Zakon Szpitalny św. Jana Bożego, pełniący posługę chorym i cierpiącym, rozpoczął niedawno jubileusz 400-lecia swojego istnienia w Polsce i Krakowie. Być może owocem tej rocznicy będzie powstanie ośrodka szkoleniowego dla kapelanów szpitalnych.
Pomysł ma źródło w charyzmacie zakonu. Bonifratrzy, oprócz ślubów posłuszeństwa, czystości i ubóstwa, składają również ślub szpitalnictwa, który realizują nie tylko poprzez bezpośrednią pomoc medyczną. Są także lekarzami dusz. – Rozmowy z pacjentami, rodzinami chorych i z samymi kapelami szpitalnymi pokazują, że do tej posługi potrzebne są osoby dobrze przygotowane. Część księży decyduje się na pracę z chorymi z potrzeby własnego serca. Inni trafiają do szpitala z nominacji – mówi lek. med. Marek Krobicki, dyrektor Szpitala Zakonu Bonifratrów św. Jana Grandego w Krakowie. – Jeśli jednak ktoś nie czuje w sobie takiego powołania, to szybko okazuje się, że ogrom cierpienia, z którym codziennie się styka, przerasta go. Zdarza się, że kapelan przeżywa wtedy własny dramat. Nie jest w stanie prawdziwie pomóc potrzebującym, jeśli myśli tylko o tym, by jak najszybciej przejść przez wszystkie oddziały i wyjść ze szpitala – dodaje dyr. Krobicki.
Najpiękniejszy kościół
Rozpoczęcie roku jubileuszowego zakonu bonifratrów stało się więc dobrą okazją do podjęcia ważnej inicjatywy – trzeba stworzyć miejsce, w którym kapłani (zarówno ci, którzy już są kapelanami, jak i ci, którzy dopiero myślą o podjęciu tej posługi) będą mogli pogłębić wiedzę psychologiczną, medyczną i wymienić się doświadczeniami. – Ośrodek, który roboczo nazwaliśmy „Bracia, Czyńcie Dobro – Szkoła Kapelanów Szpitali św. Jana Bożego”, ma pełnić funkcję szkoleniowo-konsultacyjno-formacyjną. Jednak o jego ostatecznym kształcie zadecydują efekty dyskusji, która potrwa do marca przyszłego roku (zorganizowana zostanie wtedy konferencja pt. „Kapelan szpitalny – posłaniec miłosierdzia”) – wyjaśnia dyr. Krobicki.
Co o pomyśle sądzą sami zainteresowani? – Uważam, że każda diecezja powinna mieć swój ośrodek szkoleniowy dla kapelanów szpitalnych. W Polsce w zakresie duszpasterstwa sanitarnego jest jeszcze wiele do zrobienia. Mówi się, że chorzy są największym skarbem Kościoła. Powinni więc być otaczani szczególną troską – mówi o. Stanisław Wysocki, karmelita, kapelan krakowskiego Szpitala im. J. Dietla. – Osiem lat pracowałem jako kapelan w rzymskim szpitalu. Tam biskupi (a nawet sam papież) często i chętnie, bez zaproszenia, przychodzą do szpitali i spotykają się z chorymi. Do dziś pamiętam słowa jednego z biskupów, które mogą być mottem duszpasterstwa chorych: „Szpital jest największym i najpiękniejszym kościołem. Tu chorzy, leżący na każdym łóżku, składają Bogu ofiarę swoim cierpieniem” - dodaje o. Wysocki.
Kapłan od życiowych rozmów
Zdaniem o. Stanisława, dobry kapelan powinien wiedzieć, że jego praca nie polega tylko na odprawieniu jednej Mszy św. dziennie i przejściu przez wszystkie oddziały z Komunią św. Nie można się też ograniczać do mechanicznego spowiadania i udzielania sakramentu namaszczenia chorych. – Ta praca dotyka życia i ludzkich dramatów. Kiedy osiem lat temu przyszedłem tu po raz pierwszy, to – idąc śladami poprzednika – zjawiłem się o godz. 5.30 rano. Okazało się, że wszyscy jeszcze śpią. Budziłem więc pacjentów i przeszkadzałem w toalecie. To było krępujące. Postanowiłem, że z Panem Jezusem będę chodził o takiej porze, żeby nie być intruzem, tylko gościem – opowiada. I przekonuje, że w szpitalu potrzeba ogromnego zaangażowania w pracę, bo tam, gdzie jest cierpienie i śmierć, żyje się inaczej… – Życiowe rozmowy i spowiedzi trwają godzinami. Potrzebują ich zarówno chorzy, jak i ich rodziny oraz personel szpitala. Jeżeli kapelan jest dyspozycyjny, pogodny i otwarty na człowieka, to chętnych do rozmowy nigdy nie brakuje, a pracy wystarczyłoby nawet dla kilku kapłanów – mówi o. Wysocki.
– Pracę wśród chorych ciężko porównać do wzniosłych czynów, jak np. do budowy materialnego kościoła czy odnawiania polichromii. Szpitalna posługa jest budowaniem kościoła duchowego, polega na jednoczeniu ludzi z Bogiem. To takie małe-wielkie perełki, których nie widać gołym okiem. Są sytuacje, gdy trzeba uszanować czyjś wybór, nie namawiać na siłę do spowiedzi, ale pokazać swoją otwartość i czekać – mówi o. Piotr Telma, bonifrater, kapelan krakowskiego Szpitala Bonifratrów. – Aby kapelan był skutecznym posłańcem miłosierdzia, to sam musi z tego miłosierdzia czerpać. Inaczej chorzy szybko zauważą, że to nie jest ksiądz, który żyje wiarą. Powstanie ośrodka szkoleniowego dla kapelanów jest bardzo potrzebne. Trzeba, aby posługa kapelańska została w pełni doceniona. Ważne będzie tu stanowisko Episkopatu – dodaje o. Piotr.
Wrażliwość i pokora
– Kapelan ma być częścią zespołu terapeutycznego. Byłoby dobrze, gdyby znał podstawy wiedzy pielęgniarskiej i medycznej (w tym specyfikę czterech głównych specjalizacji), by orientował się w zakresie prawodawstwa szpitalnego. Najważniejsza jest jednak wiedza psychologiczna i umiejętne komunikowanie się z drugim człowiekiem. Zdarza się, że to właśnie kapelan odgrywa decydującą rolę w czyimś powrocie do zdrowia (pomagając np. przyjąć dramatyczną decyzję o konieczności amputowania kończyny) – wyjaśnia dyr. Marek Krobicki. – Mówiąc najprościej – potrzebni są wrażliwi ludzie z „powerem”, którzy potrafią odnaleźć się w swojej roli, nie wyrządzając nikomu (nieświadomie!) krzywdy – podkreśla.
W szpitalnej posłudze sprawdza się człowieczeństwo Kościoła i kapelana, bo chory nie potrzebuje wyjaśniania teologicznego rozumienia cierpienia. Potrzebuje natomiast podtrzymania nadziei, dodania sił do walki, a czasem tylko życzliwego uśmiechu. O. Stanisław Wysocki wychodzi z założenia, że człowiek radosny łatwiej zdrowieje, dlatego tak wypełnia czas pacjentów, żeby zapominali o chorobie. – W niedzielne popołudnia wyświetlam w kaplicy filmy, z okazji świąt proszę szkoły o laurki dla chorych i zapraszam uczniów szkoły muzycznej, żeby coś zagrali. W Boże Narodzenie są małe prezenciki, a w Wielkanoc dzielimy się jajkiem – opowiada. – Ośrodek szkoleniowy powinien wyrabiać w kapłanach pokorę. Ona jest potrzebna w zetknięciu się z cierpieniem. Jezus nikomu nie mówił, żeby mu ustąpić miejsca i paść na kolana. Jeśli chory leży, to należy to uszanować, a nie krzyczeć, że ma się podnieść, aby przyjąć Komunię św. Trzeba uważać, by nie zrobić więcej szkody niż pożytku, oddalając kogoś od Boga - podkreśla o. Stanisław.
Samarytanin nie działa sam
Zarówno dyr. Krobicki, jak i kapelani zauważają, że najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie możliwości ciągłego doskonalenia się kapłanów, którzy pracują z chorymi. – W Rzymie mieliśmy permanentną formację kapelanów. Raz w miesiącu wszyscy spotykali się na Lateranie. Była modlitwa, konferencje na ciekawe tematy (np. bioetyczne), dyskusje, rozmowa z biskupem – opowiada o. Wysocki.
Wszyscy podkreślają też konieczność zadbania o możliwość odpoczynku (a jest z tym duży problem!), bo są dni, w których nawet najlepszemu kapelanowi brakuje sił. Ciężko jest wtedy podjąć próbę odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego mnie to spotyka?”. A to pytanie snuje się po szpitalnych korytarzach jak poranna mgła i dotyka wszystkich. Czasem jest wypowiedziane, czasem pozostaje nieme, ale można je wyczytać z oczu. – Wśród ludzi dorosłych ciągle istnieje przekonanie, że cierpienie jest karą Boga. Moja odpowiedź na to jest taka: jeśli dobry i miłosierny Bóg, który się o nas troszczy i chce naszego zbawienia, tak traktuje swoje dziecko, to ja się pierwszy z tej „partii” wypisuję! Każdy z nas niesie swój krzyż, warto więc uczynić z cierpienia modlitwę, ofiarować go Bogu i prosić o potrzebne siły – przekonuje o. Wysocki.
Nie ma wątpliwości, że szpitalni kapelani są kimś na wzór miłosiernego Samarytanina. Zatrzymują się przy cierpieniu człowieka, by nieść mu szeroko rozumianą pomoc. Samarytanin nie działał jednak sam: znalazł gospodę i dobrych ludzi, którym powierzył rannego. Potrzebne jest więc jeszcze większe zaangażowanie świeckich, którzy rozumieją potrzebę wyobraźni miłosierdzia. Ona ma przenikać poza szpitalne mury, do rodzin i wspólnot parafialnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.