Wojna radykalnie zwiększyła potrzeby i po pomoc ustawia się teraz 1500 osób.
Wojna dramatycznie poszerzyła skalę ubóstwa na Ukrainie. „Każda przekazana złotówka i każdy ofiarowany kilogram makaronu realnie poprawiają los tych ludzi, a wydawany w Zaporożu chleb wręcz ratuje życie” – podkreśla brat Franciszek Grzelka. Jest on przełożonym generalnym Zgromadzenia Braci Albertynów i właśnie był na Ukrainie z bratem Tomaszem (ekonomem zgromadzenia) z kolejnym transportem pomocy humanitarnej. Tym razem był on możliwy dzięki hojności słuchaczy Radia Watykańskiego.
W Zaporożu albertyni od lat wypiekają chleb dla ubogich. Wojna przyniosła nowe wyzwania, lecz ich posługa wciąż ma na celu udzielanie natychmiastowego ratunku każdemu potrzebującemu. Bieda się zwiększa, ludzie stracili pracę, ceny w sklepach poszybowały w górę. Lęk o przyszłość jest ogromny.
Piekarnia u albertynów
„Wcześniej nasza kuchnia dla ubogich wydawała 150-200 posiłków dziennie. Wojna jednak radykalnie zwiększyła potrzeby i po pomoc ustawia się teraz 1500 osób. Nie byliśmy w stanie przygotować tyle gorących posiłków, przestawiliśmy się więc na suchy prowiant” – mówi Radiu Watykańskiemu brat Grzelka. Przełożony generalny albertynów, popularnie zwany bratem starszym, podkreśla, że bracia stworzyli w domu piekarnię. Codziennie z pieca wychodzi 1000 bochenków. „Do chleba dodajemy jakąś konserwę czy ser oraz chińską zupkę. Dostają to nie tylko bezdomni, ale również ludzie, którzy mają mieszkania. My, jako albertyni, w pierwszym rzędzie chcemy pomagać najbiedniejszym, czyli osobom bezdomnym, ale wojna sprawiła, że jest wielu innych potrzebujących. Skala ubóstwa się poszerzyła” – zauważa brat Grzelka. Bracia rozdają również takie produkty, jak ryż czy makaron dla osób, które mogą przygotować sobie posiłki w domu. Pomoc wydawana jest cztery razy w tygodniu przy sanktuarium Boga Ojca Miłosiernego, przy którym mieszka biskup Zaporoża, Jan Sobiło, z którym albertyni współpracują.
Ocalić dzieciństwo
W pierwszej kolejności pomoc otrzymują matki z dziećmi, następnie osoby niepełnosprawne oraz inni potrzebujący. Albertyni starają się szczególnie zadbać o dzieci, oferując im łakocie, czy organizując spotkania świąteczne - np. ze Świętym Mikołajem, jak to miało miejsce ostatnio. Takie chwile przywracają uśmiech na twarzach dzieci i choć na chwilę pozwalają im zapomnieć o trwającej wojnie, co w Zaporożu jest naprawdę trudne z powodu potężnego ostrzału. Dzieci żyją w lęku, budzą się w nocy, coraz więcej rodzin myśli o opuszczeniu miasta i poszukaniu spokojniejszego dachu nad głową. Jednocześnie wciąż przybywają uchodźcy z terenów przyfrontowych. Albertyni nadal prowadzą w Zaporożu schronisko dla bezdomnych, gdzie dach nad głową i pełne utrzymanie znalazło 30 mężczyzn, którzy dostają też pomoc w wychodzeniu z bezdomności. „My, albertyni, nie jesteśmy powołani do analiz politycznych czy militarnych. Bracia, którzy tu żyją, po prostu widzą konkretne potrzeby i na tym się koncentrujemy. Póki są potrzebujący, trzeba wychodzić naprzeciw ich potrzebom i na nie odpowiadać” – podkreśla przełożony generalny, który podobnie jak inni albertyni z Polski, czasami zastępuje w Zaporożu braci, którzy wyjeżdżają na urlop.
Hojni słuchacze Radia Watykańskiego
Bp Jan Sobiło wykorzystał fale papieskiej rozgłośni i na początku sierpnia zaapelował do Polaków o konserwy dla ubogich w Zaporożu. „Pomóżcie nam pomagać” – mówił w przejmującym apelu, który spotkał się ze szczodrym odzewem. Dzięki zebranym funduszom udało się zorganizować dwa transporty pomocy humanitarnej. Drugi dotarł na zaporoskie stepy w Adwencie i da szansę na godne przeżycie Bożego Narodzenia. „Na ten apel odpowiedzieli nie tylko ludzie indywidualni, ale także fundacje i zgromadzenia zakonne. Chciałbym wszystkim z serca podziękować za to, że wsparli Zaporoże i pracę albertynów nad Dnieprem” – mówi brat Grzelka. Przypomina, że bracia każdego miesiąca starają się organizować transport pomocy z Krakowa. „Jeździmy dwoma małymi ciężarówkami, na które jesteśmy w stanie zabrać do dziesięciu palet konserw i słodyczy dla dzieci” – opowiada zakonnik, który w ostatnich dniach osobiście wydawał pomoc potrzebującym.
Wdzięczni za pomoc i obecność
„Naprawdę widać, że przychodzący ludzie bardzo potrzebują najbardziej podstawowych rzeczy i są bardzo wdzięczni braciom, że się o nich troszczą. Bardzo często spotykamy się też z takim serdecznym pozdrowieniem, że są wdzięczni Polsce, Polakom, że nie zapominają o nich i że ich nadal wspierają. Oprócz darów, które się przywozi, to widzę, że ma dla nich duże znaczenie to, że się ich odwiedza i po prostu się z nimi jest, że nie są zapomniani” – mówi przełożony albertynów. I dodaje: „Także dla nas, którzy przyjeżdżamy na Ukrainę, to jest zastrzyk energii. To, co Pan Jezus powiedział, że w dawaniu też jest siła i radość i dobro się zwraca”.
Albertyn zaświadcza, że potrzeby na Ukrainie wciąż są ogromne. „Sytuacja jest dla nas czytelna, że Ukraina nadal cierpi. Ukraina została zaatakowana i normalnym odruchem człowieczeństwa, a tym bardziej zadaniem chrześcijanina jest wyjść naprzeciw tym potrzebom. Każdy ma swoją misję i w tej konkretnej sytuacji musi ją odkryć” – mówi przełożony albertynów. Podkreśla, że nie wszyscy są wezwani, żeby być tam na miejscu, czy nawet przyjeżdżać. „Na pewno jednak można się włączyć w pomoc, tak jak to zrobiła chociażby grupa słuchaczy Radia Watykańskiego, dzięki której bracia, którzy są na miejscu, mogą złagodzić ludzkie cierpienie. Każda złotówka, każdy kilogram cukru, makaronu, to wszystko się zbiera na to, że potrzebujący mogą tę pomoc uzyskać” – mówi brat Grzelka zachęcając, by nie ulec pokusie zmęczenia wojną i dalej pomagać.
Pomóżmy pomagać
Albertyni mogą wspierać umęczonych wojną Ukraińców także dzięki hojnemu wsparciu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz różnych dobrodziejów. Przykładowo Stowarzyszenie Xenia przekazało ostatnio 150 kompletów tak bardzo potrzebnej odzieży termicznej, a Fundacja „Trzy Trąby” systematycznie wysyła na Ukrainę transporty chińskich zupek. „Bez ludzi o wielkich sercach nie moglibyśmy pomagać. Za każdy przekazany grosz z serca dziękujemy” – mówi brat Grzelka. Jak przystało na brata odpowiedzialnego za posługą albertynów apeluje: „Nie zapominajmy o Ukraińcach, nieśmy im pomoc. To dzięki hojnym sercom Polaków, albertyni wciąż mogą wypiekać chleb dla ubogich”. Warto przypomnieć, że prawie milionowe przed wojną Zaporoże to miasto 120 narodowości reprezentujących różne religie i wyznania chrześcijańskie. Bracia nigdy nie pytają, skąd ktoś pochodzi i w co wierzy. Dla nich najważniejsze jest, by potrzebujący człowiek poczuł się kochany, aby została udzielona mu pomoc. Albertyński habit wrósł w krajobraz tego miasta, stając się symbolem miłosiernej miłości.
Więcej informacji na temat możliwości przekazania konserw i innych produktów dla Zaporoża:
kontakt z bratem Tomaszem Pączkiem, albertynem z Krakowa - tel. 782974800
Fundusze dla Kuchni Braci Albertynów w Zaporożu można przekazać:
Nr rachunku Zgromadzenia Braci Albertynów w Krakowie, Bank Pekao S.A.
21 1240 2294 1111 0000 3718 5503
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).
Wojna radykalnie zwiększyła potrzeby i po pomoc ustawia się teraz 1500 osób.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).
To nie wojna. T korzystanie z praw zagwarantowanych w konstytucji.