Poleszak powiesił się, Kurzawa zaćpał na śmierć, tak samo jak Pilca, ten Cyganek, Dżizus-Pietranis też nie żyje, a Wiśniewski zachlał się w trupa – dosłownie. Milo wspomina swoich kolegów.
Opisanie ciała – babcia Janina ratuje
Jak się ma niecałe trzydzieści lat i tyle w życiu za sobą co Milo, to człowiek czuje się bardzo staro. – Żyję dalej i jest mi już całkiem dobrze, ale nie wiem, czy kiedyś znowu będę z kimś na serio – przyznaje. – Znalazłem pracę. Teraz przenoszę się do Świdnicy, bo firma otwiera tu swoją filię. Muszę stanąć na nogi. Opiekuję się swoim ojcem. On po operacji mózgu ma trudności z chodzeniem. Nie mógł zostać sam. Wprowadziliśmy się więc na chwilę do babci Janiny – mówi.
Radio Maryja non stop, różaniec w ręce i dużo optymizmu – osiemdziesięciotrzyletnia staruszka jest pełna życia i rozumie trudną sytuację mężczyzn. Sama przeszła niejedno, także w swojej najbliższej rodzinie miała problemy wychowawcze z dziećmi i wnukami. Ma serce bardzo pojemne, dlatego pozwoliła, żeby Milo ze swoim ojcem wprowadzili się do niej. Ich znajomość trwa, odkąd chłopak, będąc w poprawczaku, poznał wnuczkę Janiny. – To było na pewnych baletach. Przyszła się zabawić, bo była na ucieczce z jakiegoś ośrodka – wspomina okoliczności spotkania z wnuczką. Złapali ją, ale znajomość przetrwała próbę rozstania. Co więcej, ojciec dziewczyny, syn Janiny, i sama babcia postanowili wspierać chłopaka z zakładu. – Jesteśmy jak kuzyni – zapewnia Milo. Opowiada teraz o wspólnym życiu: zakupy, węgiel, sprzątanie. Wszyscy coś z tego mają. Nie chce jednak być podejrzewany o żerowanie na dobroci babci. Pokazuje jej CV z podaniem o przyjęcie do magazynu. Kobieta jest spokojna. Nie lubi tylko tatuaży. – A mam ich sporo. Wszystko jest wydzierane: plecy, ręce, nogi. Najbardziej bolało na brzuchu – mówi. – Tatuaże to strasznie zaraźliwa sprawa. Zrobisz sobie jeden, zaraz chcesz następny. Sam też umiem je robić. Kiedyś kolega kazał sobie na kręgosłupie wypisać wielkimi literami imię swojej dziewczyny: Emilka. Ostrzegałem go, że to głupi pomysł. On się uparł. No to mu zrobiłem. Ale już sobie wyobrażam, jak kiedyś trafi do kryminału i w łaźni zobaczą ten napis. Będzie miał Emilkę… aż mu bokiem wyjdzie – śmieje się, wyobrażając sobie scenę gwałtu.
Jezus na ścianie – ale tu odjazdowo
Milo nie ma problemu z odwiedzinami w poprawczaku. Do tej pory kilka razy wpadał tam, żeby pogadać z wychowawcami. – Teraz rozmawiam z nimi jak równy z równym. Tak jest lepiej. Chłopaków z moich czasów już oczywiście nie ma, ale sam zakład niewiele się zmienił – mówi. – Tylko ta wasza kaplica jest teraz odjazdowa – ocenia, stając w progu. Kiedy wychodził na wolność, kaplica była jeszcze jedną salą, różniącą się od pozostałych jedynie wyposażeniem. Dzisiaj jest inaczej. Ściany i okna pomieszczenia przedstawiają prawdę o ludzkiej kondycji i więzi, jaka istnieje między doczesnością a niebem, między człowiekiem a Bogiem. – Jezus już umarł – rzuca Milo. Tak. Zabili Go z nienawiści do Boga, który był zbyt bliski, zbyt wrażliwy i za bardzo zaskakujący, żeby można Go było przyjąć. Zabili Go, bo doprowadził ich do szału zaślepienia. Jego Dobra Nowina była za dobra. Nie umieli się zgodzić na Ojca, który kocha marnotrawnych synów, który zaprasza do siebie złodziei i prostytutki, który nie przejmuje się scenariuszem zbawienia podyktowanym przez ludzkie ambicje i stereotypy. Jezus oddał swoje życie i pochyla się nad życiem człowieka. Schodzi do otchłani. Wychodzi na spotkanie z człowiekiem. Chwyta go za rękę mocno, jak tylko On to potrafi, i wyciąga z grobu. Za Adamem i Ewą idą wszystkie pokolenia – od początku świata aż po dzisiaj. Milo patrzy na scenę rozgrywającą się w poprawczakowej kaplicy i uśmiecha się na myśl o tym, że Bóg także jego trzyma za rękę. Przekonał się o tym nieraz. Wyrwał go przecież z grobu pokiereszowanego dzieciństwa. Wyrwał z amoku buntu. Przeprowadził przez mrok rozpaczy i próby samobójczej. Po co? Żeby zapragnął światła.
Chłopak jednak mruży oczy. Przymyka powieki, bo ciągle nie jest przygotowany na jasność. Spogląda w okno, którego kraty rzucają złowrogi cień do wnętrza kaplicy. Jest wolny. Kraty nie są więzieniem. Nie dla niego. – Jestem wolny – rzuca. – Ja też tutaj byłem, ale dawno temu. Jestem wolny – odwraca się, żeby wyjść na świeże powietrze. Odetchnąć światem i zanieść swoje CV do biura. – Życie może się udać, tylko trzeba dać Mu szansę – mruczy pod nosem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).