O odcieniach bezdomności, nauce życia od podstaw i dziedziczeniu oczekiwań z Marią Demidowicz, prezesem zabrzańskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, rozmawia Klaudia Cwołek.
Po roku kobiety przeprowadzają się na kolejny okres do mieszkań readaptacyjnych w Zabrzu-Biskupicach. Nie płacą czynszu, ale ponoszą koszty mediów. Poza tym muszą same się utrzymać. Terapeuci nadal z nimi pracują, m.in. nad możliwością podjęcia pracy. Niestety, kobiety często mają zakodowane, że skoro mają dzieci, to nie mogą pracować. A mogą i udaje się im pracę znaleźć. W tej kwestii współpracujemy ściśle z Punktem Aktywizacji Bezrobotnych. Po roku, półtora, o ile realizują program wyjścia z bezdomności, otrzymują od gminy mieszkania socjalne. Wtedy na ich miejsca trafiają kolejne kobiety. A te, które nie podejmują współpracy, niestety, wracają do swoich środowisk, od których są często emocjonalnie uzależnione.
A w jaki sposób pomagacie bezdomnym mężczyznom?
– Nasze towarzystwo wpisuje się w wielostopniową pomoc, która prowadzona jest w mieście. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie prowadzi ogrzewalnię przy ul. Stalmacha i noclegownię przy ul. Trocera. My od 2004 roku prowadzimy Przytulisko Dom św. Alberta przy ul. Kochanowskiego, w którym wcześniej przebywały bezdomne rodziny. Św. Brat Albert mówił, żeby nie prowadzić placówek koedukacyjnych, ale nasze towarzystwo w Zabrzu chciało sprawdzić, czy miał rację, i okazało się, że miał. Dlatego przekwalifikowaliśmy tę placówkę jako dom tylko dla mężczyzn.
Czy zasady pobytu są takie jak dla kobiet?
– Są inne. Każda osoba – i mężczyzna, i kobieta – ma indywidualny plan wychodzenia z bezdomności, ale część mężczyzn to są tzw. długodystansowcy, którzy nie mogą podjąć pracy, jednak nie kwalifikują się do domu pomocy społecznej i przebywają u nas. Mężczyźni tak jak kobiety sami sprzątają i pomagają w domu. Przytulisko ma jednak zatrudnioną kucharkę, bo wydawane są tam też obiady dla osób z zewnątrz. Po rocznym, dwuletnim pobycie, o ile bezdomni mężczyźni podejmą pracę, mogą przeprowadzać się do mieszkań readaptacyjnych prowadzonych przez Stowarzyszenie „Żyj i Daj Żyć” Kazimierza Speczyka, z którym mamy podpisaną umowę. Wszystkie nasze placówki mają swój regulamin, ale w przytulisku obowiązuje bezwzględna abstynencja od napojów alkoholowych.
Komu łatwiej się pomaga?
– Zdecydowanie mężczyznom, bo nie są obciążeni dziećmi. Natomiast jeśli chodzi o zdobywanie pieniędzy na pomoc, to łatwiej o nie w przypadku matek z dziećmi. Bo jest taki stereotyp społeczny, że jak mężczyzna jest bezdomny, to znaczy, że jest pijakiem, sam sobie winny. Natomiast z mężczyznami łatwiej jest zorganizować pracę i łatwiej ich przenosić. Kobiety są też często uzależnione od sprawcy przemocy w swoim domu. W przytulisku w ubiegłym roku przebywało 97 mężczyzn, z czego 42 na stałe. A przez 25 miejsc w ośrodku dla kobiet przeszło 140 matek z dziećmi. Więc ta rotacja w ich przypadku jest o wiele większa.
Lubi Pani cytować słowa św. Brata Alberta, że gdybyście mieli dać bezdomnemu tylko chleb i dach nad głową, to szkoda by go było ratować. Jak Pani tę wskazówkę rozumie i stosuje w swojej działalności?
– Gdy święty Brat Albert pomagał (a zmarł w 1916 roku), kawałek chleba był problemem. W dzisiejszych czasach chleb, niestety, niszczy się i widzimy go na śmietnikach. Nawet zabezpieczenie dachu nad głową nie jest takie trudne. Ale jeżeli będziemy to zapewniać i niczego nie wymagać, osoby korzystające z tej pomocy będą tkwiły w swojej sytuacji. Nie będą miały motywacji do zmiany. Tak jak Brat Albert uważamy, że człowiek odzyskuje swoją godność, gdy pracuje i zaczyna żyć na własną rękę. A najlepiej, gdyby mógł jeszcze komuś następnemu pomóc.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).