Przed laicyzacją najlepiej chroni modlitwa kontemplacyjna, trzeba zacząć uczyć jej wiernych w parafiach i dzieci w rodzinach. To ostatni dzwonek, za pięć lat będzie już za późno – mówi w wywiadzie dla KAI ks. dr Andrzej Muszala, inicjator Pustelni w Beskidzie Małym.
Jan Paweł II pisał, że chrześcijanie powinni wypłynąć na głębię, obecny papież, gdy był w Polsce powiedział, że księża powinni być ludźmi modlitwy. Jak uczyć ludzi odnaleźć żywego Boga? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to jakaś ekstrawagancja, bo pustynia to miejsce ekskluzywne.
– To nie jest ekskluzywizm, bo – jak pisze św. Jan od Krzyża – Bóg wszystkich chce doprowadzić do zjednoczenia ze sobą, tylko niewiele znajduje takich naczyń, które wytrzymują Jego działanie. Każdy ksiądz powie, że się modli, że gromadzi ludzi na modlitwie, bo odprawia Mszę św., katechizuje, prowadzi różaniec. To prawda – to wszystko jest modlitwa, tylko trzeba pamiętać o jednym: Jezus modlił się na dwa sposoby: uczestniczył w modlitwie liturgicznej i kulcie (chodził do synagogi, świątyni), ale też codziennie usuwał się na miejsce odosobnione lub na pustynię.
Można uczyć takiej modlitwy duże grupy ludzi? Np. w parafiach, uwzględniać to w programach duszpasterskich?
– We Francji modlitwa w ciszy to standard – tak jak u nas różaniec. Coś, co leży u podstaw większości tzw. „nowych wspólnot”. To także podstawowa czynność księdza, który zawsze winien zaczynać od siebie. „Karmię was tym, czym sam żyję” – pisał kiedyś św. Augustyn. Kard. Lustiger tak zorganizował formację w paryskim seminarium, że pierwszy rok w ogóle poświęcony jest formacji modlitewnej i duchowej. Każdy kleryk modli się godzinę w ciszy. Cały rok. A potem następne lata, aż to wejdzie mu w krew. Przebywając w jednym z tamtejszych domów formacyjnych mogłem stwierdzić, że klerycy nie mieli określonych godzin na modlitwę wewnętrzną w rozkładzie dnia, tak jak to jest w Polsce, tylko sami dbali o to, żeby spędzić odpowiednio wiele czasu z Jezusem. Wracali po zajęciach i szli do kaplicy.
Jeżeli ksiądz zacznie sam się modlić w ciszy (i jest do tego przekonany), to mamy zrobioną najważniejszą rzecz. Nie boi się otworzyć kościoła, iść do niego poza nabożeństwami, mówić o modlitwie w swoich kazaniach. Ludzie po roku-dwóch uznają, że ten gość jest niesamowity, bo ich prowadzi do Boga. Nie remontuje tylko płotów i posadzek w kościele, w każdym razie nie to jest najważniejsze w jego działalności. Jeżeli Jan Vianney zupełnie zmienił swoją parafię i prości chłopi przychodzili po pracy na adorację, to dlatego, że sam to pierwszy robił. Jeżeli ksiądz nie idzie codziennie na swoją pustynię, to jego owce też tam nie będą chodzić, chyba że same zaczną czegoś z boku szukać.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.