niego w czasach waszej młodości?
- O tak. Opowiem o dwóch wydarzeniach. Nasz sklepik szkolny prowadziła żona tercjana, czyli woźnego. Kiedy była zajęta czym innym, Lolek inkasował pieniądze. Tylko on miał ten przywilej, co nas nieco irytowało. Gdy zapytaliśmy tę panią, dlaczego faworyzuje Lolka, ona odpowiedziała; „Bo on jest z was najporządniejszy”.
Naszym tercjanem przez wiele lat był Antoni Pyrek. W 1935 r. wydarzyła się tragedia. Przez nasze miasto przebiegała trasa Kraków-Wadowice-Bielsko. Ruch był nieduży, przez miasto przejeżdżało kilka samochodów dziennie, ale akurat jeden z nich go potracił. Zanim w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala, Lolek pobiegł na plebanię po księdza, aby mu udzielił ostatniego namaszczenia. A gdy Pyrek zmarł, Lolek zainicjował zbiórkę pieniędzy wśród nauczycieli i uczniów dla wdowy i sześciorga sierot.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.