Nie ma najmniejszego znaczenia kto jest za a kto przeciw, bo zakaz ten wypływa z prawa Bożego, którego ani żadne głosowanie ani nawet sam papież zmienić nie może.
Na ziemi papież może wszystko,Święty Piotr otrzymał w tej sprawie glejt od Jezusa Chrystusa.W przeszłości papieże postępowali różnie i Kościół się nie zawalił.
Nie, papież nie może wszystkiego. A gdyby ogłosił, że aborcja jest dobrem i można zabijać nienarodzonych? To byłaby zdrada Jezusa i Kościoła. Stałby się jawnym heretykiem. W historii KK byli papieże niegodni, grzeszni. Ale nigdy nie było heretyków. Czy zapowiedź częściowego anulowania przykazania "nie cudzołóż" zmieni ten stan rzeczy? Czy przyszły czasy ostateczne? To pytanie stawia wielu zatroskanych, bo kochających Kościół katolików.
Skąd źródło takich mądrości? Żadnego "glejtu" nie było. Papież ma określoną misję i określone uprawnienia. Ale jest jedynie namiestnikiem - nie ma władzy zmieniać tego, co powiedział Bóg.
Prędzej uwierzył bym w zmianę prawa grawitacji (wszak Pan Bóg nie powiedział o grawitacji nic) niż o nierozerwalności małżeństw (które są nierozerwalne z Boga nakazu i zgodnie z Jego słowami)
Jasne niech Kościół dalej się zajmuje sprawami typu gender, które nic nie wnoszą do Kościoła. A rozwodnicy stoją z dala od Kościoła, bo nikt im nie może otworzyć drzwi. Kościół XXI wieku zajmuje się dalej sobą, zamiast ludźmi !
Oj znawcy, znawcy Tomasz i Tomasz L: KKK się kłania i teologia moralna. Postanowienie poprawy, które jest jednym z warunków dobrej spowiedzi i otrzymania rozgrzeszenia zakłada zerwanie z grzechem i z okazją di grzechu. Osoby mieszkające razem pozostają w stałej okazji do grzechu. Nie jest to żadne bliżej nieokreślone "zerwanie z grzechem", ale bardzo jasno określone. Bywa również sytuacja osób mieszkających razem na tzw. "kocią łapę", ale nie współżyjących (choć to rzadkie bądźmy szczerzy), ale to osobny temat do wyjaśnienia w kontekście spowiedzi. Są tu jeszcze inne aspekty.
Żal za grzechy ma w sobie również oczywiste postanowienie poprawy. Trudno jest uczciwie, prawdziwie żałować za grzech, jednocześnie pragnąc, czy chcąc go dalej czynić.
Skoro tak, to dlaczego 3 warunek dobrej spowiedzi znajdujący się po żalu za grzechy brzmi: mocne postanowienie poprawy? Jakoś żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy nie są w jednym? Nie masz racji.
1450 "Pokuta zobowiązuje grzesznika do dobrowolnego przyjęcia wszystkich jej elementów: żalu w sercu, wyznania ustami, głębokiej pokory, czyli owocnego zadośćuczynienia w postępowaniu"
1451 Wśród aktów penitenta żal za grzechy zajmuje pierwsze miejsce. Jest to "ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości"
Zresztą już to tutaj raz zacytowałem bez podawania źródeł i ten wpis został "zminusowany".
Co Pani sugeruje? Otworzyc szeroko drzwi i wpuscic przez nie piekielne moce? Nigdy Pani nie słyszała o tym jakie to wąskie jest wejscie do Królestwa Bozego? Najwidoczniej nigdy Pani nie czytała Biblii, ani tez zbytnio Nauka Koscioła sie Pani tez nie interesowała.
Tak to jest gdy człowiek tworzy własna religie wg. własnego widzimisie.
chyba coś Ci się kobieto pomyliło!!! też jestem po rozwodzie( wina była męża), ale ponieważ nie weszłam ( i nie zamierzam) w nowy związek, moge normalnie przystępować do komuni!!! raz się ślubuje!!!
Jak widać, na szczęście są kardynałowie, który rozumieją, co zawiera w sobie Pismo św., innymi słowy: jaka jest wola Pana Boga. Myślę, że takie wypowiedzi należy nagłaśniać, propagować, ukazywać, że zadaniem papiestwa i Kościoła w całości jest stać na straży woli Bożej. Zastanawia jednak, że wypowiedzi nieortodoksyjne, liberalne tak szybko przenikają do mediów (że później media robią z nich własny użytek, to już inna sprawa). Jak trafnie zauważył kard. Brandmueller - Pismo św. nie ma daty ważności, więc obowiązywać będzie aż do końca czasów. Brawo! Walczyć trzeba także celnymi, chwytliwymi hasłami! A mądrym kardynałom życzę dalszej odwagi w ukazywaniu i obronie zamysłu Bożego wobec człowieka.
A co z przebaczeniem, co z miłosierdziem? Czy to nie jest prawo Boże? Czy jest sprawiedliwe odpuszczać najcięższe winy, a jedną życiową pomyłkę traktować jak najgorszą zbrodnię? To straszne piętno.....
Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej
Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
Czy zauważył szanowny "@e" te ostatnie słowa w Ewangelii powyżej zacytowanej? One nie pochodzą od biskupów, kardynałów, papieża ... to powiedział Jezus ...
Może trzeba w końcu przestać grać rolę pokrzywdzonego i zamiast ustawicznie szukać winnych uderzyć się we własne piersi???
KATECHEZY PRZEDŚLUBNE olewałem, do kościoła chodziłem od święta, religię traktowałem jak czary i przymus, żonę zdradzałem, kiedy chciałem, a kiedy odeszła KATASTROFA ... a więc teraz POMYŁKA ŻYCIOWA? Całe moje życie jest jedną wielką pomyłką!!! Czytam Hioba i widzę jak cuchną rany moich grzechów ... I w Bogu znajduję MIŁOSIERDZIE, a On mówi do mnie:
"Ja ciebie nie potępiam. - Idź, ale od tej chwili już nie grzesz."
@TomaszL: obys, bracie nigdy nie stanął przed takim wyborem, obyś nigdy nie zaznał smaku takiej sytuacji i zawsze trwał w swojej niomylności. Domyślam sie, ze zyjesz zgodnie i swiatobliwie.
@TomaszL: wyjasniam - pisząc o stawaniu przed wyborem, miałem na myśli porzucenie bądź nie osoby/osób ktore pokochałeś a które powinieneś zostawić. Jeśli żle myślę, mając na uwadze światobliwość twojego, bracie, życia to zastanawia mnie uczoność twych częstych wypowiedzi. Czyżby wiedza książkowa? Spodziewałem się praktyka, który skutecznie odpiera wszelkie pokusy.
@vanitas: chyba pomysliles wątki, nie piszę o potępianiu (osądzaniu) przez tych co sami dopuścili się przestępstwa. Jeśli moge podchwycić twój styl myślenia: ci, którzy dopóścili się przestępstwa a nawrócili się są tymi z których niebo cieszy się bardziej niż z pozostałych 99 sprawiedliwych. I właśnie, ci nawróceni mogą najwięcej powiedzieć o Bożym miłosierdziu. Twojego 'secundo' nie pojmuję - możesz to bardziej objaśnić?
@zyg - w dorosłym życiu trzeba dokonywać wyborów. I niestety (albo stety) często ten wybór to dosłowne doświadczanie tego co zostało zapisane w Biblii. A tu wskazówek aż nadto - np. ŁK 14.26 czy MT 10.37.
A co do mojej skromnej osoby - wypowiadam się jako grzesznik - praktyk, choć moje doświadczenie osobiste odnosi się do innych elementów życia, niż rozwody, Jednak wiem (choć brzmi to jak pycha), iż słowa Biblii są prawdziwe i mają naprawdę sens. I naprawdę ma sens życie pełnią, bez szukania sobie pozornie lepszych dróżek na skróty.
ps - wiem, bo miałem okazję zobaczyć w realnym życiu jak złe i jak wielopokoleniowe są skutki rozwodu i cudzołóstwa
Miłosierdzie jest w Kościele obecne od zawsze. Problem że wielu współcześnie myli miłosierdzie z akceptacją dla życia w grzechu.
"Pomyłka" przy ślubie jest jak najbardziej odpuszczana, natomiast nie nazwałbym pomyłką życie z inna osoba niż żona/mąż. Raczej jest to życie z premedytacja grzeszenia.
Czy ludzie, którzy żyją ze sobą w związku niesakramentalnym, i tworzą rodzinę (w znaczeniu naturalnym, a nie sakramentalnym) i ich głównym celem życiowym nie jest współżycie seksualne, ale wynikające z potrzeb psychicznych (bo człowiek też ma takie potrzeby) bycie z drugą osobą, opiekowanie się nią, odpowiedzialność za nią, troska o jej dobro (nie pojęte religijnie, ale czysto ludzko), potrzeba poczucia bezpieczeństwa, bliskości fizycznej (nie myślę tu seksualnej), czy możemy jednoznacznie powiedzieć, że tacy ludzie (choć narażają się na grzech i "gorszą" innych) są ze sobą tylko dla grzechu?
@janie - ludzie o których piszesz żyją zapewne szczęśliwie, wzajemnie darzą się uczuciem zwanym przez nich miłością. Mają prawo do takiego życia, do takiego wyboru. I każdy ten ich wybór powinien uszanować.
Ale zaczyna się drobny problem, kiedy ci ludzie żyjąc na wzór małżeński domagają się, aby wbrew Słowu uznać ich życie za pełnoprawny byt w Kościele.
Czyli uznać, iż po pierwsze istnieją jakieś przesłanki, iż grzech cudzołóstwa myłaby nie być takim grzechem. Po drugie zaś uznać, iż postawa małżonków, którzy poprzez życie z inna osoba niż mąż/zona jasno deklarują się, iż nie wierzą w nierozerwalność małżeństwa nie ma wpływu na innych katolików, czyli ich przykład nie zachęca innych do wybranie tej drogi.
Punkt pierwszy przeczyłby Słowu, punkt drugi też. Co wiec jest ważniejsze - szczęście doczesne, czy wierność Słowu i nauce Kościoła?
Pewien człowiek pewnej zimy jechał 90 tam gdzie można było 40. Stracił panowanie, wpadł na przystanek, zabił 7 osób też była "jedna życiowa pomyłka" - do tego mocno niesprawiedliwe, bo (prawie) wszyscy tam jeździli 90, a trafiło na niego. Jak szanowny E widzi - nawet drobna pomyłka miewa czasem skutki których sobie nie wyobrażamy...
Odpuszcza sie najgorsze zbrodnie tak samo jak "życiowe pomyłki" - warunek konieczny - żal za grzech. Mordował w Auschwitz, ale po pewnym czasie zrozumiał co robił i się nawrócił. Żałował, a na dodatek prędzej dał by się sam zabić, niż powtórzyłby to co zrobił (zresztą już wkrótce wykonano na nim wyrok). Sama pomyłka nie wyklucza rozgrzeszenia. Problem pojawia się kiedy za pomyłką idzie chęć ułożenia sobie życia wbrew przykazaniom. To właśnie za to trwanie we "wbrew przykazaniom" traci się możliwość przystępowania do sakramentów.
Dziwi mnie jedno.Czemu większość a nie wszyscy? Część zgadza się na łamanie podstawowych zasad i zezwala na grzeszne życie w konkubinacie? Przykre jest spłycanie jakości wiary. http://www.effatha.org.pl/apologetyka/apologetyka.htm
Czy w takim razie rację mają pary żyjące na kocią łapę? Nie muszą się rozwodzić. Mogą wyznawać swoje grzechy i otrzymywać rozgrzeszenie, no i przyjmować Komunię. Każdy grzesznik ma szansę odstąpić miłosierdzia Bożego. Pan Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa, ale nie pamiętam żeby kogoś potępił czy nie pragną przegranąć i zbawić. Życie ludzkie nie jest prostą drogą. Dlatego Samarytanka choć ma życie, za które pewnie ludzie ją potępiają, odchodzi od Jezusa pocieszona i pełna Ducha Świętego. Może dlatego, że nie wyparła się prawdy o samej sobie. I Prawda ją wyzwoliła.
Janie, co to za pytanie, czy racje mają ludzie żyjący na kocią łapę? Tak jakby jedyną alternatywą był wybór między złem a złem. Nigdy wolą Bożą nie jest grzech i tylko wola Boża jest dla człowieka dobra. Jeśli ktoś szczerze żałuje (np. życia na kocią łapę), to dowodzi tego porzuceniem tego życia - inaczej nie spełnia warunku nawrócenia. A co do kobiety cudzołożnej - to Jezus nie powiedział jej: "Wracaj do partnera". Gdyby to zrobiła po otrzymaniu takiej łaski, jej sytuacja byłaby wielokrotnie gorsza.
Oczywiście, osoby żyjące na kocia łapę mogą przystępować do Komunii św .jak każdy katolik, po odbyciu Sakramentu Pokuty. Dokładnie tak samo, jak osoby żyjące z inną osoba niż mąż/żona.
Żaden katolik nie ma zakazu odbycia Sakramentu Pokuty, tyle że wielu nie chce do odbyć, bo elementami tego Sakramentu są żal za grzechy i mocne postanowienia poprawy.
"Po odbyciu sakramentu pokuty", ale nie dodałeś, że muszą zerwać z grzechem i uporządkować sprawy małżeńskie i seksualne. Osoby mieszkające razem i współżyjące seksualnie (czyli uprawiające nierząd - wg KKK)nie mogą otrzymać rozgrzeszenia, dopóki nie zerwą z grzechem i nie uporządkują tej sytuacji.
Ludek. Nie otrzymają rozgrzeszenia dopóki nie żałują za cudzołóstwo i nie postanowią poprawy. Takie są warunki. Faktem jest że powinno to skutkować uporządkowaniem grzesznej sytuacji, ale bliżej nie określone "zerwanie z grzechem" nie jest warunkiem spowiedzi.
Pokuta zobowiązuje grzesznika do dobrowolnego przyjęcia wszystkich jej elementów: żalu w sercu, wyznania ustami, głębokiej pokory, czyli owocnego zadośćuczynienia w postępowaniu
Wśród aktów penitenta żal za grzechy zajmuje pierwsze miejsce. Jest to "ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości
Ściślej - postanowienie poprawy wynika z żalu za grzechy. Skoro żałuje - to nie będę tego robić. Jeśli jednak nie zamierzam przestać - to nie żałuje...
załóżmy, że wasze słowa spełniają się - tzn códzołożnicy (wszyscy) nawracają się - opuszczają osoby z którymi żyli i starają się wrócić do porzuconych małżonków. Jedni są przyjmowani a drudzy niestety, nie. Tu powstają pytania natury społecznej: co ze zgromadzonym wspólnie z niesakramentalnym współmałżonkiem majątkiem, kto i jak ma to rozdzielić? Jeśli oboje mieszkają razem w domu, który wspólnie nabyli - kto ma ten dom opuścić i gdzie ma pójść? Jeśli związek zaowocował potomstwem, co z dziećmi? Niektórzy proponują tzw białe małżeństwo - niezwykła ofiara - ale czy wszyscy są na to rozwiązanie gotowi? Pytań jest wiele a odpowiedzi mało.
@zyg - o ile rozumiem, jedno "rozstanie" już nastąpiło i wtedy jakoś udało się majątek podzielić. Dobra materialne naprawdę nie stanowią problemu, o ile są na właściwym, czyli ostatnim miejscu.
do Zyg; tak martwisz się o majątek zebrany wspólnie z partnerem nieślubnym, ale są gorsze sytuacje, gdy ktoś odchodząc do partnera nieślubnego OKRADA w ten sposób swojego slubnego małżonka i dzieci: np. nie płaci alimentów na dzieci, albo płaci za mało, bo musi utrzymać nieślubne dzieci i partnerkę. Albo domaga się od porzuconego małżonka spłat za wspólne mieszkanie - czyli podwójnie go okrada: raz z małżeństwa, a drugi raz ze wspólnego dorobku (bo gdyby był wierny, to porzucony małzonek nie musiałby np. sprzedawać mieszkania i pogarszać swojego statusu materialnego).
@rst: nie to mialem na mysli, aczkolwiek i takie sytuacje bywaja. sugerujesz, ze martwie sie o majatek - myslisz sie - nie o majatek mi idzie ale o wykazanie problemu natury spolecznej. Uwazam, ze kazdy przypadek jest zdecydowanie inny i jakiekolwiek uogolnienie nie ma racji bytu. Przecztaj uwaznie co napisalem: załozyłem, ze wołanie o nawrócenie spełniło sie! Zauważam przy tym, ze powstaje wowczas problem, po ludzku nierozwiazywalny, lub bardzo skomplikowany prawnie. Rozwod (ten pierwszy) jest zdecydowanie zly ale jednocześnie zakończenie drugiego związku nie nazwalbym piekna chwila(zwlaszca kiedy ludzie zyli ze soba zgodnie i darzyli sie miłością) i to poruszam - sprawy materialne sa nieodłącznie zwiazane z nasza egzystencja wiec nie mozna ich pominac przysłowiowym wzruszeniem ramion. Łatwo jest kogoś napietnować a trudniej jest tej osobie wskazac konkretne rozwiazania. Splatane ludzkie losy wymagaja Bożego miłosierdzia. Ci grzesznicy czesto nie wiedza jak ma wygladac ich nawrocenie, konkretnie w ich wlasnej sytuacji i czesto bardzo pragna byc blisko Jezusa, moze nawet bardziej niż ci co mogą Go przyjmować codziennie a nie przyjmuja.
Osoby zyjace w konkubinacie (na kocia łape), zyja w stanie premanentnego grzechu cudzołóstwa. Jednym z warunków otrzymania odpuszczenia grzechów jest mocne postanowienie poprawy. Jezeli swiadomie sie tego warunku nie spełnia, spowiedź jest niewazna, a dana osoba do Komunii sw przystepuje w sposób swietokradczy. Czyli krótko mówiąc "Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije." (1Kor 11, 29 )
cudzołóstwa lub nierządu. pytanie czy żyją oni "w stanie permanentnego grzechu cudzołóstwa" czy też w sytuacji, która może prowadzić do grzechu cudzołóstwa lub nierządu? To jest jednak różnica.
@Jan Dobrowolne narażanie się na pokusy - to też grzech ciężki. Ale JEŚLI żyją jako białe małżeństwo i roztropnie unikają pokus to NIE MA PRZESZKÓD by przystępowali do sakramentów. Jedyny problem to zgorszenie publiczne - więc niekoniecznie we własnej parafii.
Nic w Kościele w tym zakresie nie trzeba zmieniać.
@vanitas: czy mozesz dać wiarygodne świadectwo a propos osób żyjących jako tzw białe małżeństwo? Chodzi mi o budujący przykład a nie teoretyczne rozważanie.
Oczywiście dystansujcie się jeszcze bardziej od wiernych a potem dziwicie się niechęci laicyzacji społeczeństwa Powodzenia ... Kto z was jest bez grzechu nie pierwszy będzie przeciw...
Czytaj Ewangelię i żyj nią. A wtedy nie będziesz pisał takich rzeczy, spłycał Ewangelii i nauki Kościoła. To ludzie nie żyjący Ewangelią i przykazaniami dystansują się od Kościoła, gdyż chcieliby żeby to On dostosował się do nich i Ewangelia też, a ma być odwrotnie. Niech zostaną w Kościele ci, którzy naprawdę chcą żyć wiarą i traktują ją poważnie. Nam nie trzeba w Kościele ilości i martwych katolików, udających wierzących od święta. Po co?
Szczęśliwie wszyscy kardynałowie obecni na Konsystorzu otrzymali kapelusze kardynalskie od Jana Pawła lub Benedykta. Dla osób w związkach niesakramentalnych jest miejsce w Kościele. Jest dla nich bardzo wiele miejsca. Ale sytuacja w której się znaleźli trwale odłączyła ich od możliwości uczestniczenia w Komunii. Ale jednocześnie to jest rzeczywiście sprawa "dyscypliny sakramentów". Nie jest to objęte treścią wiary. Zatem nie jest heretykiem, choć mu to imputują ktoś, kto uważa, że można, pod pewnymi warunkami, dopuścić osobę pozostającą w związku niesakramentalnym do sakramentu Komunii. Ale czy jest to słuszne? Nie wydaje mi się. Czy można zmienić nauczanie Kościoła w sprawie nierozerwalności małżeństwa na wzór prawosławia - nie wydaje mi się to możliwe. Choć nie wiem nic o tym, żeby w tym zakresie Kościół Katolicki uważał, że Prawosławie jest w błędzie w swojej praktyce.
Nie jest to "dyscyplina sakramentów" tylko Ewangelia, prawo Boże i moralne, a tu nie ma dyskusji, czy się to komuś podoba czy nie. Tak to wygląda. Dyscypliną jest np. komunia na klęcząco albo na stojąco, do ust czy na rękę. To jest dyscyplina sakramentów. Proszę nie mieszać tych płaszczyzn i pojęć.
Ludek. Ewangelia jest jednoznaczna - cudzołóstwo to grzech. Ale Ewangelia nie mówi, że jest to ZAWSZE grzech śmiertelny. A tylko taki grzech zrywa komunię z Bogiem. Ja również uważam, że nie jest słuszne dopuszczenie osób w związkach niesakramentalnych do komunii. Uważam że jest to presja wynikająca z przemian w obrębie etyki seksualnej zachodzących w świecie i właśnie takie rozwiązanie pomaga zachować ludziom rozeznanie w temacie, przynajmniej tym, którzy chcą słuchać. Rozwód to tragedia i niesie ze sobą destrukcję nie tylko w sensie społecznym ale i duchowym. Ale warto stosować właściwą argumentację.
@Tomek: nie liberalizuj. Ewangelia nie mówi też, że nieraz jest to grzech lekki. Mam nadzieję, że znasz warunki do zaistnienia grzechu ciężkiego. A jeśli nie to przypomnij sobie. I po co tutaj "dzielić włos na cztery". W tej sytuacji Twój argument o ciężkości grzechu jest zupełnie nietrafiony i nijak ma się do tematu.
Warunkiem odpuszczenia grzechu jest żal za ten grzech. Czy to żal - "Żałuje, że uderzyłem X, ale w ciągu najbliższego roku przywalę mu jeszcze parę razy"?
" Ale sytuacja w której się znaleźli trwale odłączyła ich od możliwości uczestniczenia w Komunii."
Sytuacje nie ma mocy sprawczej. Uczciwie jest napisać iż sami odłączyli się od możliwości uczestniczenia w Komunii.
W dodatku "trwale" jest oczywistym kłamstwem. Zamiast więc debatować nad "dyscyplina sakramentów" warto na synodzie podyskutować nad ścieżkami nawrócenia.
Kościół w rozumieniu Jezusa Chrystusa to nie instytucja, ale grupa ludzi, którzy kierują się w swoim życiu Prawem Bożym. Jak w takim gronie jest miejsce dla tych, którzy są wrogami Boga i postępują wbrew jego nakazom? Jak dla takich ludzi może być wiele miejsca w Kościele? To chyba jakaś pomyłka!!! Po nawróceniu jak najbardziej - wiele, a nawet bardzo dużo. Ale przed? Chyba nie.
Ustalmy sobie coś: Osoby po rozwodzie, które nie wchodzą w nowe związki jak najbardziej MOGĄ korzystać z wszystkich sakramentów. Zawsze tak było, jest i będzie. A osoby, które wchodzą w nowe związki mimo nadal obowiązującego sakramentu małżeństwa (przypomnijmy, że rozwód go nie anuluje...)tak samo jak osoby żyjące bez ślubu popełniają grzech ciężki,ergo- nie mają łaski uświęcającej- nie mogą przyjmować Komunii. A rozgrzeszenie? Jasne, że mogą je dostać, ale pod warunkiem ZERWANIA Z GRZECHEM, czyli- powrotu do życia w wierności ślubom, czyli- pod warunkiem zakończenia związku niesakramentalnego i dochowania wierności osobie z którą ślub brały, lub- jak w przypadku osób żyjących bez ślubu (bo ten wątek w komentarzach nieco idiotycznie się pojawił...)powrotu do życia bez tej osoby do momentu zawarcia związku małżeńskiego.
Wątek "żyjących bez ślubu" nie pojawił się "nieco idiotycznie", ale w kontekście sakramentu małżeństwa, którego niektórzy ludzie ochrzczeni unikają właśnie ze względu na obawę popełnienia "pomyłki", której nie będzie im dane naprawić ("rozwiązać"). Oczywiście, że życie bez ślubu (sakramentu) nie jest rzeczą chwalebną, ale grzeszną. Jednak często życie tych ludzi (dzieciństwo, dorastanie) było naznaczone takimi doświadczeniami, które pchają ich raczej w kierunku nieuregulowania związku poprzez zawarcie sakramentu małżeństwa. Zwyczajnie obawiają się związać z kimś na całe życie węzłem nierozerwalnym. Co nie znaczy, że choć grzeszą, nie mogą żyć uczciwie wobec siebie, jak małżonkowie (choć nie uczciwie wobec wiary, która być może nie jest w nich wystarczająco silna, ale to już jest wiedza Boga a nie człowieka). Nie usprawiedliwiam ich, ale staram się zrozumieć. Sąd niech będzie sprawą Boga, który zna tajniki serca ludzkiego.
W Kościele nie ma rozwodów, Rozwód cywilny w niektórych wypadkach nie niesie za sobą winy i tym samym nie jest grzechem.
"Może zdarzyć się, że jeden ze współmałżonków jest niewinną ofiarą rozwodu orzeczonego przez prawo cywilne; nie wykracza on wówczas przeciw przepisowi moralnemu. Istnieje znaczna różnica między współmałżonkiem, który szczerze usiłował być wierny sakramentowi małżeństwa i uważa się za niesłusznie porzuconego, a tym, który wskutek poważnej winy ze swej strony niszczy ważne kanonicznie małżeństwo"
"Przykazania i Ewangelia nie mają daty ważności" - kardynałowie Kościoła Katolickiego tego się trzymajcie! Dezaprobata dla pomysłu pełnego uczestnictwa w Eucharystii osób rozwiedzionych jest słuszna.
Oczywiście ponadto trzeba również dobrego duszpasterstwa dla osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach, co też wypływa z Ewangelii (Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników). Chrystus za każdego umarł na krzyżu.
Tak na marginesie, od kilku lat żyję kierując się taką dewizą: "Nikt nie jest gorszy ode mnie" i jest mi z tym bardzo dobrze.
"(Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników)"
W takim razie pozostaje posłuchać tej rady i grzeszyć, grzeszyć i jeszcze raz grzeszyć, bo sprawiedliwi nie mają szans na życie wieczne!!! Przyznam, że "jakoś coraz trudniej zrozumieć mi współczesnych kapłanów" i "znaleźć się w dzisiejszym kościele"!!!
Ale nie musisz rozumieć księży zanim nie zrozumiesz ewangelii. Słowa przytoczone przez ks.Adama pochodzą z ust Chrystusa, także te, że lekarza nie potrzebują zdrowi....Kościół jest dla grzeszników, święci nie potrzebują kościoła.Natomiast celowe grzeszenie z naiwną pewnością że i tak dostanę rozgrzeszenie może nie zostać odpuszczone. Ja tam kocham współczesny kościół i jestem Nim zachwycony. Pozdrawiam
Zaczyna być śmiesznie, może jeszcze będzie głosowanie i demokratycznie uznają kardynałowie, że pora zmienić Ewangelię? ;-) Ktoś problem stawia na głowie, bo traktuje związki niesakramentalne i pozwolenie na Sakrament Pojednania jako przyzwolenie lub zakaz rozwodów. To tak jakby dyskutować; uznać kradzież za grzech czy przyzwolić na Komunię św. bez potrzeby sakramentu pokuty? Nie chce mi się już nawet na ten temat dyskutować. :-(( Drodzy Pasterze, jeśli nie widzicie przyczyn tak licznych rozwodów i możliwości przeciwdziałania poprzez ewangelizację i pomoc w trudnościach, a czas trwonicie na spory teologiczne, to czarno widzę, co będzie dalej z nauczaniem Kościoła.
Droga pani, przyczyny rozwodów widzi każdy. Nawet uczniowie szkoły podstawowej to widzą. Wiem, bo rozmawiam z nimi o tym. Szóstoklasiści mówią: "Ludzie się rozwodzą, bo myślą tylko o sobie, nie myślą o dzieciach", "Rozwodzą się, bo nie chcą się pogodzić", "Rozwodzą się, bo naśladują bohaterów seriali". To są autentyczne odpowiedzi dzieci 12-letnich. Ja dodam jeszcze: wielu rozwodzi się i wchodzi w nowe związki, bo dla nich bogiem jest seks.
Ilość rozwodów jest odwrotnie proporcjonalna do wiary. Człowiek wierzący nie będzie dążył do rozwodu, a porzucony nie będzie szukał pocieszenia w ramionach nie małżonka.
Faktycznie duszpasterze Kościoła powinni zając się przede wszystkim brakiem wiary katolików, a nie szukać pozornych rozwiązań jakimi są próby naciągnięcia Słowa.
„Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo”. (Ew. św. Łukasza 16:18)
„Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony”. (1 list św. Pawła do Koryntian 7:10-11)
„Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwieźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, (...) nie odziedziczą królestwa Bożego”. (1 list św. Pawła do Koryntian 6:9n)
Nad czym tu dyskutować? Pismo Święte wyraźnie mówi, że jeśli zostawi się małżonka to żyć będzie się w grzechu... do czasu aż spełni się warunek "idź i nie grzesz więcej". Tak więc do spowiedzi, a później do komunii można przystąpić tylko po powrocie do małżonka, któremu przed Bogiem przysięgało się, że nie opuści się go aż do śmierci...
Witam jestem po rozwodzie w nowym zwiazku.Wiadomo nie uczeszczam do komuni-jest mi z tym zle -ale powoli sie do tego przyzwayczajam. Chodze do koscioal, na rekolekcje, organizuje rekolekcje dla mlodziezy, doroslych, uczylamreligi (czasami "wskakuje" na zastepstwa)-ale komuni nie moge przyjmowac. I teraz mam pytanie ............mysle ze nie tylko ja..JAk to sie ma do tych ktorzy zeja w normalnym zwiazku, kradna, bija zony,dzieci, oszukuja,gwalca,czy sa ksiezmi i zamieszani sa w pedofilie,.I co takie osoby idea do spowiedzi i potem do komunii a za pare dni robia to samo.Wg mnie jest to bardzo niesprawiedliwe.Gdy stoje w koscie kolo czlowieka ,ktory nieslusznie oskarzal, chcial wsadzic do wiezienia niewinnych ludzi , bawi sie w intrygi-a potem widze go podawajacego wspolnie z ksiedzem komunie - odechciewa mi sie wszystkiego .Zmienilam parafie poniewaz nie moge na to patrzec .............a ksiadz moze...........Pozdrawiam serdecznie
Skoro jesteś taka święta to czemu się rozwiodłaś? Dla wielu dzisiejszych ludzi to nic takiego, a przecież to złamanie przysięgi którą składało się przed Bogiem. Wiadomo każdy przypadek jest różny, ale przecież w obecnych czasach nikt nie żeni się pod przymusem. Jak więc wytłumaczyć zachowanie ludzi rozwodzących się? Najpierw się kochają, są ze sobą tak blisko że aż stają się jednym ciałem, a po kilku latach nudzą się sobą i rozstają. Nie potrafię tego pojąć jak tak można? Wiadomo że nikt nie jest idealny i życie z drugim człowiekiem niesie za sobą wiele problemów i przykrości, ale żeby z byle błahego powodu lecieć od razu w ręce innego, a nie walczyć o małżonka to jest to istna głupota!!! Z opowieści wielu osób wiem, że często przyczyną rozwodu nie jest współmałżonek lecz wina leży we mnie. Mało kto od siebie zaczyna naprawianie związku, a chciałby by mąż czy żona stała się idealna. Za długo byłoby tu pisać na ten temat dlatego odsyłam do rekolekcji których wiele w internecie można znaleźć np. ks.Pawlukiewicza czy dr Pulikowskiego.
Ja w każdym razie jestem zdecydowanie przeciwny udzielania komunii osobą które zlekceważyły sakrament małżeństwa. Nie dlatego by ich ukarać lecz by zmotywować wszystkich tych którzy w związkach nadal trwają - niech wiedzą że za wszystkie trudy Bóg im chociażby w ten sposób wynagradza. Niech wiedzą też co ich czeka jeśli zejdą z drogi, którą obrali.
Na usprawiedliwienie przytaczasz różne ludzkie grzechy. Uważasz się lepszą od złodzieja, gwałciciela itp. a pomyśl że bardzo często oni pochodzą z rodzin rozbitych. Że ich zachowanie wynika z braku miłości, której nigdy nie doświadczyli bo ich ojciec czy matka wolała pójść do innego. Nie osądzaj ich bo nie wiesz jak Ty na ich miejscu byś postąpiła.
Nie do mnie należy analizować Twoje życie- ale widzę tu kilka niekonsekwencji. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że je pokaże. Oczywiście mogę się mylić w ocenie (i mylę się z pewnością) - ale staram się odnieść do tego co napisałaś, nie do tego kim (czy jaka) JESTEŚ. Zatem: 1) Dlaczego się rozwiodłaś. Przecież to złamanie przysięgi danej przed Bogiem? 2) Dlaczego wybrałaś nowy związek - przecież to jawne odrzucenie Stworzyciela dla stworzenia? 3) Jakim jesteś nauczycielem religii, czy rekolekcji skoro swoim życiem zaprzeczasz temu, czego powinnaś uczyć? 4) Twoja wypowiedź to trochę "jestem dobra, bo inni są gorsi". Ale zapominasz o tym, że to ty ZNASZ o wiele głębiej przesłanie ewangelii, a mimo to świadomie i dobrowolnie je odrzucasz. Oni (przynajmniej część) mogą nie być świadomi zła, które czynią. Po za tym - ty wybierasz grzech, a każdy z ludzi których wymieniłaś - być może w sercu prawdziwie żałuje i szczerze postanawia poprawę (choć nie jest w stanie w tym wytrwać). Nie wiesz tego ani ty, ani ja. Czyli - martw się najpierw o swoje zbawienie. Jeśli ci inni - nadużywają sakramentu pokuty - odpowiedzą za to przed Bogiem. 5) Kościół ratuje Cię przed popełnieniem grzechu przeciw Duchowi Świętemu (grzeszyć zuchwale w nadziei bożego miłosierdzia). Dopuszczenie Cię do sakramentu pokuty - skutkowało by tym, że wpadła byś w ciąg grzech - spowiedź, grzech - spowiedź. A stąd już bardzo blisko do takiego grzechu... 6) W jednym przyznam ci rację - świecki NIE MA PRAWA podawać WRAZ Z KSIĘDZEM Komunii świętej. Nie ważne- intrygant, czy święty.
Aż trudno uwierzyć, że Ty, jako ucząca religii, a zatem zapewne po teologii weszłaś po rozwodzie w nowy związek. Organizujesz rekolekcje dla dzieci i młodzieży? Niewiarygodne...
@salcia Mam pytanie: której religii uczyłaś "wskakując" na zastępstwo? Mam nadzieję, że nie katolickiej. Naprawdę uczestnicząc w Najświętszej Eucharystii zastanawiasz się nad tym, kto z sąsiadów, jakie grzechy popełnił? I naprawdę z tego powodu zmieniłaś parafię? Jeśli tak jest, to niestety oznacza, że nic nie zrozumiałaś z tej religii, której uczyłaś innych (o ile była nią religia katolicka).
Duchowni wierni nauce Jezusa Chrystusa są jeszcze w Kościele. Chwała Bogu. Jednak kardynałowie i biskupi zmierzający do rozmycia nauki KK, likwidacji 6. przykazania, są bardzo wpływowi. Zrobią wszystko, żeby na synodzie ich głos przeważył. Kto śledzi wieści z Watykanu, widzi też, że 'rozmywacze" działają za zgodą papieża. Ktoś trafnie nazwał ich harcownikami.
Nowy przewodniczący Niemieckiej Konferencji Biskupiej kard. Reinhard Marx uznał za możliwe udzielanie Komunii św. katolikom, którzy po rozwodzie zawarli ponowne związki cywilne, ale pod warunkiem wcześniejszego odbycia przez daną osobę pokuty. Według kard. Kaspera można by jej udzielać, o ile: 1. byłaby skrucha z powodu rozpadu małżeństwa, 2. nie byłby możliwy powrót do małżeństwa, 3. nie można by - bez zaciągania nowej winy - zrezygnować z nowego związku, 4. katolik stara się w nowym związku żyć wiarą i wychowywać w niej dzieci, 5. pragnie sakramentów jako źródła siły w tej sytuacji.
Można mieć nadzieje, że to da drugą szansę pełnego przystąpienia do stołu Pańskiego wszystkim, którzy popełnili życiowy błąd, albo zostali zdradzeni i porzuceni przez współmałżonka, a którzy nadal kochają Boga.
No to co Biblia mówi o rozwodzie i powtórnym ożenku? Znalazłam taki artykuł.
Po pierwsze bez względu na to, jaki mamy punkt widzenia na temat rozwodu, ważne jest, byśmy pamiętali słowo z Księgi Malachiasza 2:16a: „Jeśli ktoś nienawidząc oddalił [żonę swoją] - mówi Pan, Bóg Izraela - wtedy gwałt pokrywał swoją szatą″. Według Pisma Świętego Bożym zamierzeniem jest, by małżeństwo było zobowiązaniem na całe życie. „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela″ (Ewangelia wg św. Mateusza 19:6). Bóg zdaje sobie jednak sprawę z tego, że skoro w małżeństwie połączone zostają dwie grzeszne osoby, rozwód może nastąpić. W Starym Testamencie dał pewne prawa, chroniące tych, z którymi się rozwiedziono, zwłaszcza kobiety (Księga Powtórzonego Prawa 24:1-4). Jezus zaznaczył, że te prawa zostały dane ze względu na zatwardziałość ludzkiego serca, a nie dlatego, że było to Bożym pragnieniem (Ewangelia wg św. Mateusza 19:8).
Wszystkie kontrowersje na temat tego, kiedy można rozwieść się, a kiedy jest to zakazane, dotyczą tego, co Jezus powiedział na temat rozwodu w Ewangelii wg św. Mateusza 5:32 i 19.9. Zdanie: „A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo″ daje jedyny powód dla którego Bóg pozwala na rozwód i ponowny ożenek. Wiele interpretacji uznaje zdradę, ten wyjątkowy powód do rozwodu tylko w momencie zaręczyn. W kulturze żydowskiej kobieta i mężczyzna byli małżeństwem już w okresie narzeczeństwa. Niemoralne zachowanie w trakcie tego czasu byłoby zatem dla niektórych jedynym powodem do rozwodu.
Jednak według greckiego tłumaczenia słowo „wszeteczeństwo″ oznacza wszystkie formy niemoralności seksualnej. Może to oznaczać cudzołóstwo, prostytucję, itp. Jezus może też mówić tu o tym, że rozwód jest możliwy wtedy, kiedy ma miejsce niemoralność seksualna. Relacja seksualna jest tak nierozłączną częścią więzi małżeńskich, że dzięki niej „dwoje staje się jednym ciałem”. ( Księga Rodzaju2:24; Ewangelia wg św. Mateusza 19:5, List św. Pawła do Efezjan 5:31). Tak więc zerwanie tych więzów relacją seksualną z kimś, kto nie jest małżonkiem, boże być dopuszczalnym powodem do rozwodu. Jeśli tak jest, Jezus mówiąc o tym miał też w zamyśle ponowny ożenek. Zdanie „chyba w wypadku nierządu” (Ewangelia wg św. Mateusza 19:9) oznacza, że rozwód i ponowne małżeństwo są dopuszczalne w zaistniałej sytuacji, jakkolwiek by ją interpretować. Ważne jest, by zauważyć, że tylko zdradzona osoba ma prawo do ponownego ożenku. Mimo że w tekście nie ma o tym mowy, Boża łaska zezwalająca na ponowny ożenek jest dla osoby zdradzonej, a nie dla zdradzającej. Mogą być sytuacje, w których „osoba winna” może się ożenić, ale nie ma o tym mowy w tekście Pisma Świętego.
Niektórzy uważają, że werset z Listu św. Pawła do Koryntian 7:15 opisuje kolejną wyjątkową sytuację pozwalającą na powtórny ożenek osobie wierzącej z którą rozwiódł się niewierzący małżonek. Jednak w tekście nie ma mowy o powtórnym ożenku, a jedynie o tym, że wierzący nie musi żyć dalej w małżeństwie z osobą niewierzącą, która chce odejść. Inni uważają, że znieważanie (małżonka lub dziecka) stanowi też powód do rozwodu. Biblia jednak nic o tym nie mówi. I choć wszystkie te sytuacje mogą być ważnym powodem rozwodu, lepiej jest nie podważać Pisma Świętego, które jest Słowem Bożym.
Czasem myśląc o „właściwym powodzie do rozwodu” możemy przeoczyć fakt, że „zdrada małżeńska” oznacza pozwolenie na rozwód, ale nie wymaga go. Nawet kiedy zdrada jest popełniona, para małżeńska może, dzięki Bożej łasce, nauczyć się przebaczenia i zacząć odbudowywać swoje małżeństwo. Bóg przebaczył nam o wiele więcej. Oczywiście możemy iść za Jego przykładem i przebaczyć nawet grzech zdrady (List św. Pawła do Efezjan 4:32). Jednak w wielu przypadkach małżonek nie przeżył prawdziwej pokuty i zdrada dalej ma miejsce. W takich przypadkach werset z Ewangelii wg św. Mateusza 19.9 może być zastosowany. Wielu też za szybko tuż po zdradzie chce się ożenić, podczas gdy Bóg może chcieć, by pozostali sami. Bóg czasem powołuje ludzi do stanu wolnego, tak by ich uwaga była skupiona całkowicie na Nim (1 List św. Pawła do Koryntian 7:32-35). Ponowny ożenek może być rozwiązaniem w niektórych sytuacjach, ale nie musi być regułą.
Bóg nienawidzi rozwodu (Księga Malachiasza 2:16), a pojednanie i przebaczenie powinny być cechami każdego wierzącego (Ewangelia wg św. Łukasza 11:4; List św. Pawła do Efezjan 4:32). Jednak Bóg wie, że rozwód będzie miał miejsce, nawet wśród Jego dzieci. Rozwiedziony czy ponownie żeniący się wierzący nie powinien czuć się mniej kochany przez Boga, nawet jeśli jego rozwód i ponowny ożenek nie są wymieniane w Ewangelii wg św. Mateusza 19:9 jako jedyny dopuszczalny powód do rozwodu. Bóg często wykorzystuje grzeszne nieposłuszeństwo chrześcijan dla ich dobra.
Przepraszam, trochę to przydługawe tłumaczenie, ale wydaje się, że wpisuje się w tę dyskusje.
|> Simone Weil <| : |>>> "Sępom o wiele bardziej drodzy niż swoim żonom.*" (* z Iliady) Taka jest miłość ludzka. Kocha się to tylko, co można jeść. Kiedy jakaś rzecz przestaje być jadalna, nie kocha się jej już i oddaje się ją komukolwiek, kto zdoła w niej znaleźć pokarm. <<<|
Gdyby taki tytuł artykułu widniał na stronie tvn24.pl to nie byłabym ani odrobinę zdziwiona. Ale w Gosciu..?
Chociaż Wy nazywajcie rzeczy po imieniu. Nie chodzi o Komunię dla rozwiedzionych, tylko dla cudzołożników. To ogromna różnica, bowiem osoba rozwiedziona nie z własnej inicjatywy, porzucona przez współmałżonka, która pozostaje wierna przysiędze i nie wiąże się z nikim innym, może bez żadnych przeszkód przystępować do sakramentu Komunii Świętej.
Więc nie mieszajcie ludziom w głowach.
A co do meritum sprawy: cudzołożnik to grzesznik. Tkwiąc w grzechu sam sobie dobrowolnie zamyka drogę do sakramentu Komunii Świętej.
Z kim tak dyskusja w ogóle.. z Bogiem samym..? Reklamacje mu składacie co do 10 przykazań...? Bez żartów...
Nie jestem teologiem ale według mnie alkoholik może przystępować do Komunii Św. pod warunkiem, że wyspowiada się i będzie miał szczerą chęć przerwania z grzechem... to że pewnie mu się nie uda i upadnie (niestety nałóg jest nałogiem i nie tak łatwo z nim skończyć) nie będzie oznaczało, że nie może iść do spowiedzi i podjąć walkę od nowa. Ważne by postanawiał poprawę. A z czasem mogą przyjść pożądane efekty. Wiem bo sam w ten sposób pozbyłem się innego nałogu.
Ad "SG" Pięknie powiedziałeś.Chwała Panu za Twoją wygraną! A może innym, będącym w nałogu grzechu byłoby łatwiej podnieść się gdyby i im dano możliwość spożywania Pańskiego Chleba?
Oczywiście - spożywanie Chleba Pańskiego daje siły do walki z grzechami. Domyślam się jednak, że nie o jakieś nałogi Ci chodzi lecz masz na myśli przyjmowanie komunii przez osoby w związkach niesakramentalnych. Jeśli tak to moja odpowiedź nadal jest taka sama. Takie osoby nie mogą przyjmować komunii. Nie pomyśl, że nie lubię takich osób. Mam w bliskiej rodzinie trzy takie przypadki. Nie potępiam ich. Życie źle się im ułożyło. Cóż tak bywa. Polubiłem nawet ich nowe żony, ale uważam że dobrze jest, że nie mogą w pełni uczestniczyć we Mszy św. Dobrze ze względu na to, że czują że błąd popełnili i że pokutować będą aż błędów nie odkręcą. Wiem z doświadczenia że gdyby nie było różnicy między parami rozwiedzionymi a nierozwiedzionymi to wiele par pozostających w związkach doszło by do zdania po co się poświęcać skoro nawet Bogu jest wszystko jedno. Uważam, że w dzisiejszych czasach kiedy w mediach niszczony jest model normalnej rodziny ważne jest by kościół bronił wszystkiego co może uderzyć w małżeństwa.
Sz.P SG No i nie dostrzegasz tu żadnego paradoksu że we wszystkich przypadkach grzechów ciężkich człowiek otrzymuje wsparcie Komunią (oczywiście po spowiedzi) aby zwalczyć słabości a uwikłani w innych związkach pozbawieni są tej mocy? Bo ja się nad tym zastanawiam. Szczerze pozdrawiam
Math - czemu powielasz kłamstwa. Nikt nie jest pozbawiony Komunii św.
Ale każdy ma prawo odrzucić Komunię św. I wielu w tym także Ci, co wybrali życie w związkach nie będących małżeństwami na własne życzenie pozbawia się życia sakramentalnego.
Nikt nikomu nie broni dostępu do Komunii św. Są jednak pewne warunki, które trzeba spełniać by móc spożywać Ciało naszego Pana. Wiadomo, że by dostąpić tego zaszczytu trzeba być oczyszczonym z grzechów. Każdy kto wszedł na złą drogę może z niej zawrócić i zacząć życie zgodne z tym czego Bóg od nas oczekuje... Osoby pozostające w związkach niesakramentalnych jak i ci którzy żyją "na kocią łapę" sami mogą zdecydować czy chcą do komunii przystępować czy nie. Wszystko od nich zależy...
TomaszL- Powielam kłamstwa- powiadasz,trochę się Ciebie boję- tak mocnych słów używasz że możesz komuś wybić oko. "Ta dyskusja nie jest nowa. Dyskusja ta, tylko z mniejszym natężeniem, odbywała się pontyfikatu Benedykta XVI. Sam Benedykt XVI podejmował się analizy argumentów osób będących w tej chwili zakleszczonych kanoniczne w sytuacji niekorzystnej dla nich. Powtórzę chodzi o pary, którym pierwszy związek się nie powiódł, a drugi jest moralnie uporządkowany, żyją według reguł chrześcijańskich, mają dzieci i dozgonnie mają być pokutnikiem. Obecnie dla nich nie ma przebaczenia i przywrócenia do sakramentów."-Ks Skrzypczak http://www.fronda.pl/a/ks-robert-skrzypczak-dla-frondapl-przemyslec-dyscypline-kosciola,35794.html W/w ksiądz też kłamie?
Math - początki tej dyskusji są zdecydowanie wcześniej, faryzeusze słynący z wynajdowania "prawnych" metod obchodzenia Prawa Mojżeszowego również w kwestii rozwodów starali się zastawić pułapkę na Jezusa Chrystusa. Odpowiedź zapewne znasz.
Tylko ja nie o tym, ani tez o jakimś tworze typu "żyją wg reguł chrześcijańskich".
Te wszystkie wmawiania sobie, te wszystkie bajki opowiadane przez innych, iż tak musi być, iż nie ma wyjścia, że klincz, ze sytuacja - to wszystko jest jedna wielka bzdura. Wynika z ludzkiej ułomności, pewnego życiowego tchórzostwa. W tej dyskusji już pisałem - wiem iż Biblia, te wszystkie zalecenia moralne z Niej wynikające mają naprawdę sens. Wiem, iż nie ma sytuacji bez wyjścia, wiem iż w życiu ludzi dzieją się naprawdę wielkie cuda. Ta moja wiedza nie jest teoretyczna. Ale niestety trzeba najpierw odrzucić to ludzkie zakłamane myślenie, szukanie dróżek na skróty. Przykładowo skoro Bóg daje gwarancje trwałości małżeństwa, to u wierzącego Bogu katolika nie może być opowiadane, iż małżeństwo się nieudało.
I druga uwaga, też już poruszana tutaj, to "poukładane, piękne, wg reguł chrześcijańskich" życie, u podłoża którego leży ukryty, niewyspowiadany grzech cudzołóstwa w każdej chwili może pęknąć jak bańka mydlana. A szczęście zamieni się na powrót w niewyobrażalne piekło np. dla dzieci. Widziałem to, widziałem piekło, jakie zgotowali rodzice swoim bardzo już dorosłym dzieciom, choć na pozór przez kilkadziesiąt lat wszystko wyglądało na pięknie poukładane. Póki jest czas, można wszystko naprawić, ale jak czasu zabraknie....
Podana przez Ciebie klauzula Mateuszowa wg Urzędu Nauczycielskiego Kościoła od wieków upoważnia jedynie do wieczystej separacji małżonków. Kościół prawosławny uznał dopuszczalność rozwodu na podstawie tej biblijnej klauzuli, Kościoły protestanckie podobnie. Ufny nieomylności Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, który działa pod natchnieniem i asystencją Ducha Świętego jestem pewien, że Kościół katolicki właściwie zinterpretował tę klauzulę ewangeliczną, tak jak chciał tego Jezus. A zatem, w przypadku "nierządu" zgoda tylko na separację wieczystą, a nie na rozwód. Małżeństwo w świetle nauki Kościoła katolickiego jest przymierzem i sakramentem, przez co nie podlega rozwiązaniu żadną ludzką władzą.
Separację może orzec wyrokiem trybunał kościelny lub dekretem administracyjnym biskup miejsca.
Trybunał kościelny w postępowaniu separacyjnym orzeka jednoosobowo. Zazwyczaj sędzią prowadzącym sprawę jest oficjał lub wiceoficjał danego trybunału, który może dobrać sobie do pomocy dwóch asesorów. Na prowadzącym postępowanie, podobnie jak w procesie ustnym, ciąży obowiązek podjęcia próby pogodzenia stron i przywrócenia wspólnoty małżeńskiej.
Może też biskup miejsca administracyjnie orzec separację.
Należy odróżnić separację kościelną kanoniczną) od separacji faktycznej, gdy po prostu małżonkowie się rozchodzą, bez zgody biskupa.
Zresztą katolicy nie mają świadomości, że o separacji powinna orzec również władza kościelna.Fakt zdrady małżeńskiej należy traktować jako niewypełnienie jednego z podstawowych zobowiązań małżeńskich, jakim jest wierność. Wówczas strona niewinna ma prawo przerwać pożycie małżeńskie, chociaż węzeł małżeński nadal trwa, i nigdy w ten sposób nie zostanie rozwiązany. Fakt cudzołóstwa (zdrady małżeńskiej) musi być zawiniony, świadomy, w pełni dobrowolny (np. w przypadku osoby zgwałconej nie można mówić o zdradzie z jej strony) i pewny (nie wystarczy się domyślać zdrady przez współmałżonka). Jeżeli powyższe warunki zostały spełnione, wówczas strona zdradzona może zgodnie z kan. 1152 ubiegać się o separację, jeżeli:
a) wcześniej jako strona niewinna (zdradzona) nie dała powodu do cudzołóstwa współmałżonkowi;
b) wcześniej nie przebaczyła. Przebaczenie może być wyraźne lub milczące. Jest wyraźne, gdy strona zdradzona wiedząc o zdradzie przebaczyła poprzez swoje jednoznaczne zachowanie (słowa, gesty itp.). Przebaczenie jest milczące, gdy strona zdradzona podejmuje z małżonkiem fizyczne współżycie z miłością małżeńską mimo pewnej wiedzy o fakcie zdrady. Milczące przebaczenie domniemuje się, jeżeli w ciągu sześciu miesięcy winny małżonek nie został przez niewinnego odsunięty od pożycia i strona niewinna nie odniosła się do władzy państwowej lub kościelnej z prośbą o przeprowadzenie separacji.
Małżonek niewinny nie ma jednak podstaw do opuszczenia strony winnej, jeżeli sam popełnił cudzołóstwo.
Współmałżonek niewinny może, w sposób godny pochwały, dopuścić z powrotem drugą stronę do pożycia małżeńskiego, zrzekając się tym samym prawa do separacji.
Jeśli jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne, tym samym daje drugiej stronie zgodną z prawem przyczynę odejścia, bądź na mocy dekretu ordynariusza miejsca, bądź też gdy niebezpieczeństwo jest bezpośrednie, również własną powagą.
Z wszystkich trzech Ewangelii synoptycznych wynika jasno i niedwuznacznie, że Jezus przywrócił pierwotną nierozerwalność małżeństwa i nie pozwolił na żadne rozwody (Mt 19,6-9; Mk 10,2-12; Łk 16,18; por. 1 Kor 7,10n)”.
Przepraszam, to już ostatni mój komentarz na ten temat. Ale tak sobie myślę i zastanawiam się, dlaczego z takim przekonaniem mówimy o grzechach innych i Biblię wtedy znamy na wyrywki?
I dlaczego dyskusje te przypominają mi dysputy faryzeuszy? Chyba nie ma katolika, który by nie znał przytaczanych tu fragmentów. Ile razy słyszymy: Idź i nie grzesz więcej? I co? Jest jak w tej fraszce: "Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz, czemu się miła tak często spowiadasz?" ;-)
Własne piersi i własne winy, i własne piersi... A będzie jak Pan Bóg zechce, a nie my. Podobno w to wierzymy?
Pytam!! ...Co ma czynić mężczyzna,który jest ponad 30lat po rozwodzie (ślub cywilny)a nie ma szans na nie uważnienie ślubu kościelnego!z małżeństwa tego jest dorosły syn,który ma swoją rodzinę a ex małżonka także jest w związku z innym mężczyzną(ślub cywilny).Pragnę żyć jak Bóg przykazał,przyjmować komunię świętą ale w tej sytuacji musiałbym żyć w celibacie ze swoją partnerką!.. jeszcze Ona musi wyrazić na to zgodę!..co jest wątpliwe!..co wierni z zasadami!na to???
A czemu nie myślałeś o tym 30 lat temu tylko brnąłeś w bagno dalej? Wiadomo że czym dłużej w złu się siedzi tym trudniej z niego się wyplatać... Ja od 16 lat jestem żonaty. Z żoną różnie bywało - raz lepiej, raz gorzej. Przychodziły ciężkie dni kiedy mieliśmy siebie na wzajem dosyć, pojawiały się kłótnie i łzy, ale nigdy nie myśleliśmy o rozstaniu się. Zaraz po ślubie ustaliliśmy jedno - nigdy z żadnym innym facetem/kobietom nie złączymy się. Choćby nie wiadomo co nas spotkało pozostaniemy małżeństwem. Zasadę tą będziemy do dnia śmierci realizować i jeśli faktycznie będziemy mieli się dość i nawet jeśli znienawidzimy się to rozstaniemy się, ale każde zacznie życie w celibacie na wzór moich dziadków. Babcia pogoniła z domu dziadka bo zbyt często zaglądał do kieliszka. Sama wychowała dzieci (m.in. moją mamę), ale dziadek zawsze był blisko rodziny. Mieszkał w tej samej miejscowości i co jakiś czas odwiedzał dzieci. Brał udział we wszystkich świętach i uroczystościach, pomagał im jak tylko potrafił. Był budowlańcem więc jak tylko jakieś prace remontowe trzeba było w domu wykonać to wszystkim się zajmował. Żyli osobno, a mimo to pozostali sobie wierni do końca. Dla mnie była to dobra lekcja. Cieszyłem się że żyję w normalnej rodzinie, w której jest i babcia i dziadek. Nigdy nie odczułem, że dziadka w święta nie ma bo mieszka z inną rodziną. Jestem za to im bardzo wdzięczny...
SG A ja opiszę inną znaną mi historię: on i ona też miewali ciężkie dni,nie umieli się dogadać,zaczęły się kłótnie,wtrącanie teściów,ona za ich namową wymieniła zamki,wygnała ze wspólnego domu,zakazała kontaktów z dziećmi.On wpadł w depresję w taką traumę że próbował odebrać sobie życie- ktoś uratował go-cud.Nie umiał żyć w samotności i tęsknocie Wszyscy przyjaciele martwili się o niego.Spotkał kobietę, wzięła go niemal z ulicy,przygarnęła a nam kamień spadł z serca.Wzięli ślub cywilny,nikt ich wtedy nie potępił, mają wspaniałe dziecko budzące podziw wśród znajomych.Chodzą do kościoła.Duzo wycierpieli. Myślisz ze celibat jest dla każdego?
Math opisana przez Ciebie historia jest przykra to fakt, ale zastanówmy się dlaczego do niej doszło... Czy nie było to małżeństwo jakich dzisiaj wiele? Spotkali się, zauroczyli, poszli do łóżka, a po trzech miesiącach znajomości byli już małżeństwem... Ja od 16 lat mieszkam w domu teściów... jest to główne źródło naszych małżeńskich kłótni to fakt. No ale co zrobić? Dom kosztuje min. 600 tyś a mieszkanie w bloku nie wiele mniej... Musze żyć z teściami, znosić różne upokorzenia, ale nigdy nie pomyślałem, że w związku z tym zostawię żonę i dzieci i od nich odejdę. Jeśli już rzeczywiście kiepsko by było raczej wynająłbym mieszkanie i zabrał żonę ze sobą... Jakby nie było to mężczyzna jest kapitanem okrętu którym jest jego rodzina... Zastawiam się cóż takiego wspomniany przez ciebie facet zrobił, że tak wkurzył żonę? Może ją zdradzał? może inne złe rzeczy wyprawiał wątpię by nie był bez winy. Gdyby miał czyste sumienie walczyłby zarówno o żonę jak i o dzieci. Coś musiało w nim być nie tak że tak łatwo się poddał. Gdyby był prawdziwym facetem odczekałby chwile na boku, aż żonie złość przejdzie i wróciłby ją błagać o wybaczenie obiecując dalsze życie w uczciwości. On jak widać wolał iść na łatwiznę. Odciął się od problemów i znalazł sobie inną - a może tylko na to czekał? Może to właśnie przez tą inną był wywalony z domu? wiesz, przeróżne są historie rozwodów - sam w rodzinie mam takie przypadki i każdy inny. Jeden z powodu alkoholu, drugi z powodu zdrad i kochanki, trzeci najbardziej zagadkowy bo nikt nie wie dlaczego tak szybko się rozwiedli. Każdy zwala winę na pobranie się z powodu dziecka, a później po dwóch latach rozpad związku który tylko sex łączył... Ciężko jest określić kiedy związek zaczął się sypać i co było jego faktycznym powodem. Łatwo zaś powiedzieć jedno - dziś mało jest prawdziwych facetów. Dziś większość to mami synki, którzy byle tylko jakiś problem się pojawi wpadają depresje a nie walczą jak na chłopa przystało...
"Wszyscy przyjaciele martwili się o niego.Spotkał kobietę, wzięła go niemal z ulicy,przygarnęła a nam kamień spadł z serca.Wzięli ślub cywilny,nikt ich wtedy nie potępił,..."
Ilu z tych "przyjaciół" było katolikami? A ilu uważało i dalej uważa się za katolików?
Ilu przyjaciół powiedziało stop - chłopie albo nowa "żona" albo Bóg? Chłopie tym jednym krokiem zamkniesz sobie drogę sakramentalna, i cholernie ciężko kiedyś będzie ci na te drogę powrócić. Kto był na tyle odważny, ze przypominał podstawową, znana każdemu katolikowi naukę moralną Kościoła?
Nie, no kamień spadł z serca, a teraz który z przyjaciół czują się współodpowiedzialni za fakt, iż znajomy nie chce (choć pewnie twierdzi iż nie może) w pełni uczestniczyć w życiu sakramentalnym.
I co do tego ma to wspaniałe dziecko To jakieś iście szatańskie tłumaczenie - dobre podziwiane dziecko to oznacza iż związek jest ok. Ciekawe co by znaczyło, gdy dziecko było nieudane, albo chore? Karę Bożą?
Math - aby ten poprzedni wpis nie był zbyt teoretyczny, to najprawdopodobniej za chwilę taka sytuacja mnie niestety czeka w realnym życiu. Będę chyba jedynym tym "złym", który będzie musiał jasno przekazać nauczanie Kościoła w dosyć krytycznej sytuacji małżeńsko-rozwodowej.
Wiem, iż koszty powiedzenia prawdy i nie przyklepywania życia w grzechu będą bardzo wysokie.
No właśnie... Ja mam sytuację rozwodu w najbliższej rodzinie i przyznam, że mam dziś wielkie wyrzuty sumienia, że nie zrobiłam nic, by jakoś przemówić do rozumu tym ludziom. Myślałam wtedy w kategoriach ludzkich: mężczyzna został porzucony przez żonę, która niemal zaraz po ślubie znalazła sobie nowego pana. Wydawało mi się wtedy, że nic nie można zrobić, no bo nie zmuszę dziewczyny do powrotu. Sama byłam wtedy bardzo młoda i wprawdzie tworzyłam już małżeństwo poprzedzone długim narzeczeństwem w czystości, to jednak wiem, że moja wiara była wtedy jeszcze niedojrzała i stąd brak pomocy z mojej strony. Dziś - kiedy sama jestem po wielkim kryzysie w moim małżeństwie i jednocześnie wielkim nawróceniu, które nastąpiło dlatego, że wbrew nadziei ciągle się modliłam i właściwie zmuszałam się do trwania w wierności Bogu i przysiędze - wiem, że dopuściłam się wielkiego zaniechania w sprawie tych rozwodników z mojej rodziny. Nie wiem, jak dziś pomóc temu mężczyźnie i jego obecnej "żonie", na pewno dziś jest trudniej. Zwłaszcza, że ludzie żyjąc w grzechu nerwowo reagują na próby nakłonienia do powrotu na właściwą drogę. W przypadku mi znanych rozwodników także pojawia się argument dziecka (które w dodatku jest adoptowane) i niestety dyskusja jest z góry skazana na porażkę. Szczerze to sama nie wiem co robić w tej sytuacji. Sumienie wyrzuca mi zaniechanie, ale z drugiej strony boję się, że rozmowa na ten temat mogłaby zostać odebrana, jako tzw. "wymądrzanie się", bo niestety ci ludzie siła rzeczy oddalają się od Kościoła i pewne argumenty już do nich całkowicie nie przemawiają.
Cały czas myślę o Twoim przypadku... faktycznie jest on beznadziejny i trudny do odkręcenia, ale napisałeś że pragniesz żyć jak Bóg przykazał. Dobrze że tak jest. Dobrze że dostrzegasz popełnione błędy i chciałbyś to jakoś naprawić. W Twoim przypadku pomyłkę lat młodości ciężko naprawić to fakt. Syna masz już dorosłego więc na niego nie ma co teraz patrzeć. Co do kobiety, z którą żyjesz niby mógłbyś ją zostawić i wrócić do żony ale w Twoim przypadku to bez sensu. Musisz się modlić a Pan pokaże Ci drogę, która zaprowadzi Cię do niego. Jeszcze możesz zawalczyć o niebo. W mojej wspólnocie jest para, która ma podobną sytuację do Twojej, a mimo to bardzo udzielają się w parafii. Są muzycznymi i nikt ich nie potępia. Komunii nie mogą przyjmować to fakt, ale za to proboszcz w tym czasie robi im znak krzyża na czole. Jeżdżą po rekolekcjach i dają świadectwa. Może czas byś i Ty włączył się w życie swojej parafii. Nie możesz przyjmować Chrystusa w postaci komunii zacznij chłonąć go w innych postaciach. Padnij przed Bogiem i często adoruj go przed Najświętszym Sakramentem. Wiele jest form dzięki którym może poprawić się Twoja relacja z Bogiem. Korzystaj z nich, a Bóg jest miłosierny więc na pewno Ci wybaczy...
Sorry, ale wydaje mi się, że z powodu "zbyt częstego zaglądania do kieliszka" nie powinno się chyba "odprawiać" małżonka. Nie znam przypadku i nie chcę oceniać, ale generalnie często zapomina się (i nie piszę tego gołosłownie, bo sama kiedyś tak egoistycznie na małżeństwo patrzyłam), że w tym sakramencie ciągle trzeba troszczyć się o zbawienie nie tylko swoje ale przede wszystkim WSPÓŁMAŁŻONKA. Jeśli więc współmałżonek ma wady, złe nawyki, nałogi, uzależnienia itp. trzeba zrobić wszystko, by pomóc jemu się z nich uwolnić i pokornie znosić to, co wiąże się z takim stanem. Nie mówię oczywiście o sytuacjach skrajnych, kiedy to Kościół dopuszcza separację, tylko o takich, gdzie można po prostu dźwigać swój krzyż. A co do wpisu @roberta59, to kolejny już głos tu na forum, o tym, że życie bez seksu to jakiś nieosiągalny stan (piszesz o celibacie, a to nie to samo, bo celibat oznacza bezżeństwo). Otóż jest to możliwe, są osoby, które w takim stanie żyją, dla których życie wieczne jest dużo cenniejsze niż uciechy współczesności. Trzeba tylko zdecydować, co dla kogo istotne...
Katarzyna. Domyślam się że pisząc apropo tego kieliszka to miałaś na myśli moich dziadków? Jeśli tak to powiem Ci że zgadzam się z Tobą. Nie powinno się małżonka nawet w takiej chwili odtrącać... Problem pojawia się jak małżonek po alkoholu staje się agresywny robi awantury itp. a w domu są malutkie dzieci, które na to patrzą i co oczywiste boją się. Ciężko mi tu coś więcej powiedzieć o młodości moich dziadków i o momencie, w którym podjęli decyzję o rozstaniu bo mnie w tedy jeszcze na świecie nie było. Był to też dość ciężki temat by o niego pytywać. Teraz to i tak już za późno bo babcia zginęła w wypadku samochodowym w 1998, a dziadek zmarł w 2012. Z mojego punktu widzenia wydaje się mi, ze decyzja którą podjęli była słuszna. Żadne z ich dzieci, osiemnastu wnucząt, oraz całej gromady prawnucząt nie ma problemu z alkoholem. Większość jest abstynentami i nie pije w ogóle. Kto wie jak to by się skończyło gdyby dzieci widziały często pijanego ojca?
roberts59; jeśli chciałbyś przyjmować Komunię swięta to musisz rozstac się ze swoją partnerką, a nie tylko spać oddzielnie. A poza tym, jeśli to Ty byłeś przyczyną rozwodu, to masz udział w grzechu cudzym - swojej z żony, która - jak piszesz - też żyje w związku cywilnym, czyli cudzołoży. Nie wiem, czy jakis ksiądz cię rozgrzeszy za sam "biały" zwiazek, bo odejście od małżonka i rozwód pociąga za sobą kolejne grzechy i zgorszenia. Twój rozwód na pewno odcisnął piętno na Twoim synu, który musiał być wychowywany w niepełnej rodzinie, albo z obcym facetem-nowym partnerem matki. Czy uważasz, że to się nie odbija na psychice dziecka? On może też bardziej "liberalnie" podchodzić do rozwodów i nie wiadomo, czy nie powtórzy Twojego grzechu.
komunia dla rozwodnikow?..jak najbardziej tak.."bierzcie i jedzcie z tego wszyscy"..."kazdy kto jest spragniony niech do Mnie przyjdzie"....Nikt z nas nie zasluguje na Komunie..to Bog nas usprawiedliwia..i ON tez powinien usprawiedliwiac lub nie,ludzkie serce....ale bronic ludziom dostepu do Niego?...a kto nas do tego upowaznil?---nie ze wszystkiego mozna sie wycofac.nie wszystko mozna naprawic...ale ON moze..i chyba o tym zapominamy bardzo
Dlaczego ktoś kto się rozwiódł nie mógłby w pełni uczestniczyć we mszy świętej? Czy kobiecina której mąż przepija wszystko co zarobi i wynosi na sprzedaż z domu wszystko co da się sprzedać i bije ją i jej dzieci nie ma prawa się rozwieść żeby żyć spokojnie? Nie ? Jeżeli chce w przyjąć komunie św to musi cierpliwie znosić wszystko aż do dnia w którym jej mąż zabije ją albo jej dzieci, to jest chore.
O ile mi się wydaje to w Kościele nie ma takiego pojęcia jak rozwód. W ekstremalnych wypadkach może wystąpić o separację, wiec ta powszechna demagogia jest zwykłym ordynarnym kłamstwem ("musi cierpliwie znosić wszystko aż do dnia w którym jej mąż zabije ją albo jej dzieci")
..odpowiedziałeś mi to o czym wiedziałem.Dlatego jestem za tym,żeby sytuacje były analizowane dogłębnie a potrzeba przyjmowania komunii świętej była uwzględniana...jak wspomniałem,synek ma swoją rodzinkę jest za granicą,ex małżonka także.Nie utrzymujemy ze sobą kontaktów. Trwa to już ponad 30 lat a ja jestem w kraju i mi jak widać zależy na dobrym kontakcie z Panem Bogiem...i pragnę Go przyjmować do własnego serca przez Komunię Świętą...muszę chyba porzucić zakochaną osobę(partnerkę)ale to będzie nie moralne(następny grzech)... co dalej...???????????
"muszę chyba porzucić zakochaną osobę(partnerkę)ale to będzie nie moralne(następny grzech)..."
Konkretnie jaki grzech popełnisz odcinając się od grzechu cudzołóstwa? Zresztą wystarczy, iż przestaniesz traktować "partnerkę" (och ta nowomowa) jak żonę.
Weź chłopie nie żartuj. Kto Ci powiedział że porzucenie partnerki to grzech? Żonę, której przed Bogiem ślubowałeś, że nie opuścisz aż do śmierci porzuciłeś, a przejmujesz się jakąś kobieta z którą łączy Cię papierek złożony w urzędzie??? Mimo że to nie grzech nie zachęcam Cię do tego. Nie polepszyłoby to Twojej sytuacji, a tylko sprawiłbyś ból kobiecie, z którą tyle lat przeżyłeś. Zostań z nią i żyjcie dalej razem, ale czy musicie współżyć ze sobą? Czy nie możecie żyć jak bart z siostrą? Przecież za każdym razem kiedy dochodzi do waszego zbliżenia kolejny grzech obciąża Twoją duszę.
do SG; Nie tylko cudzołóstwo jest grzechem, ale tworzenie wspólnoty małżeńskiej z partnerem nieślubnym też jest grzechem. Roberts59 ofiarowuje partnerce wszystko to, co winien dawać żonie: czyli bliskość psychiczną, emocjonalną, wzajemne wsparcie materialne, wzajemną troskę o siebie nawzajem, itp. Dlatego życie "jak brat z siostrą" nie jest żadnym nawróceniem; jest tylko zerwaniem z cudzołóstwem.
rst - zapewne masz rację. Ja jestem zwyczajnym małżonkiem i tylko po chłopsku to odbierałem ;) Jeżeli piszesz że samo zaprzestanie współżycia nie wystarczy to pewnie tak jest...
SG; znawcą nie jestem i też biorę sprawę na "chłopski" rozum, choć jestem kobietą;-)... I dlatego widocznie dochodzę do innych wniosków, lub inaczej pojmuję małżeństwo - nie ograniczam go wyłącznie do współżycia:-).
Dziwię się, że tylko większość kardynałów jest przeciwnych Komunii św. dla rozwiedzionych ,według mnie wszyscy powinni być takiej praktyce przeciwni bo małżeństwo jest sakramentem a związek niesakramentalny jego zaprzeczeniem. Natomiast gdy konkubent/konkubina pragną powrotu do domu Ojca, wyjawią to spowiednikowi i podejmą inne wymogi z tą decyzją związane to Pan Bóg na pewno wybiegnie im na spotkanie a kościół jako instytucja nie powinien martwić się wtedy opinią publiczną i sobą, tylko cieszyć się z nawrócenia grzesznika bo ma ono zbawienne skutki dla całego Kościoła. Opinią publiczną w celu zysku martwią się specjaliści od PR nieustannie zakłamując prawdę. Kościół powinien martwić się o to aby ludzi zapragnęli powrotu do domu Ojca i to jest Jego misja i zysk dla nas. Sprawa nawrócenia to sprawa pomiędzy grzesznikiem a Bogiem a Kościół to miejsce wzajemnego wspomagania się. Powinniśmy nieustannie modlić się o dar mądrości i roztropności aby dobrze rozeznawać i nikogo nie potępiać. Podstawą naszej nauki powinno być przykazanie miłości: kochaj bliźniego swego jak siebie samego bo w nim zawiera się również nasza miłość do Boga a my często oddzielamy miłość Boga od miłości bliźniego i się gubimy a szatan tylko klaszcze z radości.
Zbyt szybko sformułowane zdanie , za późne spojrzenie skąd cytowane wiadomości i przez kogo i chcę poprawić że na pewno wszyscy kardynałowie byli przeciwni udzielaniu Komunii św. dla osób rozwiedzionych bo nie mogło być inaczej. Natomiast na pewno dyskutowano na ten temat wśród kardynałów lecz interpretacja dyskusji zależy od osób przysłuchujących się i może być niewłaściwie zrozumiana. Ja również popełniłam błąd bazując na interpretacji pana z 'Rzeczypospolitej " zamieszczonej na portalu wiara,stąd wniosek ,że chyba nie wszystko powinno się zamieszczać bo wprowadza się niechcący odbiorców w błąd.
Również nie ma żadnego sporu z nikim o małżeństwo w nauczaniu JP II.a artykuł o takim mniej więcej tytule "wisiał" na stronie portalu kilka dni, dlaczego i po co?
Kto chce z osób rozwiedzionych i tak pójdzie do Komunii nie patrząc na to co mówią kardynałowie. To jest sprawa pomiędzy człowiekiem a Bogiem a nie kardynałami, którzy są przeciw. Ciekawe czy Kościół dostrzega takie zjawisko że coraz więcej ludzi przystępuje do Komunii nie idąc wcześniej do spowiedzi ? Uważają oni że to sprawa pomiędzy nimi a Bogiem i pośrednicy są im nie potrzebni.
<ON>A skąd wiesz jaki będzie wyrok na tym Sądzie ?</ON>A odkąd jesteśmy na ty? Bo jakoś sobie nie przypominam.
<1 Kor 11,27> ... kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. </ 1 Kor 11,27>
To chyba wyrażone jest dostatecznie jasno? My możemy co najwyżej prosić Pana Boga, by te osoby nawróciły się odpowiednio wcześnie a na Sądzie były jakieś okoliczności łagodzące, co do których rodzaju trudno coś powiedzieć. Sprawa jest poważna.
@ON Móc, można istotnie wszystko. Można zabić człowieka a następnie wstąpić do kościoła i przyjąć Pana Jezusa do serca, można też uparcie trwać w cudzołóstwie i również przyjmować ciało Chrystusa, można nie spowiadać się tak, jak Jezus nakazał i wmawiać sobie, że to jest ok... Jeśli jednak znam Słowo Boże (choćby to zacytowane trafnie przez @jaśka) a do tego wiem, co znaczy grzeszyć przeciwko Duchowi Świętemu, po prostu nie będę postępować tak,jak piszesz. Na złość babci niektórzy odmrażają uszy, ale czy robienie na złość Stwórcy ma jakikolwiek sens? Pamiętaj, że tylko PRAWDA nas wyzwoli.
Ludzie, dajcie spokój. Wiadomo że życie w nowym związku niesakramentalnym to grzech i koniec. Sam żyję w takim związku, z żoną się rozwiodłem, mam nową kobietę która jest dla mnie dobra, fajnie się nam rozmawia i co z tego? Popełniam grzech ciężki i nie ma co do tego wątpliwości. Nigdy przenigdy nie usprawiedliwiajmy swego grzechu bo usprawiedliwianie lub niedostrzeganie własnego grzechu są jeszcze gorsze niż sam grzech.
I co z tego? Problem z tym, że w ogóle jest ta mniejszość. No i że kiedyś ta mniejszość może stać się większością.
W historii KK byli papieże niegodni, grzeszni. Ale nigdy nie było heretyków. Czy zapowiedź częściowego anulowania przykazania "nie cudzołóż" zmieni ten stan rzeczy? Czy przyszły czasy ostateczne? To pytanie stawia wielu zatroskanych, bo kochających Kościół katolików.
Żadnego "glejtu" nie było. Papież ma określoną misję i określone uprawnienia. Ale jest jedynie namiestnikiem - nie ma władzy zmieniać tego, co powiedział Bóg.
klamka do drzwi Kościoła jest po Twojej stronie. Nawróć się do Boga, a drzwi (możliwość komunii) się otworzą.
Wielu ludzi zresztą doskonale usprawiedliwia swoje odejście od wiary i religii mówiąc iż Kościół im nie otwiera drzwi.
Żal za grzechy ma w sobie również oczywiste postanowienie poprawy. Trudno jest uczciwie, prawdziwie żałować za grzech, jednocześnie pragnąc, czy chcąc go dalej czynić.
Okazja do grzechu - zupełnie inny temat.
Katechizm Kościoła Katolickiego
1450 "Pokuta zobowiązuje grzesznika do dobrowolnego przyjęcia wszystkich jej elementów: żalu w sercu, wyznania ustami, głębokiej pokory, czyli owocnego zadośćuczynienia w postępowaniu"
1451 Wśród aktów penitenta żal za grzechy zajmuje pierwsze miejsce. Jest to "ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości"
Zresztą już to tutaj raz zacytowałem bez podawania źródeł i ten wpis został "zminusowany".
Otworzyc szeroko drzwi i wpuscic przez nie piekielne moce?
Nigdy Pani nie słyszała o tym jakie to wąskie jest wejscie do Królestwa Bozego? Najwidoczniej nigdy Pani nie czytała Biblii, ani tez zbytnio Nauka Koscioła sie Pani tez nie interesowała.
Tak to jest gdy człowiek tworzy własna religie wg. własnego widzimisie.
też jestem po rozwodzie( wina była męża), ale ponieważ nie weszłam ( i nie zamierzam) w nowy związek, moge normalnie przystępować do komuni!!!
raz się ślubuje!!!
Bez znaczenia jest większość czy mniejszość.
Czy jest sprawiedliwe odpuszczać najcięższe winy, a jedną życiową pomyłkę traktować jak najgorszą zbrodnię? To straszne piętno.....
Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?
A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej
Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz.
Czy zauważył szanowny "@e" te ostatnie słowa w Ewangelii powyżej zacytowanej? One nie pochodzą od biskupów, kardynałów, papieża ... to powiedział Jezus ...
Może trzeba w końcu przestać grać rolę pokrzywdzonego i zamiast ustawicznie szukać winnych uderzyć się we własne piersi???
KATECHEZY PRZEDŚLUBNE olewałem, do kościoła chodziłem od święta, religię traktowałem jak czary i przymus, żonę zdradzałem, kiedy chciałem, a kiedy odeszła KATASTROFA ... a więc teraz POMYŁKA ŻYCIOWA? Całe moje życie jest jedną wielką pomyłką!!! Czytam Hioba i widzę jak cuchną rany moich grzechów ...
I w Bogu znajduję MIŁOSIERDZIE, a On mówi do mnie:
"Ja ciebie nie potępiam. - Idź, ale od tej chwili już nie grzesz."
Bo wybory dobro/zło są codziennością (cogodzinności) życia każdego człowieka i każdy ponosi tych wyborów określone konsekwencje.
Nie ma żadnej logicznie wytłumaczalnej sytuacji w której następuje konieczność wyboru zła/grzechu.
"Domyślam sie, ze zyjesz zgodnie i swiatobliwie. "
Żle się domyślasz.
wyjasniam - pisząc o stawaniu przed wyborem, miałem na myśli porzucenie bądź nie osoby/osób ktore pokochałeś a które powinieneś zostawić.
Jeśli żle myślę, mając na uwadze światobliwość twojego, bracie, życia to zastanawia mnie uczoność twych częstych wypowiedzi. Czyżby wiedza książkowa? Spodziewałem się praktyka, który skutecznie odpiera wszelkie pokusy.
Primo - oczekuje szanowny Zyg, żeby zabójstwo potępiali wyłącznie zabójcy?
Secundo - porzucenie jest konsekwencją grzechu - związania się.
Twojego 'secundo' nie pojmuję - możesz to bardziej objaśnić?
I niestety (albo stety) często ten wybór to dosłowne doświadczanie tego co zostało zapisane w Biblii. A tu wskazówek aż nadto - np. ŁK 14.26 czy MT 10.37.
A co do mojej skromnej osoby - wypowiadam się jako grzesznik - praktyk, choć moje doświadczenie osobiste odnosi się do innych elementów życia, niż rozwody, Jednak wiem (choć brzmi to jak pycha), iż słowa Biblii są prawdziwe i mają naprawdę sens.
I naprawdę ma sens życie pełnią, bez szukania sobie pozornie lepszych dróżek na skróty.
ps - wiem, bo miałem okazję zobaczyć w realnym życiu jak złe i jak wielopokoleniowe są skutki rozwodu i cudzołóstwa
"Pomyłka" przy ślubie jest jak najbardziej odpuszczana, natomiast nie nazwałbym pomyłką życie z inna osoba niż żona/mąż. Raczej jest to życie z premedytacja grzeszenia.
Ale zaczyna się drobny problem, kiedy ci ludzie żyjąc na wzór małżeński domagają się, aby wbrew Słowu uznać ich życie za pełnoprawny byt w Kościele.
Czyli uznać, iż po pierwsze istnieją jakieś przesłanki, iż grzech cudzołóstwa myłaby nie być takim grzechem. Po drugie zaś uznać, iż postawa małżonków, którzy poprzez życie z inna osoba niż mąż/zona jasno deklarują się, iż nie wierzą w nierozerwalność małżeństwa nie ma wpływu na innych katolików, czyli ich przykład nie zachęca innych do wybranie tej drogi.
Punkt pierwszy przeczyłby Słowu, punkt drugi też. Co wiec jest ważniejsze - szczęście doczesne, czy wierność Słowu i nauce Kościoła?
Odpuszcza sie najgorsze zbrodnie tak samo jak "życiowe pomyłki" - warunek konieczny - żal za grzech. Mordował w Auschwitz, ale po pewnym czasie zrozumiał co robił i się nawrócił. Żałował, a na dodatek prędzej dał by się sam zabić, niż powtórzyłby to co zrobił (zresztą już wkrótce wykonano na nim wyrok). Sama pomyłka nie wyklucza rozgrzeszenia. Problem pojawia się kiedy za pomyłką idzie chęć ułożenia sobie życia wbrew przykazaniom. To właśnie za to trwanie we "wbrew przykazaniom" traci się możliwość przystępowania do sakramentów.
Część zgadza się na łamanie podstawowych zasad i zezwala na grzeszne życie w konkubinacie? Przykre jest spłycanie jakości wiary.
http://www.effatha.org.pl/apologetyka/apologetyka.htm
Żaden katolik nie ma zakazu odbycia Sakramentu Pokuty, tyle że wielu nie chce do odbyć, bo elementami tego Sakramentu są żal za grzechy i mocne postanowienia poprawy.
Pokuta zobowiązuje grzesznika do dobrowolnego przyjęcia wszystkich jej elementów: żalu w sercu, wyznania ustami, głębokiej pokory, czyli owocnego zadośćuczynienia w postępowaniu
Wśród aktów penitenta żal za grzechy zajmuje pierwsze miejsce. Jest to "ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości
Tu powstają pytania natury społecznej:
co ze zgromadzonym wspólnie z niesakramentalnym współmałżonkiem majątkiem, kto i jak ma to rozdzielić? Jeśli oboje mieszkają razem w domu, który wspólnie nabyli - kto ma ten dom opuścić i gdzie ma pójść? Jeśli związek zaowocował potomstwem, co z dziećmi? Niektórzy proponują tzw białe małżeństwo - niezwykła ofiara - ale czy wszyscy są na to rozwiązanie gotowi?
Pytań jest wiele a odpowiedzi mało.
Dobra materialne naprawdę nie stanowią problemu, o ile są na właściwym, czyli ostatnim miejscu.
tak martwisz się o majątek zebrany wspólnie z partnerem nieślubnym, ale są gorsze sytuacje, gdy ktoś odchodząc do partnera nieślubnego OKRADA w ten sposób swojego slubnego małżonka i dzieci: np. nie płaci alimentów na dzieci, albo płaci za mało, bo musi utrzymać nieślubne dzieci i partnerkę. Albo domaga się od porzuconego małżonka spłat za wspólne mieszkanie - czyli podwójnie go okrada: raz z małżeństwa, a drugi raz ze wspólnego dorobku (bo gdyby był wierny, to porzucony małzonek nie musiałby np. sprzedawać mieszkania i pogarszać swojego statusu materialnego).
nie to mialem na mysli, aczkolwiek i takie sytuacje bywaja.
sugerujesz, ze martwie sie o majatek - myslisz sie - nie o majatek mi idzie ale o wykazanie problemu natury spolecznej. Uwazam, ze kazdy przypadek jest zdecydowanie inny i jakiekolwiek uogolnienie nie ma racji bytu.
Przecztaj uwaznie co napisalem: załozyłem, ze wołanie o nawrócenie spełniło sie! Zauważam przy tym, ze powstaje wowczas problem, po ludzku nierozwiazywalny, lub bardzo skomplikowany prawnie. Rozwod (ten pierwszy) jest zdecydowanie zly ale jednocześnie zakończenie drugiego związku nie nazwalbym piekna chwila(zwlaszca kiedy ludzie zyli ze soba zgodnie i darzyli sie miłością) i to poruszam - sprawy materialne sa nieodłącznie zwiazane z nasza egzystencja wiec nie mozna ich pominac przysłowiowym wzruszeniem ramion. Łatwo jest kogoś napietnować a trudniej jest tej osobie wskazac konkretne rozwiazania. Splatane ludzkie losy wymagaja Bożego miłosierdzia. Ci grzesznicy czesto nie wiedza jak ma wygladac ich nawrocenie, konkretnie w ich wlasnej sytuacji i czesto bardzo pragna byc blisko Jezusa, moze nawet bardziej niż ci co mogą Go przyjmować codziennie a nie przyjmuja.
Katechizm sie kłania
Osoby zyjace w konkubinacie (na kocia łape), zyja w stanie premanentnego grzechu cudzołóstwa.
Jednym z warunków otrzymania odpuszczenia grzechów jest mocne postanowienie poprawy. Jezeli swiadomie sie tego warunku nie spełnia, spowiedź jest niewazna, a dana osoba do Komunii sw przystepuje w sposób swietokradczy.
Czyli krótko mówiąc "Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije." (1Kor 11, 29 )
Dobrowolne narażanie się na pokusy - to też grzech ciężki.
Ale JEŚLI żyją jako białe małżeństwo i roztropnie unikają pokus to NIE MA PRZESZKÓD by przystępowali do sakramentów. Jedyny problem to zgorszenie publiczne - więc niekoniecznie we własnej parafii.
Nic w Kościele w tym zakresie nie trzeba zmieniać.
Dla osób w związkach niesakramentalnych jest miejsce w Kościele. Jest dla nich bardzo wiele miejsca. Ale sytuacja w której się znaleźli trwale odłączyła ich od możliwości uczestniczenia w Komunii.
Ale jednocześnie to jest rzeczywiście sprawa "dyscypliny sakramentów". Nie jest to objęte treścią wiary. Zatem nie jest heretykiem, choć mu to imputują ktoś, kto uważa, że można, pod pewnymi warunkami, dopuścić osobę pozostającą w związku niesakramentalnym do sakramentu Komunii. Ale czy jest to słuszne? Nie wydaje mi się. Czy można zmienić nauczanie Kościoła w sprawie nierozerwalności małżeństwa na wzór prawosławia - nie wydaje mi się to możliwe. Choć nie wiem nic o tym, żeby w tym zakresie Kościół Katolicki uważał, że Prawosławie jest w błędzie w swojej praktyce.
Sytuacje nie ma mocy sprawczej. Uczciwie jest napisać iż sami odłączyli się od możliwości uczestniczenia w Komunii.
W dodatku "trwale" jest oczywistym kłamstwem.
Zamiast więc debatować nad "dyscyplina sakramentów" warto na synodzie podyskutować nad ścieżkami nawrócenia.
Osoby po rozwodzie, które nie wchodzą w nowe związki jak najbardziej MOGĄ korzystać z wszystkich sakramentów. Zawsze tak było, jest i będzie.
A osoby, które wchodzą w nowe związki mimo nadal obowiązującego sakramentu małżeństwa (przypomnijmy, że rozwód go nie anuluje...)tak samo jak osoby żyjące bez ślubu popełniają grzech ciężki,ergo- nie mają łaski uświęcającej- nie mogą przyjmować Komunii. A rozgrzeszenie? Jasne, że mogą je dostać, ale pod warunkiem ZERWANIA Z GRZECHEM, czyli- powrotu do życia w wierności ślubom, czyli- pod warunkiem zakończenia związku niesakramentalnego i dochowania wierności osobie z którą ślub brały, lub- jak w przypadku osób żyjących bez ślubu (bo ten wątek w komentarzach nieco idiotycznie się pojawił...)powrotu do życia bez tej osoby do momentu zawarcia związku małżeńskiego.
"Może zdarzyć się, że jeden ze współmałżonków jest niewinną ofiarą rozwodu orzeczonego przez prawo cywilne; nie wykracza on wówczas przeciw przepisowi moralnemu. Istnieje znaczna różnica między współmałżonkiem, który szczerze usiłował być wierny sakramentowi małżeństwa i uważa się za niesłusznie porzuconego, a tym, który wskutek poważnej winy ze swej strony niszczy ważne kanonicznie małżeństwo"
"Przykazania i Ewangelia nie mają daty ważności" - kardynałowie Kościoła Katolickiego tego się trzymajcie! Dezaprobata dla pomysłu pełnego uczestnictwa w Eucharystii osób rozwiedzionych jest słuszna.
Oczywiście ponadto trzeba również dobrego duszpasterstwa dla osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach, co też wypływa z Ewangelii (Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników). Chrystus za każdego umarł na krzyżu.
Tak na marginesie, od kilku lat żyję kierując się taką dewizą: "Nikt nie jest gorszy ode mnie" i jest mi z tym bardzo dobrze.
ks. Adam Kaczor
"(Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników)"
W takim razie pozostaje posłuchać tej rady i grzeszyć, grzeszyć i jeszcze raz grzeszyć, bo sprawiedliwi nie mają szans na życie wieczne!!!
Przyznam, że "jakoś coraz trudniej zrozumieć mi współczesnych kapłanów" i "znaleźć się w dzisiejszym kościele"!!!
Pozdrawiam
Lekarz jest potrzebny na drodze ku świętości.
Ktoś problem stawia na głowie, bo traktuje związki niesakramentalne i pozwolenie na Sakrament Pojednania jako przyzwolenie lub zakaz rozwodów.
To tak jakby dyskutować; uznać kradzież za grzech czy przyzwolić na Komunię św. bez potrzeby sakramentu pokuty?
Nie chce mi się już nawet na ten temat dyskutować. :-((
Drodzy Pasterze, jeśli nie widzicie przyczyn tak licznych rozwodów i możliwości przeciwdziałania poprzez ewangelizację i pomoc w trudnościach, a czas trwonicie na spory teologiczne, to czarno widzę, co będzie dalej z nauczaniem Kościoła.
Człowiek wierzący nie będzie dążył do rozwodu, a porzucony nie będzie szukał pocieszenia w ramionach nie małżonka.
Faktycznie duszpasterze Kościoła powinni zając się przede wszystkim brakiem wiary katolików, a nie szukać pozornych rozwiązań jakimi są próby naciągnięcia Słowa.
„Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony”. (1 list św. Pawła do Koryntian 7:10-11)
„Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwieźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, (...) nie odziedziczą królestwa Bożego”. (1 list św. Pawła do Koryntian 6:9n)
Nad czym tu dyskutować? Pismo Święte wyraźnie mówi, że jeśli zostawi się małżonka to żyć będzie się w grzechu... do czasu aż spełni się warunek "idź i nie grzesz więcej". Tak więc do spowiedzi, a później do komunii można przystąpić tylko po powrocie do małżonka, któremu przed Bogiem przysięgało się, że nie opuści się go aż do śmierci...
jestem po rozwodzie w nowym zwiazku.Wiadomo nie uczeszczam do komuni-jest mi z tym zle -ale powoli sie do tego przyzwayczajam.
Chodze do koscioal, na rekolekcje, organizuje rekolekcje dla mlodziezy, doroslych, uczylamreligi (czasami "wskakuje" na zastepstwa)-ale komuni nie moge przyjmowac.
I teraz mam pytanie ............mysle ze nie tylko ja..JAk to sie ma do tych ktorzy zeja w normalnym zwiazku, kradna, bija zony,dzieci, oszukuja,gwalca,czy sa ksiezmi i zamieszani sa w pedofilie,.I co takie osoby idea do spowiedzi i potem do komunii a za pare dni robia to samo.Wg mnie jest to bardzo niesprawiedliwe.Gdy stoje w koscie kolo czlowieka ,ktory nieslusznie oskarzal, chcial wsadzic do wiezienia niewinnych ludzi , bawi sie w intrygi-a potem widze go podawajacego wspolnie z ksiedzem komunie - odechciewa mi sie wszystkiego .Zmienilam parafie poniewaz nie moge na to patrzec .............a ksiadz moze...........Pozdrawiam serdecznie
Z opowieści wielu osób wiem, że często przyczyną rozwodu nie jest współmałżonek lecz wina leży we mnie. Mało kto od siebie zaczyna naprawianie związku, a chciałby by mąż czy żona stała się idealna. Za długo byłoby tu pisać na ten temat dlatego odsyłam do rekolekcji których wiele w internecie można znaleźć np. ks.Pawlukiewicza czy dr Pulikowskiego.
Ja w każdym razie jestem zdecydowanie przeciwny udzielania komunii osobą które zlekceważyły sakrament małżeństwa. Nie dlatego by ich ukarać lecz by zmotywować wszystkich tych którzy w związkach nadal trwają - niech wiedzą że za wszystkie trudy Bóg im chociażby w ten sposób wynagradza. Niech wiedzą też co ich czeka jeśli zejdą z drogi, którą obrali.
Na usprawiedliwienie przytaczasz różne ludzkie grzechy. Uważasz się lepszą od złodzieja, gwałciciela itp. a pomyśl że bardzo często oni pochodzą z rodzin rozbitych. Że ich zachowanie wynika z braku miłości, której nigdy nie doświadczyli bo ich ojciec czy matka wolała pójść do innego. Nie osądzaj ich bo nie wiesz jak Ty na ich miejscu byś postąpiła.
Jakim cudem dostałaś zgodę do nauczania religii?
1) Dlaczego się rozwiodłaś. Przecież to złamanie przysięgi danej przed Bogiem?
2) Dlaczego wybrałaś nowy związek - przecież to jawne odrzucenie Stworzyciela dla stworzenia?
3) Jakim jesteś nauczycielem religii, czy rekolekcji skoro swoim życiem zaprzeczasz temu, czego powinnaś uczyć?
4) Twoja wypowiedź to trochę "jestem dobra, bo inni są gorsi". Ale zapominasz o tym, że to ty ZNASZ o wiele głębiej przesłanie ewangelii, a mimo to świadomie i dobrowolnie je odrzucasz. Oni (przynajmniej część) mogą nie być świadomi zła, które czynią. Po za tym - ty wybierasz grzech, a każdy z ludzi których wymieniłaś - być może w sercu prawdziwie żałuje i szczerze postanawia poprawę (choć nie jest w stanie w tym wytrwać). Nie wiesz tego ani ty, ani ja. Czyli - martw się najpierw o swoje zbawienie. Jeśli ci inni - nadużywają sakramentu pokuty - odpowiedzą za to przed Bogiem.
5) Kościół ratuje Cię przed popełnieniem grzechu przeciw Duchowi Świętemu (grzeszyć zuchwale w nadziei bożego miłosierdzia). Dopuszczenie Cię do sakramentu pokuty - skutkowało by tym, że wpadła byś w ciąg grzech - spowiedź, grzech - spowiedź. A stąd już bardzo blisko do takiego grzechu...
6) W jednym przyznam ci rację - świecki NIE MA PRAWA podawać WRAZ Z KSIĘDZEM Komunii świętej. Nie ważne- intrygant, czy święty.
Mam pytanie: której religii uczyłaś "wskakując" na zastępstwo? Mam nadzieję, że nie katolickiej.
Naprawdę uczestnicząc w Najświętszej Eucharystii zastanawiasz się nad tym, kto z sąsiadów, jakie grzechy popełnił? I naprawdę z tego powodu zmieniłaś parafię? Jeśli tak jest, to niestety oznacza, że nic nie zrozumiałaś z tej religii, której uczyłaś innych (o ile była nią religia katolicka).
Można mieć nadzieje, że to da drugą szansę pełnego przystąpienia do stołu Pańskiego wszystkim, którzy popełnili życiowy błąd, albo zostali zdradzeni i porzuceni przez współmałżonka, a którzy nadal kochają Boga.
Po pierwsze bez względu na to, jaki mamy punkt widzenia na temat rozwodu, ważne jest, byśmy pamiętali słowo z Księgi Malachiasza 2:16a: „Jeśli ktoś nienawidząc oddalił [żonę swoją] - mówi Pan, Bóg Izraela - wtedy gwałt pokrywał swoją szatą″. Według Pisma Świętego Bożym zamierzeniem jest, by małżeństwo było zobowiązaniem na całe życie. „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela″ (Ewangelia wg św. Mateusza 19:6). Bóg zdaje sobie jednak sprawę z tego, że skoro w małżeństwie połączone zostają dwie grzeszne osoby, rozwód może nastąpić. W Starym Testamencie dał pewne prawa, chroniące tych, z którymi się rozwiedziono, zwłaszcza kobiety (Księga Powtórzonego Prawa 24:1-4). Jezus zaznaczył, że te prawa zostały dane ze względu na zatwardziałość ludzkiego serca, a nie dlatego, że było to Bożym pragnieniem (Ewangelia wg św. Mateusza 19:8).
Wszystkie kontrowersje na temat tego, kiedy można rozwieść się, a kiedy jest to zakazane, dotyczą tego, co Jezus powiedział na temat rozwodu w Ewangelii wg św. Mateusza 5:32 i 19.9. Zdanie: „A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo″ daje jedyny powód dla którego Bóg pozwala na rozwód i ponowny ożenek. Wiele interpretacji uznaje zdradę, ten wyjątkowy powód do rozwodu tylko w momencie zaręczyn. W kulturze żydowskiej kobieta i mężczyzna byli małżeństwem już w okresie narzeczeństwa. Niemoralne zachowanie w trakcie tego czasu byłoby zatem dla niektórych jedynym powodem do rozwodu.
Jednak według greckiego tłumaczenia słowo „wszeteczeństwo″ oznacza wszystkie formy niemoralności seksualnej. Może to oznaczać cudzołóstwo, prostytucję, itp. Jezus może też mówić tu o tym, że rozwód jest możliwy wtedy, kiedy ma miejsce niemoralność seksualna. Relacja seksualna jest tak nierozłączną częścią więzi małżeńskich, że dzięki niej „dwoje staje się jednym ciałem”. ( Księga Rodzaju2:24; Ewangelia wg św. Mateusza 19:5, List św. Pawła do Efezjan 5:31). Tak więc zerwanie tych więzów relacją seksualną z kimś, kto nie jest małżonkiem, boże być dopuszczalnym powodem do rozwodu. Jeśli tak jest, Jezus mówiąc o tym miał też w zamyśle ponowny ożenek. Zdanie „chyba w wypadku nierządu” (Ewangelia wg św. Mateusza 19:9) oznacza, że rozwód i ponowne małżeństwo są dopuszczalne w zaistniałej sytuacji, jakkolwiek by ją interpretować. Ważne jest, by zauważyć, że tylko zdradzona osoba ma prawo do ponownego ożenku. Mimo że w tekście nie ma o tym mowy, Boża łaska zezwalająca na ponowny ożenek jest dla osoby zdradzonej, a nie dla zdradzającej. Mogą być sytuacje, w których „osoba winna” może się ożenić, ale nie ma o tym mowy w tekście Pisma Świętego.
Niektórzy uważają, że werset z Listu św. Pawła do Koryntian 7:15 opisuje kolejną wyjątkową sytuację pozwalającą na powtórny ożenek osobie wierzącej z którą rozwiódł się niewierzący małżonek. Jednak w tekście nie ma mowy o powtórnym ożenku, a jedynie o tym, że wierzący nie musi żyć dalej w małżeństwie z osobą niewierzącą, która chce odejść. Inni uważają, że znieważanie (małżonka lub dziecka) stanowi też powód do rozwodu. Biblia jednak nic o tym nie mówi. I choć wszystkie te sytuacje mogą być ważnym powodem rozwodu, lepiej jest nie podważać Pisma Świętego, które jest Słowem Bożym.
Czasem myśląc o „właściwym powodzie do rozwodu” możemy przeoczyć fakt, że „zdrada małżeńska” oznacza pozwolenie na rozwód, ale nie wymaga go. Nawet kiedy zdrada jest popełniona, para małżeńska może, dzięki Bożej łasce, nauczyć się przebaczenia i zacząć odbudowywać swoje małżeństwo. Bóg przebaczył nam o wiele więcej. Oczywiście możemy iść za Jego przykładem i przebaczyć nawet grzech zdrady (List św. Pawła do Efezjan 4:32). Jednak w wielu przypadkach małżonek nie przeżył prawdziwej pokuty i zdrada dalej ma miejsce. W takich przypadkach werset z Ewangelii wg św. Mateusza 19.9 może być zastosowany. Wielu też za szybko tuż po zdradzie chce się ożenić, podczas gdy Bóg może chcieć, by pozostali sami. Bóg czasem powołuje ludzi do stanu wolnego, tak by ich uwaga była skupiona całkowicie na Nim (1 List św. Pawła do Koryntian 7:32-35). Ponowny ożenek może być rozwiązaniem w niektórych sytuacjach, ale nie musi być regułą.
Bóg nienawidzi rozwodu (Księga Malachiasza 2:16), a pojednanie i przebaczenie powinny być cechami każdego wierzącego (Ewangelia wg św. Łukasza 11:4; List św. Pawła do Efezjan 4:32). Jednak Bóg wie, że rozwód będzie miał miejsce, nawet wśród Jego dzieci. Rozwiedziony czy ponownie żeniący się wierzący nie powinien czuć się mniej kochany przez Boga, nawet jeśli jego rozwód i ponowny ożenek nie są wymieniane w Ewangelii wg św. Mateusza 19:9 jako jedyny dopuszczalny powód do rozwodu. Bóg często wykorzystuje grzeszne nieposłuszeństwo chrześcijan dla ich dobra.
Przepraszam, trochę to przydługawe tłumaczenie, ale wydaje się, że wpisuje się w tę dyskusje.
Bzdurny artykuł. Za zdradę w małżeństwie Prawo przewidywało UKAMIENOWANIE. A kiedy małżonka zginęła - rozwód już raczej potrzebny nie był.
Grecki fragment zna 2 słowa CUDZOŁÓSTWO (μοιχάομαι - grzech zdrady) oraz nierząd (u ciebie wszetecznistwo) - πορνεία.
|> Simone Weil <| : |>>> "Sępom o wiele bardziej drodzy niż swoim żonom.*" (* z Iliady) Taka jest miłość ludzka. Kocha się to tylko, co można jeść. Kiedy jakaś rzecz przestaje być jadalna, nie kocha się jej już i oddaje się ją komukolwiek, kto zdoła w niej znaleźć pokarm. <<<|
Gdyby taki tytuł artykułu widniał na stronie tvn24.pl to nie byłabym ani odrobinę zdziwiona. Ale w Gosciu..?
Chociaż Wy nazywajcie rzeczy po imieniu. Nie chodzi o Komunię dla rozwiedzionych, tylko dla cudzołożników. To ogromna różnica, bowiem osoba rozwiedziona nie z własnej inicjatywy, porzucona przez współmałżonka, która pozostaje wierna przysiędze i nie wiąże się z nikim innym, może bez żadnych przeszkód przystępować do sakramentu Komunii Świętej.
Więc nie mieszajcie ludziom w głowach.
A co do meritum sprawy: cudzołożnik to grzesznik. Tkwiąc w grzechu sam sobie dobrowolnie zamyka drogę do sakramentu Komunii Świętej.
Z kim tak dyskusja w ogóle.. z Bogiem samym..? Reklamacje mu składacie co do 10 przykazań...? Bez żartów...
Ale powstaje pytanie, czy grzeszy śmiertelnie?
A może innym, będącym w nałogu grzechu byłoby łatwiej podnieść się gdyby i im dano możliwość spożywania Pańskiego Chleba?
No i nie dostrzegasz tu żadnego paradoksu że we wszystkich przypadkach grzechów ciężkich człowiek otrzymuje wsparcie Komunią (oczywiście po spowiedzi) aby zwalczyć słabości a uwikłani w innych związkach pozbawieni są tej mocy?
Bo ja się nad tym zastanawiam.
Szczerze pozdrawiam
Nikt nie jest pozbawiony Komunii św.
Ale każdy ma prawo odrzucić Komunię św. I wielu w tym także Ci, co wybrali życie w związkach nie będących małżeństwami na własne życzenie pozbawia się życia sakramentalnego.
"Ta dyskusja nie jest nowa. Dyskusja ta, tylko z mniejszym natężeniem, odbywała się pontyfikatu Benedykta XVI. Sam Benedykt XVI podejmował się analizy argumentów osób będących w tej chwili zakleszczonych kanoniczne w sytuacji niekorzystnej dla nich. Powtórzę chodzi o pary, którym pierwszy związek się nie powiódł, a drugi jest moralnie uporządkowany, żyją według reguł chrześcijańskich, mają dzieci i dozgonnie mają być pokutnikiem. Obecnie dla nich nie ma przebaczenia i przywrócenia do sakramentów."-Ks Skrzypczak
http://www.fronda.pl/a/ks-robert-skrzypczak-dla-frondapl-przemyslec-dyscypline-kosciola,35794.html
W/w ksiądz też kłamie?
Tylko ja nie o tym, ani tez o jakimś tworze typu "żyją wg reguł chrześcijańskich".
Te wszystkie wmawiania sobie, te wszystkie bajki opowiadane przez innych, iż tak musi być, iż nie ma wyjścia, że klincz, ze sytuacja - to wszystko jest jedna wielka bzdura. Wynika z ludzkiej ułomności, pewnego życiowego tchórzostwa. W tej dyskusji już pisałem - wiem iż Biblia, te wszystkie zalecenia moralne z Niej wynikające mają naprawdę sens.
Wiem, iż nie ma sytuacji bez wyjścia, wiem iż w życiu ludzi dzieją się naprawdę wielkie cuda. Ta moja wiedza nie jest teoretyczna.
Ale niestety trzeba najpierw odrzucić to ludzkie zakłamane myślenie, szukanie dróżek na skróty.
Przykładowo skoro Bóg daje gwarancje trwałości małżeństwa, to u wierzącego Bogu katolika nie może być opowiadane, iż małżeństwo się nieudało.
I druga uwaga, też już poruszana tutaj, to "poukładane, piękne, wg reguł chrześcijańskich" życie, u podłoża którego leży ukryty, niewyspowiadany grzech cudzołóstwa w każdej chwili może pęknąć jak bańka mydlana. A szczęście zamieni się na powrót w niewyobrażalne piekło np. dla dzieci. Widziałem to, widziałem piekło, jakie zgotowali rodzice swoim bardzo już dorosłym dzieciom, choć na pozór przez kilkadziesiąt lat wszystko wyglądało na pięknie poukładane.
Póki jest czas, można wszystko naprawić, ale jak czasu zabraknie....
Podana przez Ciebie klauzula Mateuszowa wg Urzędu Nauczycielskiego Kościoła od wieków upoważnia jedynie do wieczystej separacji małżonków. Kościół prawosławny uznał dopuszczalność rozwodu na podstawie tej biblijnej klauzuli, Kościoły protestanckie podobnie. Ufny nieomylności Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, który działa pod natchnieniem i asystencją Ducha Świętego jestem pewien, że Kościół katolicki właściwie zinterpretował tę klauzulę ewangeliczną, tak jak chciał tego Jezus. A zatem, w przypadku "nierządu" zgoda tylko na separację wieczystą, a nie na rozwód. Małżeństwo w świetle nauki Kościoła katolickiego jest przymierzem i sakramentem, przez co nie podlega rozwiązaniu żadną ludzką władzą.
Separację może orzec wyrokiem trybunał kościelny lub dekretem administracyjnym biskup miejsca.
Trybunał kościelny w postępowaniu separacyjnym orzeka jednoosobowo. Zazwyczaj sędzią prowadzącym sprawę jest oficjał lub wiceoficjał danego trybunału, który może dobrać sobie do pomocy dwóch asesorów. Na prowadzącym postępowanie, podobnie jak w procesie ustnym, ciąży obowiązek podjęcia próby pogodzenia stron
i przywrócenia wspólnoty małżeńskiej.
Może też biskup miejsca administracyjnie orzec separację.
Należy odróżnić separację kościelną kanoniczną) od separacji faktycznej, gdy po prostu małżonkowie się rozchodzą, bez zgody biskupa.
Zresztą katolicy nie mają świadomości, że o separacji powinna orzec również władza kościelna.Fakt zdrady małżeńskiej należy traktować jako niewypełnienie jednego z podstawowych zobowiązań małżeńskich, jakim jest wierność. Wówczas strona niewinna ma prawo przerwać pożycie małżeńskie, chociaż węzeł małżeński nadal trwa, i nigdy w ten sposób nie zostanie rozwiązany. Fakt cudzołóstwa (zdrady małżeńskiej) musi być zawiniony, świadomy, w pełni dobrowolny (np. w przypadku osoby zgwałconej nie można mówić o zdradzie z jej strony) i pewny (nie wystarczy się domyślać zdrady przez współmałżonka). Jeżeli powyższe warunki zostały spełnione, wówczas strona zdradzona może zgodnie z kan. 1152 ubiegać się o separację, jeżeli:
a) wcześniej jako strona niewinna (zdradzona) nie dała powodu do cudzołóstwa współmałżonkowi;
b) wcześniej nie przebaczyła. Przebaczenie może być wyraźne lub milczące. Jest wyraźne, gdy strona zdradzona wiedząc o zdradzie przebaczyła poprzez swoje jednoznaczne zachowanie (słowa, gesty itp.). Przebaczenie jest milczące, gdy strona zdradzona podejmuje z małżonkiem fizyczne współżycie z miłością małżeńską mimo pewnej wiedzy o fakcie zdrady. Milczące przebaczenie domniemuje się, jeżeli w ciągu sześciu miesięcy winny małżonek nie został przez niewinnego odsunięty od pożycia i strona niewinna nie odniosła się do władzy państwowej lub kościelnej z prośbą o przeprowadzenie separacji.
Małżonek niewinny nie ma jednak podstaw do opuszczenia strony winnej, jeżeli sam popełnił cudzołóstwo.
Współmałżonek niewinny może, w sposób godny pochwały, dopuścić z powrotem drugą stronę do pożycia małżeńskiego, zrzekając się tym samym prawa do separacji.
Jeśli jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne, tym samym daje drugiej stronie zgodną z prawem przyczynę odejścia, bądź na mocy dekretu ordynariusza miejsca, bądź też gdy niebezpieczeństwo jest bezpośrednie, również własną powagą.
I dlaczego dyskusje te przypominają mi dysputy faryzeuszy?
Chyba nie ma katolika, który by nie znał przytaczanych tu fragmentów.
Ile razy słyszymy: Idź i nie grzesz więcej? I co? Jest jak w tej fraszce:
"Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz, czemu się miła tak często spowiadasz?" ;-)
Własne piersi i własne winy, i własne piersi... A będzie jak Pan Bóg zechce, a nie my. Podobno w to wierzymy?
Dostarczaniem interpretacji i powodów do rozwodów zajmowali się faryzeusze i uczeni w piśmie.
Tak więc obecne dysputy naprawdę przypominają debaty faryzeuszy.
Ja od 16 lat jestem żonaty. Z żoną różnie bywało - raz lepiej, raz gorzej. Przychodziły ciężkie dni kiedy mieliśmy siebie na wzajem dosyć, pojawiały się kłótnie i łzy, ale nigdy nie myśleliśmy o rozstaniu się. Zaraz po ślubie ustaliliśmy jedno - nigdy z żadnym innym facetem/kobietom nie złączymy się. Choćby nie wiadomo co nas spotkało pozostaniemy małżeństwem. Zasadę tą będziemy do dnia śmierci realizować i jeśli faktycznie będziemy mieli się dość i nawet jeśli znienawidzimy się to rozstaniemy się, ale każde zacznie życie w celibacie na wzór moich dziadków. Babcia pogoniła z domu dziadka bo zbyt często zaglądał do kieliszka. Sama wychowała dzieci (m.in. moją mamę), ale dziadek zawsze był blisko rodziny. Mieszkał w tej samej miejscowości i co jakiś czas odwiedzał dzieci. Brał udział we wszystkich świętach i uroczystościach, pomagał im jak tylko potrafił. Był budowlańcem więc jak tylko jakieś prace remontowe trzeba było w domu wykonać to wszystkim się zajmował. Żyli osobno, a mimo to pozostali sobie wierni do końca. Dla mnie była to dobra lekcja. Cieszyłem się że żyję w normalnej rodzinie, w której jest i babcia i dziadek. Nigdy nie odczułem, że dziadka w święta nie ma bo mieszka z inną rodziną. Jestem za to im bardzo wdzięczny...
on i ona też miewali ciężkie dni,nie umieli się dogadać,zaczęły się kłótnie,wtrącanie teściów,ona za ich namową wymieniła zamki,wygnała ze wspólnego domu,zakazała kontaktów z dziećmi.On wpadł w depresję w taką traumę że próbował odebrać sobie życie- ktoś uratował go-cud.Nie umiał żyć w samotności i tęsknocie Wszyscy przyjaciele martwili się o niego.Spotkał kobietę, wzięła go niemal z ulicy,przygarnęła a nam kamień spadł z serca.Wzięli ślub cywilny,nikt ich wtedy nie potępił, mają wspaniałe dziecko budzące podziw wśród znajomych.Chodzą do kościoła.Duzo wycierpieli.
Myślisz ze celibat jest dla każdego?
Ja od 16 lat mieszkam w domu teściów... jest to główne źródło naszych małżeńskich kłótni to fakt. No ale co zrobić? Dom kosztuje min. 600 tyś a mieszkanie w bloku nie wiele mniej... Musze żyć z teściami, znosić różne upokorzenia, ale nigdy nie pomyślałem, że w związku z tym zostawię żonę i dzieci i od nich odejdę. Jeśli już rzeczywiście kiepsko by było raczej wynająłbym mieszkanie i zabrał żonę ze sobą... Jakby nie było to mężczyzna jest kapitanem okrętu którym jest jego rodzina... Zastawiam się cóż takiego wspomniany przez ciebie facet zrobił, że tak wkurzył żonę? Może ją zdradzał? może inne złe rzeczy wyprawiał wątpię by nie był bez winy. Gdyby miał czyste sumienie walczyłby zarówno o żonę jak i o dzieci. Coś musiało w nim być nie tak że tak łatwo się poddał. Gdyby był prawdziwym facetem odczekałby chwile na boku, aż żonie złość przejdzie i wróciłby ją błagać o wybaczenie obiecując dalsze życie w uczciwości. On jak widać wolał iść na łatwiznę. Odciął się od problemów i znalazł sobie inną - a może tylko na to czekał? Może to właśnie przez tą inną był wywalony z domu?
wiesz, przeróżne są historie rozwodów - sam w rodzinie mam takie przypadki i każdy inny. Jeden z powodu alkoholu, drugi z powodu zdrad i kochanki, trzeci najbardziej zagadkowy bo nikt nie wie dlaczego tak szybko się rozwiedli. Każdy zwala winę na pobranie się z powodu dziecka, a później po dwóch latach rozpad związku który tylko sex łączył...
Ciężko jest określić kiedy związek zaczął się sypać i co było jego faktycznym powodem. Łatwo zaś powiedzieć jedno - dziś mało jest prawdziwych facetów. Dziś większość to mami synki, którzy byle tylko jakiś problem się pojawi wpadają depresje a nie walczą jak na chłopa przystało...
"Wszyscy przyjaciele martwili się o niego.Spotkał kobietę, wzięła go niemal z ulicy,przygarnęła a nam kamień spadł z serca.Wzięli ślub cywilny,nikt ich wtedy nie potępił,..."
Ilu z tych "przyjaciół" było katolikami?
A ilu uważało i dalej uważa się za katolików?
Ilu przyjaciół powiedziało stop - chłopie albo nowa "żona" albo Bóg? Chłopie tym jednym krokiem zamkniesz sobie drogę sakramentalna, i cholernie ciężko kiedyś będzie ci na te drogę powrócić. Kto był na tyle odważny, ze przypominał podstawową, znana każdemu katolikowi naukę moralną Kościoła?
Nie, no kamień spadł z serca, a teraz który z przyjaciół czują się współodpowiedzialni za fakt, iż znajomy nie chce (choć pewnie twierdzi iż nie może) w pełni uczestniczyć w życiu sakramentalnym.
I co do tego ma to wspaniałe dziecko To jakieś iście szatańskie tłumaczenie - dobre podziwiane dziecko to oznacza iż związek jest ok.
Ciekawe co by znaczyło, gdy dziecko było nieudane, albo chore? Karę Bożą?
Będę chyba jedynym tym "złym", który będzie musiał jasno przekazać nauczanie Kościoła w dosyć krytycznej sytuacji małżeńsko-rozwodowej.
Wiem, iż koszty powiedzenia prawdy i nie przyklepywania życia w grzechu będą bardzo wysokie.
Dziś - kiedy sama jestem po wielkim kryzysie w moim małżeństwie i jednocześnie wielkim nawróceniu, które nastąpiło dlatego, że wbrew nadziei ciągle się modliłam i właściwie zmuszałam się do trwania w wierności Bogu i przysiędze - wiem, że dopuściłam się wielkiego zaniechania w sprawie tych rozwodników z mojej rodziny.
Nie wiem, jak dziś pomóc temu mężczyźnie i jego obecnej "żonie", na pewno dziś jest trudniej. Zwłaszcza, że ludzie żyjąc w grzechu nerwowo reagują na próby nakłonienia do powrotu na właściwą drogę.
W przypadku mi znanych rozwodników także pojawia się argument dziecka (które w dodatku jest adoptowane) i niestety dyskusja jest z góry skazana na porażkę.
Szczerze to sama nie wiem co robić w tej sytuacji. Sumienie wyrzuca mi zaniechanie, ale z drugiej strony boję się, że rozmowa na ten temat mogłaby zostać odebrana, jako tzw. "wymądrzanie się", bo niestety ci ludzie siła rzeczy oddalają się od Kościoła i pewne argumenty już do nich całkowicie nie przemawiają.
A co do wpisu @roberta59, to kolejny już głos tu na forum, o tym, że życie bez seksu to jakiś nieosiągalny stan (piszesz o celibacie, a to nie to samo, bo celibat oznacza bezżeństwo). Otóż jest to możliwe, są osoby, które w takim stanie żyją, dla których życie wieczne jest dużo cenniejsze niż uciechy współczesności. Trzeba tylko zdecydować, co dla kogo istotne...
jeśli chciałbyś przyjmować Komunię swięta to musisz rozstac się ze swoją partnerką, a nie tylko spać oddzielnie.
A poza tym, jeśli to Ty byłeś przyczyną rozwodu, to masz udział w grzechu cudzym - swojej z żony, która - jak piszesz - też żyje w związku cywilnym, czyli cudzołoży. Nie wiem, czy jakis ksiądz cię rozgrzeszy za sam "biały" zwiazek, bo odejście od małżonka i rozwód pociąga za sobą kolejne grzechy i zgorszenia. Twój rozwód na pewno odcisnął piętno na Twoim synu, który musiał być wychowywany w niepełnej rodzinie, albo z obcym facetem-nowym partnerem matki. Czy uważasz, że to się nie odbija na psychice dziecka? On może też bardziej "liberalnie" podchodzić do rozwodów i nie wiadomo, czy nie powtórzy Twojego grzechu.
W ekstremalnych wypadkach może wystąpić o separację, wiec ta powszechna demagogia jest zwykłym ordynarnym kłamstwem ("musi cierpliwie znosić wszystko aż do dnia w którym jej mąż zabije ją albo jej dzieci")
Konkretnie jaki grzech popełnisz odcinając się od grzechu cudzołóstwa? Zresztą wystarczy, iż przestaniesz traktować "partnerkę" (och ta nowomowa) jak żonę.
Mimo że to nie grzech nie zachęcam Cię do tego. Nie polepszyłoby to Twojej sytuacji, a tylko sprawiłbyś ból kobiecie, z którą tyle lat przeżyłeś. Zostań z nią i żyjcie dalej razem, ale czy musicie współżyć ze sobą? Czy nie możecie żyć jak bart z siostrą? Przecież za każdym razem kiedy dochodzi do waszego zbliżenia kolejny grzech obciąża Twoją duszę.
Nie tylko cudzołóstwo jest grzechem, ale tworzenie wspólnoty małżeńskiej z partnerem nieślubnym też jest grzechem. Roberts59 ofiarowuje partnerce wszystko to, co winien dawać żonie: czyli bliskość psychiczną, emocjonalną, wzajemne wsparcie materialne, wzajemną troskę o siebie nawzajem, itp.
Dlatego życie "jak brat z siostrą" nie jest żadnym nawróceniem; jest tylko zerwaniem z cudzołóstwem.
znawcą nie jestem i też biorę sprawę na "chłopski" rozum, choć jestem kobietą;-)...
I dlatego widocznie dochodzę do innych wniosków, lub inaczej pojmuję małżeństwo - nie ograniczam go wyłącznie do współżycia:-).
Natomiast gdy konkubent/konkubina pragną powrotu do domu Ojca, wyjawią to spowiednikowi i podejmą inne wymogi z tą decyzją związane to Pan Bóg na pewno wybiegnie im na spotkanie a kościół jako instytucja nie powinien martwić się wtedy opinią publiczną i sobą, tylko cieszyć się z nawrócenia grzesznika bo ma ono zbawienne skutki dla całego Kościoła.
Opinią publiczną w celu zysku martwią się specjaliści od PR nieustannie zakłamując prawdę. Kościół powinien martwić się o to aby ludzi zapragnęli powrotu do domu Ojca i to jest Jego misja i zysk dla nas.
Sprawa nawrócenia to sprawa pomiędzy grzesznikiem a Bogiem a Kościół to miejsce wzajemnego wspomagania się.
Powinniśmy nieustannie modlić się o dar mądrości i roztropności aby dobrze rozeznawać i nikogo nie potępiać. Podstawą naszej nauki powinno być przykazanie miłości: kochaj bliźniego swego jak siebie samego bo w nim zawiera się również nasza miłość do Boga a my często oddzielamy miłość Boga od miłości bliźniego i się gubimy a szatan tylko klaszcze z radości.
Natomiast na pewno dyskutowano na ten temat wśród kardynałów lecz interpretacja dyskusji zależy od osób przysłuchujących się i może być niewłaściwie zrozumiana.
Ja również popełniłam błąd bazując na interpretacji pana z 'Rzeczypospolitej " zamieszczonej na portalu wiara,stąd wniosek ,że chyba nie wszystko powinno się zamieszczać bo wprowadza się niechcący odbiorców w błąd.
Również nie ma żadnego sporu z nikim o małżeństwo w nauczaniu JP II.a artykuł o takim mniej więcej tytule "wisiał" na stronie portalu kilka dni, dlaczego i po co?
Ciekawe czy Kościół dostrzega takie zjawisko że coraz więcej ludzi przystępuje do Komunii nie idąc wcześniej do spowiedzi ? Uważają oni że to sprawa pomiędzy nimi a Bogiem i pośrednicy są im nie potrzebni.
A skąd wiesz jaki będzie wyrok na tym Sądzie ?
A skąd wiesz jaki będzie wyrok na tym Sądzie ?
<ON>A skąd wiesz jaki będzie wyrok na tym Sądzie ?</ON>A odkąd jesteśmy na ty? Bo jakoś sobie nie przypominam.
<1 Kor 11,27> ... kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. </ 1 Kor 11,27>
To chyba wyrażone jest dostatecznie jasno? My możemy co najwyżej prosić Pana Boga, by te osoby nawróciły się odpowiednio wcześnie a na Sądzie były jakieś okoliczności łagodzące, co do których rodzaju trudno coś powiedzieć. Sprawa jest poważna.
Móc, można istotnie wszystko. Można zabić człowieka a następnie wstąpić do kościoła i przyjąć Pana Jezusa do serca, można też uparcie trwać w cudzołóstwie i również przyjmować ciało Chrystusa, można nie spowiadać się tak, jak Jezus nakazał i wmawiać sobie, że to jest ok...
Jeśli jednak znam Słowo Boże (choćby to zacytowane trafnie przez @jaśka) a do tego wiem, co znaczy grzeszyć przeciwko Duchowi Świętemu, po prostu nie będę postępować tak,jak piszesz.
Na złość babci niektórzy odmrażają uszy, ale czy robienie na złość Stwórcy ma jakikolwiek sens?
Pamiętaj, że tylko PRAWDA nas wyzwoli.