Wiem, że życie i świat wokół nas zastawia nieprzewidywalne pułapki. Wszakże dobry start to ponoć połowa sukcesu. Dobrego startu wszystkim dzieciom życzę! Tak na początek Adwentu, razem z maleńkim Jezusem.
Dostałem MMS-a. Pucołowaty, rumiany człowieczek. I tekst: „Jan Paweł 3820 i 54 cm”. Tym razem nie od parafianki, a od koleżanki z pracy. Zresztą – nieistotne. Ważne, że światu objawił się nowy człowiek. Bo mama Jana Pawła tego właśnie określenia używa: objawił się.
Jasne, początek dokonał się o wiele wcześniej. Nowe życie wzrastało, krzepło, nabierało kształtu człowieka. Aż przyszedł moment objawienia się nowego człowieka światu. Tydzień później kolejny MMS. Mały na półleżąco, oczy szeroko otwarte, jakby patrzyły w nieodgadnioną dal i coś w niej widziały. Mina poważna. Tekst: „JPP myśli...” Odpisałem: O czym? Po chwili odpowiedź: „Jakąś pewnie dziecięcą encyklikę tworzy :)”. Rozumiem, to nie żart. Przecież w tym małym człowieku drzemie nie mały, lecz po prostu: człowiek. On już od dziewięciu miesięcy, a pewnie o wiele wcześniej, „nasiąkał” duchowym życiem mamy, taty i czwórki rodzeństwa. Chłonął atmosferę domu i miejsc, gdzie mama zabierała go w sobie. Uspokajał się miłością całego otoczenia. A jeśli, nie daj Bóg, jakieś chwile zadrażnień się zdarzyły, kulił się pewnie w swoim zamkniętym, małym domu pod maminym sercem. Uspokajał się i rozluźniał, gdy to serce zaczynało znowu bić miarowo i spokojnie.
Nie pamiętam, jak to było 69 lat temu... Musiałem wtedy mieć wiele powodów, by kulić się z przerażeniem pod maminym sercem. Kończyła się wojna, która rozdzieliła rodziców. Brat także zniknął z domu. Bliscy wywiezieni na Sybir. Straszny huk wysadzonego w jesienną noc wiaduktu... Nie miałem tak dobrze, jak Jan Paweł. Toteż i tych gramów było dużo mniej.
Byłem wikarym u proboszcza. Profesor uniwersytetu, historyk. Miał w duszpasterstwie takie nieszkodliwe hobby. Tak ocenialiśmy to jako wikarzy. Otóż na naukach przedślubnych i przy każdej innej sposobności mówił o prenatalnym wychowaniu dzieci. Prenatalnym – czyli przed urodzeniem. Może i coś w tym jest, jego wywody szkodliwe nie są – komentowaliśmy miedzy sobą. Trzeba było lat pracy wśród ludzi, lat obserwacji – najczęściej niezamierzonej. Otóż trzeba było samemu nabyć doświadczenia, by przyznać, że to stary proboszcz miał rację. Kiedyś widzę, że jedna z parafianek, jakiś już czas po ślubie, jest częściej w kościele. I na Mszy, i tak bez szczególnej okazji. Zagadnąłem ją. Uśmiechnęła się sekretnie, położyła rękę na swoim brzuchu. „Bo wie ksiądz...” – i pokazała palcem na świątynię życia. Wiem... Pobłogosławiłem. Przy chrzcie mały był spokojny, jakby go nic nie dziwiło w przestrzeni kościoła. I tak zostało do dziś, choć minęło już ładnych kilka lat. Takich obserwacji mam sporo. Nie będę pisał o sytuacjach przeciwnych, których też nie brakuje.
Skoro więc mama Jana Pawła nawykła do obserwacji świata, nawykła do myślenia, nawykła do układania spostrzeżeń i wniosków wedle chrześcijańskich idei i ewangelicznych wartości, to pewnie mały rzeczywiście jakąś dziecięcą encyklikę tworzy? Wiem, że życie i świat wokół nas zastawia nieprzewidywalne pułapki. Wszakże dobry start to ponoć połowa sukcesu. Dobrego startu wszystkim dzieciom życzę! Tak na początek Adwentu, razem z maleńkim Jezusem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Leon XIV do abp Wachowskiego: będą cię poznawać nie po słowach, ale po miłości
"Gdy przepisywałam Pismo Święte, trafiałam na słowa, które odniosłam do siebie, do swojego życia".
Nikt nie jest powołany do rozkazywania, wszyscy są powołani do służenia.