Lectio divina nie jest kolejną metodą modlitwy, ale to pewna duchowość życia. Jest to droga, która - jeżeli na nią wejdziemy - doprowadzi nas do życia, ponieważ „Słowo jest żywe”, dosłownie „żyjące”.
Pierwszym miejscem uczenia się nadziei jest modlitwa, podkreśla Benedykt XVI. Ona bowiem poszerza nasze serca i oczyszcza je, aby były zdolne przyjąć dar Boga. Modlący się nigdy nie jest samotny.
Czego możemy być pewni, gdy chodzi o przyszłość? Lepszego świata? Lepszych czasów? Skąd czerpać nadzieję, która daje siłę, by stawić czoła teraźniejszości. Trudnej, a często bardzo trudnej.
...ostatecznym oczywiście. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie – wzdychamy. Jednak czujemy przez skórę, że niesprawiedliwość nie może być ostatnim słowem. Nadzieja w Bogu, który za dobro wynagradza, a za zło karze.
Gdy dopada nas cierpienie, szukamy pociechy w Bogu. Cierpienie staje się wtedy „szkołą nadziei”. Benedykt XVI idzie dalej. Zaprasza, by w samym cierpieniu dostrzec niezbędny wymiar człowieczeństwa i godzić się na nie ze względu na miłość i prawdę.
Odpowiedź przyszła, gdy siedzieli przed kawałkiem chleba. To wtedy Bóg rozwiał ich wątpliwości.
– Przez lata myślałam, że finanse to strefa cienia, którą trzeba oddzielać od wiary. Gdy usłyszałam, że dobrobyt może być Boży, to było jak trzęsienie ziemi – wyznaje Alena Antosz-Firek.
Ilekroć mówimy: „kocham”, mamy nadzieję, że miłość, którą wyznajemy, jest nie tylko prawdziwa, ale także wieczna...
Wielu ludzi, zarówno w Kościele, jak i poza nim, nigdy nie usłyszało Dobrej Nowiny. Opacznie pojęli ją nie tylko ateiści.
Przepraszasz, że żyjesz? Usuwasz się w cień za sceną, by nie skupiać na sobie uwagi tłumu? Nie, to nie jest pokora. Nie chodzi o to, by myśleć o sobie lepiej czy gorzej, ale by myśleć o sobie rzadziej.