O piciu na umór, paniach do towarzystwa, filmowych epizodach i pierwszej modlitwie, po której piżama była mokra od łez, z Maciejem Broniarkiem rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Masz na myśli korzystanie z agencji towarzyskich?
– Niestety, tak. Zakochany byłem tylko raz. Ale związek ten szybko się rozpadł. Bałem się relacji, bliskości. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym iść z jakąś kobietą za rękę. Uważałem, że prawdziwy facet to leje w mordę, a nie przytula dziewczynę. Moimi idolami byli Linda, Gołota. Po miłosnym rozczarowaniu nienawidziłem kobiet. Były mi potrzebne tylko do jednego celu. Poznałem wiele agencji. Chodziłem do nich, mimo iż bałem się, że mogę coś złapać. To było silniejsze.
Wiem, że wiele zawdzięczasz kapłanom, których Bóg postawił na Twojej drodze.
– Fakt. Jednym z nich był ks. Józef Kowalski, który leżał ze mną w szpitalu na kardiologii. Mówiłem mu o swoich słabościach. Tłumaczył mi i zachęcał do spowiedzi. Prosił też, żebym poszedł do swojego proboszcza. Tak zrobiłem. Ks. Jan Rawa na wstępie powiedział mi, że na mnie wiele lat czekał. Dał mi Pismo Święte, różaniec. Stał się moim kierownikiem duchowym. Ciągle pożyczałem też od niego książki, które robiły porządek w moim sercu i głowie. Poświęcił mi bardzo dużo czasu.
Kiedy najmocniej poczułeś, że Jezus chce, żebyś oddał Mu wszystko?
– Na REO (Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy w Duchu Świętym – przyp. aut.), które w zeszłym roku w naszej parafii prowadziła wspólnota z Widoku. Na początku trochę drażniło mnie, gdy podnosili ręce, tańczyli, śpiewali. Myślałem sobie: „Co za folklor oni tu odprawiają?!”. Bałem się, że nie odnajdę się w grupie. Ale gdy dotarło do mnie, że Jezus to sprawia i że jest ze mną przez cały czas, mimo że miałem lęki i byłem kuszony, poszedłem na całość. Oddałem Mu swoje życie. I widzisz, co z nim zrobił (śmiech). Ciągle chodzę do kościoła, z różańcem się nie rozstaję, podnoszę ręce i pod nosem śpiewam: „Tak mnie złam, tak mnie skrusz...”. Podczas wylania Ducha Świętego otrzymałem słowo, że mam się otworzyć bardziej na Jego działanie. On będzie mnie stopniowo uwalniał, żebym mógł o Nim świadczyć. Na ramieniu poczułem też straszny ból. Ktoś mi powiedział, że to Jezusowi upadł krzyż. Dla mnie był to moment zgody, by Go naśladować. Tego, co wówczas się działo, nie sposób opowiedzieć. Czułem ciepło i byłem szczęśliwy. Ten stan powtarza się i teraz, gdy Go przyjmuję w Komunii.
To, co do tej pory powiedziałeś, jest wyjątkowo szczerym i głębokim wyznaniem. Dlaczego zgodziłeś się na taki wywiad? Nie boisz się ludzkiej oceny, komentarzy?
– Nie. Powiedziałem to wszystko, żeby zaświadczyć, jak wielkie rzeczy uczynił mi Bóg i z jakiego dna mnie wydobył. Może to wyznanie doda komuś odwagi, by prosić Go o miłosierdzie.
Co dziś jest Twoją największą tęsknotą? Czego pragniesz? O co teraz prosisz Boga?
– Tęsknię za miłością. Chciałbym ją poczuć i zrozumieć, czym ona jest. Ale tak do końca. Jeszcze wiele muszę się nauczyć: pokory, milczenia i umierania dla siebie. Przede mną Jego droga krzyżowa i... zmartwychwstanie. Ale wiesz co? Chcę tam być.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.