Koniec koszmaru

Ścigany przez życie, trafił w pułapkę zniewolenia, a tam odnalazł Bezkres.

Reklama

Śmierć, wyrok i pokuta

– Moje pierwsze wspomnienie ojca, to z podwórkowego meczu, gdy miałem kilka lat, wraca do mnie rzadko. Częściej myślę o jego śmierci na moich rękach – opowiada wieczorem tego dnia, gdy został ochrzczony w poprawczakowej kaplicy. Historii przysłuchują się koledzy z grupy. – To było pięć lat temu, tuż przed Bożym Narodzeniem. Nie mogłem się doczekać wizyty w domu, więc uciekłem z MOS-u (Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii). Ojciec był w ciągu, ale nie miał już co pić. Był wieczór, siedzieliśmy obaj, tato obcinał sobie paznokcie, gdy zakręciło mu się w głowie, zaczął się trząść. Wiedziałem, jak reagować, nauczyła mnie tego mama, gdy jeszcze mieszkałem z rodzicami, gdy żyła. Zbliżał się atak padaczki alkoholowej. I rzeczywiście. Zabezpieczyłem jego język, ale gdy było po wszystkim, było też po ojcu. Sprawdziłem puls. Nie wyczułem go, pobiegłem do sąsiada zatelefonować po pogotowie. Sam jednak musiałem uciekać, bo bałem się policji. Przecież mnie szukali – opowiada nowo ochrzczony.

W zakładzie poprawczym jest od dwóch miesięcy. Chciał się ochrzcić, ponieważ chciał być normalny. Zbyt wiele jego historii nie mieści się w życiorysie przeciętnego nastolatka. To ciąży i gdy tylko nadarza się okazja, żeby nadrobić zaległości, korzysta z szansy. Nie był ochrzczony, bo nikomu nie przyszło do głowy, żeby o to się postarać. Ojciec i matka nie mieli już siły. Innym nie zależało. – Ale moje rodzeństwo było ochrzczone, sam chodziłem na religię, gdy pojawiałem się w szkole – zapewnia. Na poprawczak został skazany, bo nie było wyjścia. Zbyt wiele się nazbierało, na zbyt wiele sobie pozwolił i zbyt wiele szans zmarnował, nikt już nie wierzy, że można inaczej mu pomóc. Jego siostra się do niego nie odzywa (ją także zawiódł). Dostał zakład do 21. roku życia. – Bez możliwości warunkowego zwolnienia – dodaje, żeby podkreślić determinację sądu. Tego wieczoru – gdy przyjął już chrzest – zastanawiał się, czy nadal będzie miał senne koszmary z watahą wilków goniących go z powodu jego historii życia. Jeszcze nie wie. Musi się przekonać. Co zrobił dla niego Jezus? Czy naprawdę ma teraz czyste konto? Pokuta jednak musi być odprawiona. Bóg daruje, przebacza, okazuje miłosierdzie. Ludziom nie przychodzi to tak łatwo. – Są tylko ludźmi – usprawiedliwia ich przed samym sobą, a potem uśmiecha się, że wreszcie Wielkanoc będzie mu się kojarzyła z czymś miłym.

Puszka pokoju i zdrutowana szczęka

Kiedy zbliżała się Wielkanoc 2006 r., mały Karol cieszył się, że siostra zabierze go do siebie. W domu dziecka nie było mu źle, więcej, było mu tam tak dobrze jak nigdzie indziej, jednak cieniem, który zdecydowanie odbierał kolory życiu, był brak rodziców. Tych samych, którzy go zaniedbywali, którzy, skrępowani nałogiem, pozostawiali go samemu sobie, tzn. ulicy. Ale przecież to nie jest cała prawda o rodzinnym domu. – Oni dali mi życie, z nimi się wychowałem – wyjaśnia. – Kiedy nie pili, był smaczny obiadek na stole, porządek w całym mieszkaniu. Pamiętam dobrze pocałunki mamy i przytulanie. Kiedy mówiła, że mnie kocha, byłem w raju – zapewnia. Więc gdy tuż przed Wielkanocą brat przywiózł wiadomość, że matka nie żyje, że zmarła z wycieńczenia, Karol zamknął się w pokoju i nie wychodził z niego przez cały dzień. Wstydził się łez i z bólem przyglądał się, jak wzbiera w nim tęsknota. Bał się, że jeśli jej nie opanuje, to rozerwie mu serce. Wmawiał sobie, że jest mężczyzną, a ci nie mogą płakać. Jedenastolatek.

Tak, Wielkanoc to ból. Spotęgowany przez wydarzenie sprzed roku. Był na kolejnej ucieczce. Odwiedził siostrę. Ze szwagrem postanowili się zrelaksować. Kiedy zabrakło piwa, poszedł do sklepu uzupełnić zapasy. – Kupiłem ich chyba z dziesięć, czekoladę i jakieś tam inne drobiazgi. Gdy wracałem, niedaleko sklepu zaczepiło mnie kilku gówniarzy. Byłem trochę napity, więc nie oceniłem dobrze sytuacji. Wdałem się w bójkę, ale ostatecznie jakoś się dogadaliśmy. Podzieliłem się piwem. Wszystko było dobrze i już mieliśmy się rozejść, gdy na odchodne jeden z nich kopnął mnie w szczękę. Żuchwa pękła w trzech miejscach, pamiętam potworny ból i strach lekarzy, którzy nie chcieli się za bardzo podjąć operacji. W końcu któryś się zdecydował i ocalił mi mowę – wspomina z wdzięcznością i wskazuje na symetryczne blizny po obu stronach twarzy, wciąż różowe z powodu świeżości.

Kiedy kończy opowiadać, sięga po książeczkę do modlitwy. Kartkuje i zatrzymuje się na modlitwie św. Ignacego Loyoli. – Niewiele z tego rozumiem. Ale mogę się nauczyć, prawda? A teraz nie ma wyjścia „Duszo Chrystusowa uświęć mnie, Ciało Chrystusowe zbaw mnie, Krwi Chrystusowa napój mnie, Wodo z boku Chrystusowego obmyj mnie…” – Cały, bez reszty, do mojej dyspozycji – myśli, a głośno obiecuje: – Trzeba wydorośleć. Przyjąłem chrzest, poznałem smak Komunii św., czekam na bierzmowanie. Życie nie może wyglądać tak samo jak do tej pory. Gdy byłem chrzczony, a niedługo potem przełykałem świętą Hostię, docierało do mnie, że skończył się trudny etap mojego życia, w którym nie znałem granic. Nikt mnie ich nie nauczył, sam nie potrafiłem sobie ich narzucić, bo niby skąd wziąć do tego siłę? Jestem w zakładzie, żeby się do nich przymierzyć. Mam nadzieję, że nie będą za ciasne. Ale w sercu stało się coś innego. Tutaj horyzont poszerzył się w niewyobrażalny sposób. Wreszcie bowiem mam prawo do wieczności. Do Boga.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama