Nie iść na skróty

Wydawnictwo JUT Ścieżkami wiary. Rozmowy o wierze, miłości i życiu

Krzysztof Ziemiec: Prawdę mówiąc, w życiu nadal pragnę najbardziej tego, czym się wówczas obroniłem.

Pomocna dłoń jest bardzo istotna. Wcale nie najbardziej taka z kopertą z banknotami, tylko często niewidoczna. Coś, co pozwala choremu zdać sobie sprawę, że ktoś na niego czeka, że jest komuś potrzebny, a to, że dzisiaj jest chory i niedołężny, nie znaczy, że tak będzie zawsze. Nawet jeśli już nie wróci do pełnej sprawności, to musi wiedzieć, że ktoś nadal będzie cenił jego osobę i zdolności czy samą obecność. To jest niezwykle ważne.

Życie toczy się dalej

Wypadki bardzo często działają pozytywnie na ludzi zagubionych, złych, zepsutych, kiedyś byśmy powiedzieli – birbantów, ponieważ ich często zmieniają. Sam nie byłem kimś takim, więc dla mnie to stanowiło tym większe wyzwanie, bo muszę zmienić w sobie coś innego. Cały czas sam siebie pytam, co takiego. Jest mi znacznie trudniej odpowiedzieć na to pytanie niż ludziom, którzy byli np. hazardzistami i nagle po wypadku zaczęli żyć uczciwie i kochać rodzinę. Nie mam wątpliwości, że otrzymałem drugie życie i muszę je dobrze wykorzystać. Otarłem się o śmierć i wiem, jak kruche i cenne jest życie.

Skutki wypadku, przede wszystkim psychiczne, będę odczuwał już zawsze. Mam wrażenie, że stałem się osobą mniej waleczną, troszkę wycofaną, a mój zawód jest taki, że trzeba się ciągle rozpychać łokciami. Ponieważ dotknąłem tego, co znajduje się „poza” życiem na ziemi, stałem się bardziej wyrozumiały i z jeszcze większą pokorą przyjmuję wszystko na zasadzie kolejnego krzyża. Już się o swoje tak nie wykłócam, jak może kiedyś.

Fizycznie jestem niemal w pełni sił. Ale nie mogę długo stać, ponieważ mam zniszczone naczynia krwionośne. Gdy długo stoję, puchną mi nogi, bo nie mam dobrego krążenia. To jest ból, który rozsadza wszystko, ale da się z tym żyć. Jak człowiek zdaje sobie sprawę, że było dużo gorzej i jeszcze kiedyś może być, to wie, że trzeba się cieszyć z tego, jak jest. Gdy zaczynam narzekać, żona pyta: „A pamiętasz, co mówiłeś? Mówiłeś, że nie będziesz narzekał!”. Wtedy przychodzi otrzeźwienie i przestaję zrzędzić.

Mimo wszystko już zapominam o pożarze. Nie wypieram tego na siłę, ale po prostu mózg wyrzuca to, co jest niepotrzebne, bo życie toczy się dalej. W moim odczuciu ostatnio toczy się za szybko. Czasami ludzie pytają, jak zdrowie, a ja odpowiadam: „Ale co się stało?”. Zapominam, o co im chodzi. Już tak wszystko poszło do przodu, że teraz myślę w kategoriach, co jeszcze mnie czeka, a nie o tym, co minęło. Napotykam dużo różnych wyzwań i zastanawiam się, czy wystarczy mi czasu i sił.

Płakaliśmy wszyscy razem

Po wypadku na różne sposoby pomagało mi bardzo wiele osób. Później chciałem im wszystkim podziękować. Postanowiłem zaprosić wszystkich na Mszę Świętą w pierwszą rocznicę pożaru. W ten sposób pragnąłem jednocześnie okazać wdzięczność Bogu za opiekę i znajomym za pomoc.

Gdyby Msza odbywała się w zwykłym kościele, pewnie wszystko „rozpłynęłoby się” i nie doświadczylibyśmy prywatności. Na szczęście z pomocą przyszedł ksiądz, który dysponował mało używaną kaplicą. Spotkaliśmy się w niej wyłącznie w gronie osób, które przybyły specjalnie na tę uroczystość. Po Eucharystii chciałem wyrazić podziękowanie, ale ze wzruszenia zabrakło mi głosu i nie potrafiłem z siebie nic wydusić. Mam nadzieję, że pierwszy i ostatni raz coś takiego mi się przytrafiło. Najpierw ja się rozpłakałem, potem oni i ostatecznie płakaliśmy wszyscy razem...

«« | « | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | » | »»

Reklama

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7