Ja nawet płakałam

Jej pragnieniem było życie zakonne. Jednak ojciec nie pozwolił. Posłuchała go, bo ojca trzeba słuchać, tego na ziemi i tego w niebie. Bo życie pokorne to życie szczęśliwe. Kto dziś o tym wie?

Reklama

Wysokie schody prowadzą do mieszkania. Zanim doszliśmy na górę, usłyszeliśmy dobiegające zza drzwi dźwięki pianina. Rwany dźwięk dzwonka. Ciche stukanie czegoś twardego w drewnianą podłogę. – Szczęść Boże, pani Jadwigo. Tu ksiądz proboszcz. Przyprowadziłem pani gościa – tłumaczy ks. Edward Molitorys. Drzwi się uchylają. Na progu stoi starsza pani, podpiera się o chodzik. Na jej twarzy pojawia się uśmiech. – Wchodźcie. Zapraszam. Szkoda, że nie wiedziałam, że będę mieć gości. Bym coś przygotowała – tłumaczy. Wchodzimy do pokoju. Siadamy na wersalce. Na ścianach portrety bł. Jana Pawła II, abp. Wojciecha Ziemby i abp. Edmunda Piszcza. Obok obrazy przedstawiające sceny biblijne, błogosławieństwa papieskie. – Pani Jadwigo, niech pani opowie o swoim życiu – prosi ks. Edward. – To osoba zasłużona dla naszego kościoła – dodaje.

Przebrnąć przez chmurę

Jadwiga Jurkiewicz pochodzi z Mazowsza. Urodziła się w 1927 r. w Sułkowie Borowym. Tam spędziła dzieciństwo i lata młodzieńcze. Do gimnazjum uczęszczała w Mławie, gdzie ukończyła również cztery semestry szkoły przygotowawczej do zawodu nauczyciela. Później wyjechała do Wrocławia na dodatkowy kurs dla przyszłych nauczycieli. – Od dzieciństwa chciałam być nauczycielką, taką wiejską. Podobała mi się ta praca. We Wrocławiu zetknęłam się z katechetami. Byli to przeważnie duchowni i zakonnice. Poczułam, że to jest moje powołanie. Zapytałam wtedy ks. Wojtukiewicza, który prowadził kurs dla katechetów, czy i ja mogę być katechetką – wspomina. Ksiądz Wojtukiewicz zaproponował, by spróbowała przeprowadzić lekcję pokazową katechezy. – To był zjazd z całej Polski. Bałam się okropnie. Bo, proszę sobie wyobrazić, ja taka dziewczynka po szkole gimnazjalnej, a przede mną kapłani, siostry zakonne. Ale zrobiłam to. Patrzyłam na uczestników jak na jakąś chmurę. Przebrnęłam przez nią. Potem ten ksiądz powiedział: „Dobrze, dobrze. Może być pani katechetką” – śmieje się. Ukończyła kurs. Otrzymała zaświadczenie, że może pracować jako katechetka. Do pracy została skierowana do Szczytna. – Przybyłam tu w 1948 r. i jestem do dziś.

Wiejska szkółka

Kiedy przyjechała do Szczytna, miasto było zniszczone. Idąc od stacji do kościoła św. Stanisława Kostki, mijała ruiny budynków, połamane drzewa. Zamieszkała z dwoma zakonnicami z Zakonu Misjonarek Świętej Rodziny. – Pragnęłam do nich wstąpić. Ale wyjechały po niespełna roku. Mogłam z nimi odejść, ale byłam w trakcie zdobywania dużej matury. Myślałam, że jak ją zdobędę, wstąpię do zakonu – wyznaje. Rok później podjęła pracę jako nauczycielka świecka w szkole w pobliskim Sędańsku, żeby zdobyć kwalifikacje nauczycielskie. – Zorganizowałam w tej miejscowości szkołę. Przeprowadziłam remonty, ogrodziłam teren, założyłam ogródek doświadczalny z warzywami, kwiatami. Pomagały mi dzieci. Ludność miejscowa nie mówiła ani w języku niemieckim, ani w polskim, tylko gwarą. Więc organizowałam kursy repolonizacyjne. Na nich uczyłam czytać, prowadziłam również lekcje religii rzymskokatolickiej. Większość dzieci była wyznania protestanckiego, były również dzieci z rodzin prawosławnych, niewiele z katolickich. Wszystko było uzgodnione z naszym proboszczem i z duchownymi innych kościołów – wspomina. Pani Jadwiga zdobyła zaufanie miejscowej ludności. Dzieci garnęły się do niej.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama