Czerwony krzyż na czarnym habicie, to ich znak rozpoznawczy. Św. Kamil chciał, żeby ten znak nadziei widzieli ci, nad którymi pochylają się zakonnicy. A na pytanie o niego, mogli odpowiedzieć: to krzyż koloru krwi Zbawiciela.
Imana yakoze znaczy „to Bóg uczynił”. Tak Rwandyjczycy z Nyakinamy dziękowali czytelnikom „Małego Gościa” za wyremontowanie szkoły. Dzięki akcji „Wyremontuj szkołę w Rwandzie” 1300 dzieci właśnie rozpoczęło nowy rok szkolny w odnowionej placówce.
– Nie znosił sztucznych kwiatów. A już zwłaszcza w kościele. Mawiał, że „sztuczne kwiaty to sztuczna wiara” – mówi ks. dr Leszek Jażdżewski, historyk.
Wielu chciałoby, by religijne praktyki załatwić szybko i by religia nie wtrącała się za bardzo do życia. Duchowe dzieci Stygmatyka modlą się długo, żyją bezkompromisowo i rozwijają się na potęgę.
Marzena i Mirosław Sikorowie są przekonani, że jedność i miłość małżeńska, oparta na Bogu, stwarza najlepsze warunki do wychowania dzieci i, jak mówią, nie trzeba wtedy „superniań”.
O pracy duszpasterskiej w peruwiańskim Iquitos, wyprawie życia i nauce cierpliwości opowiada ks. Paweł Stanios – Padre Pablo.
A skoro wszystkiego się nie upilnuje, to cóż? No to wszystkie Hanie, Grześki, Jaśki i Maje trzeba wyposażyć w pierwszych latach życia w mechanizmy odpornościowe. I do tego nie jesteśmy jako społeczeństwo przygotowani.
Nie sposób rozmawiać o powołaniu kapłańskim, by nie odwiedzić w diecezji miejsca, w którym może ono rozwijać się i dojrzewać – Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu.
Kiedy w ogniu stanął drewniany kościół, na ratunek ruszyli wszyscy strażacy z Trójwsi. Z jednakową odwagą i sercem wspierali ich ratownicy z całej okolicy, bez względu na wyznanie. – Bo to jest tak, jakby się ratowało kogoś z najbliższej rodziny – mówią o pożarze świątyni druhowie z istebniańskich Ochotniczych Straży Pożarnych. Oni ratowali Pana Jezusa…
– Taki był nasz wujek biskup: mistyk, uczony, poliglota, zakochany w Panu Bogu, a jednocześnie człowiek z wielkim humorem – to zdanie siostrzenicy sługi Bożego bp. Wilhelma Pluty dobrze go opisuje. Właśnie kończy się diecezjalny etap jego procesu beatyfikacyjnego.
Elżbieta gorszyła otoczenie. Gdy jej mąż, landgraf Ludwik, wracał do zamku, rzucała mu się na szyję i całowała w usta. Wielokrotnie! Przy ludziach!