Jej pragnieniem było życie zakonne. Jednak ojciec nie pozwolił. Posłuchała go, bo ojca trzeba słuchać, tego na ziemi i tego w niebie. Bo życie pokorne to życie szczęśliwe. Kto dziś o tym wie?
Ukryta zakonnica
Kiedy zdobyła dużą maturę i kwalifikacje do wykonywania zawodu nauczyciela, inspektor oświaty chciał, żeby pani Jadwiga została nauczycielką świecką i nie uczyła religii. – Zażądano, żebym zapisała się do partii. Odmówiłam. Wtedy rozpoczęły się represje. Był to początek 1956 roku – mówi. Była wzywana na przesłuchania. Zarzucano jej bycie ukrytą zakonnicą. Wszystko dlatego, że wcześniej, kiedy przyjechała do Szczytna, uszyto jej czarną sukienkę podobną do habitu. Nosiła również welon. Był to strój przypominający ten, który noszą dziewczęta w okresie próbnym przed wstąpieniem do zakonu. – Jeden z inspektorów powiedział, że muszę się usunąć, bo mnie sprzątną. Ale jak to zrobić? Kocham tę pracę. Co robić, pytałam – wyjaśnia. Oddała legitymację nauczyciela i wypłaconą pensję. W 1956 r. wyjechała do Węgorzewa, a po wakacjach do Lubomina. – Tam katechizowałam dzieci i młodzież. Do okolicznych wsi dojeżdżałam rowerem, który kupił mi tato. Ogromnie się cieszyłam. Była to damka, ładny rower. Ludzie aż się oglądali – śmieje się.
Kiedy Władysław Gomułka został I sekretarzem PZPR, pani Jadwiga została zrehabilitowana. Mogła wrócić do Szczytna. Dostała posadę w Szkole Podstawowej nr 1. Pracowała również jako katechetka w Szymanach. Jednak już w 1960 r. nastąpiło pogorszenie stosunków państwa z Kościołem. Władysław Gomułka zabronił przeprowadzania lekcji religii w budynkach szkół, zniósł święto Trzech Króli i Matki Bożej Zielnej. Od tego momentu pani Jadwiga uczyła religii w salkach katechetycznych szczycieńskich kościołów. – Zanim przeszłam na emeryturę w 1998 r., uczyłam religii 55 lat i 5 miesięcy. Jestem katechetką na piątkę – żartuje pani Jadwiga.
Słowo ojca
A co z pragnieniem wstąpienia do zakonu? – Ja nawet płakałam, tak chciałam tam być. Ale nie miałam pozwolenia od taty. Mama Leokadia pobłogosławiła mnie. Tato przyjechał do Szczytna i powiedział, że mi nie pozwala. Pytałam spowiedników, co mam robić, bo tak wielkie miałam pragnienie. Mówili, że jeśli chcę być dobrym człowiekiem, to i jako osoba świecka mogę nim być. Mam piękną pracę jako katechetka. Nauczam – mówi pani Jadwiga. Spogląda na zdjęcie ojca wiszące na ścianie. – Kocham mojego ojca. Ma na imię Stanisław. Jest jedną z najważniejszych dla mnie osób. Był legionistą. Nauczył mnie bardzo wiele. Razem chodziliśmy na Msze św., na nabożeństwa. Widziałam, jak on się modlił. Później klęczałam przy nim. Poprzez tę miłość jego wola była dla mnie drogowskazem. To jak wola Boga Ojca. Tęsknię za nim. – Pani Jadwiga na chwilę milknie. Ciągle patrzy na zdjęcie ojca. Po chwili mówi dalej: – Rodziny nie założyłam. Miałam chętnych, ale jakoś Pan Bóg mnie tak prowadził, że wszystko zawsze się rozpływało. Jestem panną, wciąż do wzięcia – śmieje się.
Pokazuje zdjęcia z młodości. Z dziećmi na koloniach, w szkolnym ogrodzie, na lekcji, z grupą opiekunów. Tu zdjęcie, kiedy otrzymuje papieskie odznaczenie, tu medal od szczycieńskiego burmistrza, tu jubileusz. W oddzielnej teczce dziesiątki podziękowań od dzieci, dyplomy, kartki pocztowe z pozdrowieniami. – Cieszę się, że Pan Bóg powołał mnie do nauczania. Kiedy jako dziecko słuchałam kazań, wszystko jawiło mi się wielkie i ważne. Pamiętam, kiedy ksiądz mówił o potopie. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Już jako dziecko widziałam w tym wielką moc. Potem mogłam służyć Bogu, służyć ludziom. Jestem naprawdę szczęśliwa. Mimo mojej choroby. Jest ze mną Bóg i są ludzie, którzy mnie odwiedzają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).