Siostra Rafała od prawie pół wieku mieszka w Ziemi Świętej. Wychowała tam już 400 dzieci: sieroty, uchodźców, dzieci ulicy z Palestyny, Etiopii, południowej Afryki, a nawet z USA. Byli wśród nich mali chrześcijanie i muzułmanie.
Przywiązał się do nas chłopczyk sierota – opowiada s. Rafała. – Pewnego dnia zniknął. Wrócił do nas, do Jerozolimy, wychudzony. „Szukałem matki” – powiedział. „Jak mógłbyś rozpoznać swoją matkę, skoro jej nigdy nie znałeś?” – pytały siostry. „Poszedłem pieszo do Ammanu (400 km od Jerozolimy!) i szukałem najpiękniejszej kobiety na świecie. Ale nie znalazłem” – odpowiedział.
Zakonnica z jaskini
– Kiedy przyjechałam do Jerozolimy, mieszkałam przez pewien czas w namiotach, a nawet w jaskini. Było fajnie, nie trzeba było sprzątać – śmieje się elżbietanka. Od razu widać, że to misjonarka z krwi i kości, twarda jak kawaleryjski rzemień. Stopniowo budowała ze współsiostrami sierociniec „Dom Pokoju” na Górze Oliwnej w Jerozolimie. Nie było lekko. W domu mieszkało naraz do 40 dzieci. I choć spotykały się z życzliwością sąsiadów, którzy nieraz przynosili im jedzenie, to jednak często brakowało im pieniędzy. – Kiedyś uciekłyśmy z domu, bo miał przyjść wierzyciel, a my nie miałyśmy pieniędzy, żeby mu oddać. Na ulicy zatrzymał się samochód. Wysiadł z niego jakiś mężczyzna. „Siostry z Polski?” – zapytał i dał nam tysiąc dolarów. To było dokładnie tyle, ile potrzebowałyśmy – opowiada s. Rafała. Dlatego dziś, gdy w Betlejem buduje kolejny dom dla sierot i szperających w śmietnikach dzieci ulicy, jej metoda na pozyskanie finansów jest prosta: „Trzeba szukać i modlić się, ale więcej modlić się, niż szukać”.
Gdzie węże i żmije
„Dom Pokoju” w Jerozolimie przestał wystarczać, gdy Betlejem, położone zaledwie 8–10 km od Jerozolimy, zostało od niej oddzielone, pilnie strzeżonym przez izraelskie wojsko, 8-metrowym murem, który ma chronić żydowską część Izraela przed potencjalnymi zamachowcami wywodzącymi się z Autonomii Palestyńskiej. Efekt uboczny jest taki, że arabskim dzieciom trudno jest dostać się do elżbietanek na Górze Oliwnej w Jerozolimie. Siostry zdobyły więc w Betlejem grunt na skalistym zboczu. Oblały go najpierw ropą i podpaliły, żeby przepłoszyć węże, żmije i inną gadzinę. – Tu, gdzie jesteśmy, za czasów Jezusa znajdowało się prawdopodobnie stare Betlejem. To tu Święta Rodzina nie znalazła gościny – mówi s. Rafała i zaskakująco sprawnie, jak na niemłodą już kobietę, zbiega po skalistej stromiźnie do miejsca, w którym znajduje się zasypana obecnie jaskinia. Siostra planuje uczynić z niej miejsce spotkań i modlitwy. Planuje też, że do Betlejem mogłyby przyjeżdżać ubogie dzieci z Polski. Byłaby to dla nich atrakcja, a dla chrześcijańskich dzieci palestyńskich okazja do umocnienia w wierze. W Autonomii Palestyńskiej dzieci są uczone w szkołach publicznych wyłącznie religii muzułmańskiej.
– Czasem spotykam tu dzieci, które mówią, że są chrześcijanami. Pytam, co wiedzą o chrześcijaństwie. Mówią, że nic; że noszą tylko krzyżyk na szyi – mówi siostra.
Siostra umiera, nie wiemy dlaczego
Dziś dom w Betlejem jest już prawie gotowy. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych sfinansowało budowę jego cysterny na wodę, pomagają elżbietanki i inni darczyńcy z Polski. Kiedyś miejsce to odwiedził abp Stanisław Gądecki. – To nie jest już tylko sprawa s. Rafały. To sprawa Polski – powiedział.
Jeszcze rok i pierwsi lokatorzy wprowadzą się do betlejemskiego domu. Potrzeba jednak sporo pieniędzy, by wyposażyć surowy na razie budynek. Można je przekazywać na konto, którego numer podajemy poniżej. Potrzeba też sił, a tych s. Rafała ma coraz mniej. Niedawno przeszła zdrowotne załamanie. – Niech siostra jedzie do Polski, bo siostra umiera, a my nie wiemy dlaczego – mówili miejscowi lekarze elżbietance, która nie była w stanie wstać z inwalidzkiego wózka. Pojechała. W kraju medycy przebadali ją od stóp do głów. Nic nie znaleźli. A ja i bez tomografów widziałem, że to nie choroba, ale praca ponad siły i pełne oddanie ubogim dzieciom nadwyrężyły zdrowie elżbietanki. Dziś siostra znów biega po budowie jak nastolatka. Czasem tylko, gdy uchyli ciemnych okularów, w jej bladoniebieskich oczach widać potężne zmęczenie. Ale błyszczy w nich także pełna determinacja. Jedno jest pewne: ona nie spocznie, dopóki ostatnie dziecko w Ziemi Świętej nie znajdzie odrobiny serca.
Pomóż
Datki na budowę sierocińca można przekazywać na konto:
Zgromadzenie Sióstr Świętej Elżbiety, Prowincja Poznańska
ul. Łąkowa 1, 61-878 Poznań
bank BZ WBK, nr 44 1090 1854 0000 0001 0751 0361
z dopiskiem: „Na sierociniec na Górze Oliwnej”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.