Od kilku lat bracia z Taizé przecierają oczy ze zdumienia. Malutka wioska w Burgundii przeżywa prawdziwy najazd młodych Szwedów.
Pojechałem z kumplem do Taizé przed rokiem. Razem z nami mieszkało w wojskowym namiocie aż dwudziestu Szwedów. Byliśmy jedynymi Polakami. Nawet animatorkę miałem Szwedkę – uśmiecha się Szymon Babuchowski, nasz redakcyjny kolega. Od kilku lat dziesiątki tysięcy młodych Skandynawów poniżej 30. roku życia przyjeżdża do burgundzkiej wioski, by szukać w niej źródeł ciszy i modlitwy. – Skąd się oni biorą? – drapali się po głowie bracia w białych habitach. Przecież Szwecja jest jednym z najbardziej laickich krajów świata. Nie wypada w niej mówić o Bogu.
– Najwięcej Szwedów przyjeżdża w maju. Mają tu swój szwedzki tydzień. Wtedy całe Taizé jest żółto-niebieskie – opowiadają pracujące w wiosce polskie urszulanki.
Zakochany pastor
Coraz częściej mówi się o renesansie chrześcijaństwa w całej zsekularyzowanej Skandynawii, jednak gdy odwiedza się Taizé, trudno oprzeć się wrażeniu, że odrodzenie to dotyczy w głównej mierze Szwecji. Wielu młodych przyjeżdża do Francji razem z Larsem Nilssonem, pastorem z Söderhamn.
– Urzekła mnie atmosfera tego miejsca. Zakochałem się po prostu – opowiada duchowny. – W 1994 roku mój przyjaciel, pastor, poprosił, bym razem z nim modlił się tutaj o uzdrowienie jego żony.
Przyjechałem ze względu na niego, ale tak mnie uderzył klimat tego miejsca, że zakochałem się w nim. Bóg przemawia tu do mnie silniej niż gdzie indziej. Żona mojego przyjaciela wyzdrowiała, a ja wciąż tu przyjeżdżam i przywożę ze sobą młodzież. Szwecja jest zsekularyzowana, ale nie ateistyczna. Pięćdziesiąt lat temu Szwedzi bardzo zdecydowanie odwrócili się od wiary. Jednak w latach osiemdziesiątych problemy, które niosło życie, tak ich przytłoczyły, że sami zaczęli szukać Boga. To było fantastyczne. To był punkt zwrotny. Myślę, że te tłumy – głównie młodych – Szwedów w Taizé to następstwo tamtego przełomu. Wielu z nich właśnie tu odnajduje drogę do Boga.
Czy trudno być człowiekiem wierzącym w Szwecji? Pastor Lars Nilsson odpowiada: – Myślę, że nie. W latach 50. owszem, wierzący byli postrzegani jako śmieszni, staroświeccy, zabobonni. Dziś jednak są odbierani jako atrakcyjni, interesujący, bo nie są powierzchowni, zgłębiają swoją duchowość, szukają sensu życia. Niedawno głośno było w mediach o sprawie deputowanego do Parlamentu Europejskiego Rocco Buttiglionego, który odwołał się do swej wiary i przez to miał kłopoty. U nas – w kraju, który uchodzi ponoć za ateistyczny – takie rzeczy nie mają miejsca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.