Na zaszytej w lesie polanie, wzgórzu nad jeziorem czy kołyszącej się na wodzie łódce, nikt nie pyta o wizyty polityków u lekarza...
W promieniach porannego słońca spędziłem kilkadziesiąt minut przed domem. Dojrzała zieleń lasu koiła wzrok i myśli. Śpiew ptaków – niczym muzyka wyższych sfer – napełniał umysł i serce tym dziwnym spokojem i radością, o których brat Roger pisał, że nie mają początku i końca. W głowie rodził się plan dzisiejszego komentarza. Wróciłem do komputera. Myśl, spłoszona widokiem urządzenia, uciekła. Baran jestem. Trzeba było wziąć kartkę i zapisywać.
Z tym, co ulęgło się w rozmowach jest inaczej. Zapada głęboko. Szczególnie te nocne Polaków rozmowy. Dziwnie nie korespondujące z tytułami pierwszych stron gazet i newsami programów informacyjnych. Na zaszytej w lesie polanie, wzgórzu nad jeziorem czy kołyszącej się na wodzie łódce, nikt nie pyta o wizyty polityków u lekarza, nie rozmawia o rosnących cenach benzyny i preferencjach wyborczych. Za to coraz częściej usłyszeć można pytania o duchowy sens Pisma świętego, modlitwę psalmami, o doświadczenia mistyków i drogi duchowego rozwoju. Taka rozmowa przypomina trochę medytację średniowiecznych mnichów. Obraz jest kojarzony z innym, nawzajem się wyjaśniając, wątki – jak rozlana woda – rozchodzą się w strumyki, by znów spotkać się w jednym, wezbranym nurcie. Tego marszu myśli, intuicji, idei, nie jest w stanie przerwać ani szczekanie psów, ani wydobywające się z lasu porykiwanie jeleni, ani pierwsze grzmoty nadchodzącej burzy. Jakby myśl, płochliwie uciekająca przed wytworami techniki, kpiła sobie z odgłosów natury.
A może to nie kpina tylko coś wpisane w nasze człowieczeństwo, zanurzone w przyrodę w taki sposób, że ona uszlachetnia nas, a my naturę?
Chyba zaczynamy ocierać się o chrześcijańską ekologię. Niewiele mającą wspólnego z tworzeniem zamkniętych obszarów, obejmowaniem ścisłą ochroną kolejnych gatunków i administracyjnymi decyzjami, określającymi kolor dachu budowanego na terenie parku krajobrazowego domu. Ekologia rozumiana jako przestrzeń, w której człowiek może usłyszeć Boga, bliźniego i siebie. Usłyszeć i zrozumieć. Albo przynajmniej próbować zrozumieć.
Właściwie nie odkrywamy niczego nowego. „Cogitemus nos sub conspectu Dei stare (…) Deus non vocis sed cordis auditor est.” Poznajemy siebie stojąc przez Bożym obliczem (…) Bóg nie głosem lecz sercem jest słyszany – pisał w pierwszych wiekach wiary święty Cyprian. Więc ta zagubiona w lesie polana, to skąpane promieniami wschodzącego księżyca wzgórze, kołysząca się na jeziorze łódka, to przestrzeń, w której człowiek bardziej niż gdziekolwiek indziej jest w stanie usłyszeć sercem coś, co zmieni sens jego życia. Bez obawy, że myśl spłoszona ucieknie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.